Skontaktuj się z nami

Hej, czego szukasz?

161 CREW

Kultura

„Hardcore nie jest dla nazistów” – wywiad z białoruską grupą Fuck It All

Tym, którzy uważnie śledzą polską scenę hardcore nazwa Fuck It All na pewno nie jest obca, a to z tego powodu, że warszawski Street Chaos wydał niedawno z bohaterami wywiadu wspólne wydawnictwo. Fuck It All będąca jedną z najważniejszych grup białoruskiej sceny hardcore, niedawno przerwała długie milczenie mocnym akcentem – występem przed Agnostic Front. Wywiad przeprowadzony został pod koniec sierpnia, krótko przed wymienionym koncertem. Z korespondentem Ultra-Music chłopaki rozmawiali m.in. o perspektywach sceny hardcore na Białorusi i na świecie, o kłamstwach internetu i o szczerości wobec siebie.

Od wydania poprzedniego studyjnego materiału Fuck It All minęło 7 lat. Co działo się z grupą w tym czasie?

Rusłan Sznur (wokal): Myślę, że poszukiwaliśmy siebie. W ciągu tych lat w końcu dorosłem i zrozumiałem co naprawdę jest dla mnie ważne. W którymś momencie uznałem, że ta grupa jest głównym zadaniem mojego życia, postanowiłem znowu zebrać chłopaków i okazało się, że nikt jeszcze nie wyzdrowiał z choroby pod nazwą Fuck It All. Troszkę skorygowaliśmy skład, napisaliśmy dwa nowe, dynamiczne kawałki i nie zamierzamy na tym poprzestać.
Iwan Seliszczew (gitara): Na perkusji gra u nas też Sieroża Syr, znany z pracy z grupami I Know, „SKApyt?!”, Together. Z ostatnimi Fuck It All nagrało 7 lat temu split.
Rusłan: Syr od dawna jest na scenie, znam go od dzieciństwa. Wiele razem zrobiliśmy, sporo pojeździliśmy, znamy się praktycznie jak bracia, tak więc nie jest to dla nas nowa osoba. Fuck It All to nie jest po prostu grupa – to rodzina, a dla nas ważne jest, żeby człowiek był swój.
Iwan: A jeśli do tego potrafi dobrze grać na bębnach to tylko na plus.

Wiele hardcorowych zespołów w ciągu dziesięciu lat istnienia nagrało po dziesięć albumów, u was do tej pory nie ma ani jednego pełnoformatowego wydawnictwa. Dlaczego?

Rusłan: Żeby grupa była popularna musi byś ekskluzywna. A prawdę mówiąc, chociaż grupa stała się znana, nigdy nie traktowaliśmy jej poważnie. Zebraliśmy się, pograliśmy, odbębniliśmy koncert i do widzenia.
Iwan: Nie mieliśmy systemowego podejścia do tego czym się zajmowaliśmy. „Chłopaki, za tydzień koncert” – „A no to spoko, ok, zagramy”. Zrobiliśmy jedną próbę – zagraliśmy koncert. To jest oczywiście fajne kiedy masz 20 lat, ale kiedy masz 30 chce się już czegoś bardziej poważnego. Chciałoby się nieść jakiś inny przekaz, bardziej przekonujący, bardziej konkretny.
Rusłan: Zasadniczo to zawsze byliśmy grupą koncertową. Głównie uczestniczyliśmy w lokalnej scenie, jeździliśmy gdziekolwiek bardzo rzadko, ale mimo tego staliśmy się trochę znani nie tylko w Białorusi. Bywało nawet, że budził mnie o 4 rano telefon z jakiegoś Urugwaju lub Argentyny: „Witaj, chciałbym wrzucić waszą piosenkę na składankę”. Odpowiadałem: „ok człowieku, rób sobie z nią co chcesz, tylko nie dzwoń o 4 rano”.

Wymieniani jesteście w gronie ojców białoruskiego hardcore’a. Od czasów powstania sceny hardcore minęło sporo czasu, ojcowie dorobili się już dzieci. Jak bardzo zmienił się ruch?

Rusłan: Zupełnie inne czasy, zupełnie inny ruch. Pozycje, pojęcia, przekonania – wszystko uległo transformacji. Kiedy zaczynaliśmy było nas bardzo mało i byliśmy naprawdę bardzo bliską rodziną. Nie przypadkowo zyskaliśmy sławę nie tylko muzyką i występami, ale też bezpośrednimi akcjami przeciwko ludziom, którzy przeszkadzali nam żyć: nazistom, dresiarzom i innym śmieciom, które mogły pojawić się na tych ulicach. Obecnie w ruchu są zupełnie inne interesy.
Iwan: Młodzieży jest bardzo dużo, mają Internet, są możliwości żeby gdzieś jeździć. Możliwe, że ludzie wiedzą więcej niż my, lepiej orientują się w stylach muzyki, grupach, festiwalach, widzieli więcej koncertów. Ale przy tym wydaje mi się, że zaginął duch braterstwa.
Rusłan: Wcześniej, na początku lat dwutysięcznych, żeby zebrać swoją ekipę, trzeba była zdzwaniać się z budek telefonicznych: nie mieliśmy przecież ani komórek, ani pagerów. Ale my mimo wszystko tworzyliśmy hardcore, kręciliśmy koncerty i nakrywaliśmy niepodobające się nam ekipy, popychaliśmy swoją scenę do przodu. Każdy z nas był aktywny, każdy coś robił: ktoś grał w drużynie, ktoś inny zajmował się wypuszczaniem fanzinów. Teraz sytuacja silnie się zmieniła: w scenie hardcore Białorusi jak i całego WNP jest coraz więcej obywateli. Ich uczestnictwo w ruchu hardcore sprowadza się do tego, żeby zamówić w internecie ciuchy, dobrze się ubrać, przyjść na koncert, o którym na pewno wiadomo, że żadni naziści nie przyjdą go rozwalać, a i milicja specjalnie się nim nie interesuje. Przyszedł, odtańczył swoje, kupił koszulkę – wszystko, zuch z ciebie, hardcorowy chłopak. Nie podoba mi się, że ludzie stracili ciśnienie, przestali być aktywni. Ruch hardcore polega przecież na tym, żeby aktywnie uczestniczyć w życiu swojej ekipy, rozwijać ją, iść przeciwko społeczeństwu, nie być obywatelem.

A jak przyciągnąć do hardcore’a obecnych nastolatków, którzy siedzą w Instagramach i słuchają hipsterskiego rocka?

Iwan: Żeby wpływać na ludzi powinieneś grać maksymalnie szczerze. Słowa, które wypowiadasz powinny wyrażać dokładnie to, czym żyjesz.
Ruslan: Zasłużyliśmy na szacunek tym, że za wszystkie swoje teksty zawsze mogliśmy odpowiedzieć nie tylko słowami.
Iwan: Niestety, na białoruskiej scenie hardcore punk zostało bardzo mało grup, wiele dobrych zespołów z jakiegoś powodu przerwało swoje istnienie. W tym momencie aktywnie działające grupy można policzyć na palcach.
Rusłan: Nie będę rozpaczać jeśli znowu zostanie nas trzydziestu jak było na samym początku. Takie życie: ktoś odpada, a pozostają najbardziej wytrwali. Oczywiście chciałoby się, żeby ruch się rozwijał i tutaj też wszystko zależy od nas: od tego jak będziemy się pokazywać, czy będziemy jeździć do innych miast. Jeśli nie będziemy się pokazywać, to kto będzie nas szukał? To jak z klubem piłkarskim Partizan: w każdym mieście naszego kraju, a i w całym WNP są ludzie, którzy zaliczają się do grona kibiców Partizana. Wszystko dlatego, że kibice przyjeżdżali do tych miast, pokazywali się, robili tam awanturę i miejscowa młodzież interesowała się, szumiała potem miesiącami.
Iwan: W którymś momencie MTZ-RIPO był jedynym klubem z lewicową, antyfaszystowską ideologią na całym postsowieckim obszarze. Wszyscy wiedzieli, że w Hamburgu jest Sankt Pauli z lewicowymi kibicami, a tu nagle pojawia się taki sam klub, tylko w Mińsku  i wszystkim po prostu kopary opadają, że to się dzieje tutaj u nas, w Mińsku. Myślę, że ta ekskluzywność zrobiła Partizanowi sławę. Oczywiście wprowadzili również zamieszanie, ale przyczyna tego jest już zupełnie inna.

A dlaczego Fuck It All nie uczestniczy w koncercie wsparcia Partizana 13 września?

Rusłan: Zasadniczo to nie chce się występować co dwa tygodnie, chciałoby się być bardziej ekskluzywnym. Teraz gramy z Agnostic Front. A Partizan i tak wesprę, niekoniecznie występem. Na koncercie spodziewany jest niezły zestaw zespołów, pięknie sobie poradzą i bez nas.

A czy ta polityka „ekskluzywności występów” nie doprowadzi do tego, że na następny koncert trzeba będzie znowu czekać dwa lata?

Iwan: Nie no, dlaczego od razu dwa lata? Po prostu granie w rodzinnym mieście koncertów co dwa tygodnie jest trochę głupie i zaczyna się przejadać. Ważne, żeby cały czas robić coś ciekawego, przyciągać uwagę.
Rusłan: Po Agnostic Front planujemy zagrać dwa koncerty – w Piterze i Moskwie. A potem będziemy tworzyć nowy album. Propozycje koncertów napływają nieustannie.
Iwan: Ale odpowiadamy tylko na normalne propozycje. Zwykle jest tak: „Dawajcie chłopaki, przyjedziecie i zagracie za chińską zupkę w naszym garażu, tylko widzicie, nie ma u nas na czym grać, mamy tylko tamburyn i bałałajkę. Może sami przywieziecie?”. Te czasy już przerabialiśmy. Ktoś oczywiście może powiedzieć: „oj sodówa wam uderza do głowy chłopaki, przecież to punk rock!”. Ale kiedy przychodzisz na koncert i przez straszny dźwięk nie wiesz co się dzieje na scenie to słabo. Jeśli robisz koncerty nie zwracając uwagi na ich jakość, to należy się zastanowić po co je robisz. Wszystko powinno być w harmonii: powinieneś świetnie grać i powinieneś mieć konkretny i właściwy przekaz.
Rusłan: Zaznaczę, że jest to tylko nasza pozycja. Dla kogoś idealnym wydaje się występ na polanie albo w garażu i nie jestem przeciw temu, przychodzę na takie imprezy i bawię się ze wszystkimi. Ale jesteśmy dorosłymi chłopakami i chcemy nieść przekaz szerszym masom.

Wiadomo, że na koncertach Agnostic Front zbiera się po równo lewaków i prawaków…

W Mińsku prawicowcy nie chodzą na Agnostic Front! Oni wiedzą co to za koncert, wiedzą jacy ludzie są z nim związani. W ogóle dziwi mnie, kiedy w grupie grają: wokalista Latynos, bębniarz-Chińczyk, basista-Meksykanin, a na ich koncerty przychodzą prawicowcy. A z drugiej strony może to i dobrze: przyjdzie człowiek na koncert, zobaczy jak jest fajnie i pojmie, że zabłądził w swoich poglądach.
Rusłan: Nie mogę zakazać naziście przyjść na koncert. Jeśli przyjdzie bez symboliki, jeśli na nim nie będzie napisane, że jest nazistą, proszę bardzo, niech przychodzi. Ale jeżeli zacznie jakąś propagandę, przyjdzie w jakiejś prowokacyjnej koszulce, to ja, osobiście, skuję mu mordę.
Iwan: Rusłan ma na myśli to, że uderzy go w twarz.
Rusłan: Ale teraz w Mińsku klimat jest taki, że ani jeden nazista nie przyjdzie na Agnostic Front. Nawet gdyby niczego takiego na siebie nie założył, wszyscy będą znać go z twarzy. Hardcore nie jest dla nazistów. Nie wpuściliśmy ich na początku dwutysięcznych, nie wpuścimy i teraz. Niech siedzą w swojej piaskownicy i nie pokazują się normalnym ludziom.

Dwa lata temu milicja zatrzymała setkę ludzi, którzy przyszli na duży punkowy koncert w klubie „Krylia”, organizowany dla wsparcia organizacji Food Not Bombs. Państwo obawia się ruchu punk-hardcore?

Iwan: Problem w tym, że nasze państwo obawia się jakichkolwiek alternatywnych rzeczy. Wszystko co nie idzie po linii oficjalnej jest trochę straszne. Wydarzenie to miało spory rozgłos, ale ogólnie ta historia i powiedzmy, zakazanie koncertu grupy Krama wpisują się w ogólny porządek.
Rusłan: Do tego scena hardcore-punk nigdy nie była hipsterską i super pozytywną. Według białoruskiego państwa, jeśli człowiek krzyczy do mikrofonu, oznacza to, że jest jakimś szalonym satanistą i koniecznie trzeba go aresztować. Nie uważam, że stanowimy zagrożenie dla społeczeństwa. Raczej jest na odwrót: to społeczeństwo zagraża nam.
Iwan: Kiedy miałem 18 lat, zastanawiałem się jak mogę zmienić świat. Potem zrozumiałem, że to utopia, a najważniejsze co mogę zrobić to zmienić świat wokół siebie. Faktycznie ludzie związani z punkiem czy hardcorem tworzą swój świat – alternatywny wobec zwykłego społeczeństwa. Świat, w którym nikt cię nie osądza, świat do którego przychodzisz jak do dużej rodziny. Jak kiedyś powiedział nasz basista, ruch hardcore to jest to miejsce, w którym kiedy upadasz, to wiesz, że z dołu podniesie cię wiele rąk. I to jest właśnie najważniejsze. A jeśli po drodze możesz jeszcze zmienić innych ludzi to tym lepiej.

A co grupa Fuck It All myśli o wydarzeniach w Ukrainie?

Rusłan: Powiem tak. Pojebańcy są wszędzie i oni są teraz u władzy – tak z jednej strony jak i z drugiej. Cały ten konflikt to wojna zwykłych ludzi wykorzystywanych jako mięso armatnie. Nie jest to wojna polityków, oni na niej nie tracą – oni po prostu zarabiają pieniądze. Wyobrażacie sobie co teraz dzieje się w domach dziecka? Nikt na pewno o tym nie myśli. Wszyscy myślą: „Ach, jakie pojeby z tych ruskich” albo : „Ach, chachły to takie zjeby”. Nie uważam, że Rosjanie są pojebami, wśród nich jest wielu moich braci, sam uważam siebie za Rosjanina. Ważne, że cierpią zwykli ludzie: chłopaki, dziewczyny, dzieci, które wpadły w ten kocioł nie z własnej woli. Ludzi zarażają ideologią i są oni gotowi dosłownie rozrywać jeden drugiego. I z tym trzeba walczyć, a nie przeciw Rosji, Ukrainie czy Polsce z Niemcami. Walczyć trzeba z tymi pojebami, którzy robią kasę na ludzkiej krwi.
Iwan: Polityka jest zła. Człowiek, który rwie się do władzy nie może być normalny. Jeśli chcesz rządzić innymi ludźmi to jest z tobą coś nie tak. Ludzi po prostu zrobili w chuja.
Rusłan: To największe światowe oszustwo, które zbyt łatwo może przekształcić się w trzecią wojnę światową.

Niedawne antywojenne oświadczenie podpisane przez wiele grup z lewej strony, zostało skrytykowane za niedokładność sformułowań przez innych przedstawicieli ruchu antywojennego. Dlaczego mają miejsce takie nieporozumienia, skoro wszyscy dążą do tego samego?

Rusłan: Chodzi o to, że daleko nie wszyscy rozumieją co się w ogóle dzieje. Nawet spotykając się ze swoimi przyjaciółmi widzę jak jedna lub druga ideologia narzucana masom wchodzi w ich głowy. Jeżeli nawet w ruchu hardcore, gdzie ludzie jako tako kumają co się dzieje na tej planecie, ideologia trafia w ludzkie mózgi, to co można powiedzieć o zwykłych obywatelach, których rządzący tym światem po prostu ugniatają jak plastelinę? Jedni nie rozumieją z powodu wieku, inni z powodu swojej głupoty, u innych z kolei przeciwnie, rozumu jest pod dostatkiem. Uważam, że trzeba po prostu pozbyć się rządu i państwa i spokojnie żyć bez nich.
Iwan: Faktycznie dla realizacji anarchistycznych idei ludzie powinni mieć wysoki stopień samoświadomości. No i po to istnieje scena hardcore. W rzeczywistości jest ona takim anarchistycznym społeczeństwem.
Rusłan: Alternatywnym społeczeństwem. I ja czuję się w tym społeczeństwie bardzo dobrze. Nie chcę uczestniczyć w procesach obywatelskiego społeczeństwa, nie chcę na kogoś pracować. Mi się poszczęściło: pracuję sam na siebie, jestem stosunkowo niezależny.
Iwan: Jest dobry przykład: w Belgii przez rok nie było rządu ponieważ flamandzka i walońska część rządu pokłóciły się i odmówiły wzajemnych spotkań. Mam przyjaciół Belgów i pytałem ich: „A co się zmieniło w ciągu tego roku?”, oni odpowiadali: „Nic się nie zmieniło, wszystko działa, jak żyliśmy, tak i żyjemy”. Tak naprawdę jest zupełnie nieważne kto jest u władzy. Nie ma dobrych rządzących. Nawet jeśli wydaje ci się, że obecny rządzący jest okropny, to kiedy przyjdzie następny zobaczysz, że on zasadniczo niczym się nie różni.

Wydawałoby się, że internet czyni informację bardziej dostępną. Dlaczego w takim razie w ruchach jest coraz mniej ludzi?

Iwan: Internet oddala ludzi od siebie. Ludzie siedzą i korespondują na Vkontakte, a przy spotkaniu nie wiedzą co do siebie powiedzieć. Internet przekształca stosunki i muzykę w rodzaj fastfooda. W 1994 roku kupiłem płytę Soundgarden i praktycznie dziury w niej wytarłem, bo miałem wtedy 10 płyt. Znałem każdy moment w każdej piosence! A teraz każdego dnia mogę przesłuchać 500 nowych albumów. Po prostu gubię się w tym oceanie informacji.
Rusłan: Ludzie mają teraz o wiele mniej problemów niż my mieliśmy w swoim czasie. Z jednej strony to dobrze, z drugiej źle: ludzie żyją myśląc tylko o tym, jak pójść poimprezować w weekend. Wcześniej mieliśmy problem, żeby dostać się do klubu tak, żeby cię przy tym nie zabili albo przejść się ulicą w centrum tak, żeby na ciebie nie napadła jakaś kibicowska grupa. My te problemy rozwiązaliśmy, a młodzież idzie obecnie prosto wytyczoną już drogą, na luzie. Przepada cały bunt, wszystko staje się ckliwe, korporacyjne.
Iwan: Zamiast iść na koncert robisz udostępnienie.
Rusłan: Jak ekipa kiedyś się poznawała? Byli ludzie, którzy w ogóle nie wiedzieli o istnieniu w Mińsku hardcora, ci spisywali się z moskwianami: „Cześć, chcę przyjechać do was na koncert”. A im odpowiadali listami, nie przez Internet a pocztą: „Słuchaj, przecież u was w mieście są chłopaki…” i dawali namiary na nas. Ludzie znajdowali nas i zwyczajnie ich zamurowywało, że okazywało się, że u nas jest taka ekipa. A teraz po co czegoś szukać? Otwierasz przeglądarkę, masz tysiąc znajomych, pięćset lajków i wszystko gra.

A jak dobrym grupom, które robią dobrą muzykę nie zgubić się w informacyjnym potoku na drodze do słuchacza?

Iwan: Bardzo łatwo: trzeba pracować. Jeśli naprawdę robisz coś wspaniałego, nigdy nie przepadniesz. Po prostu nie można się lenić. Czasem ludzie czy to się boją, czy to nie chce im się w jakiś sposób się pokazać. Jestem przekonany, że w Mińsku jest dużo dobrych grup, o istnieniu których nawet nie wiem.
Rusłan: Z jakiegoś powodu młodzież – nie tylko w Białorusi, ale w całym WNP – lubi marzyć, ale nie działać. Ludzie od razu zajmują taką pozycję: „Po co próbować działać, jeśli i tak nic z tego nie wyjdzie, lepiej pomarzę trochę o tym i pójdę dalej jeść kartofle”. Dziesięć lat temu było u nas całkiem inaczej: zbieraliśmy się ekipą, podejmowaliśmy decyzję w 3 minuty i szliśmy działać. A konsekwencje – no trudno, walić je.
Iwan: Wielu do tej pory wierzy: „No i nagrałem dobry album, który cudownym sposobem przyciągnie uwagę, od razu zaproponują mi gościnne występy i stanę się popularny.” Gówno prawda. Niedawno widziałem na forum ogłoszenie australijskiej grupy Northlane, która całkiem aktywnie jeździ po USA, Europie i Australii. Chłopaki sprzedają swój koncertowy mikrobus, którym przez pięć lat po Australii zrobili około 200 tysięcy kilometrów. Na trasach koncertowych! To niewiarygodna praca. A ile wrażeń! Jedziesz 15 godzin przez Rosję w mróz, psuje ci się bus, próbujesz odbić przymarznięte koło i myślisz: „Co za chujnia, po co się w ogóle na to wszystko zgodziłem!”. Ale mija jakiś czas i zaczynasz rozumieć: „Kurde, jakie to było fajne”. To jest właśnie to dla czego warto żyć. Fakt, bywa trudno. Red Hot Chili Peppers w czasie pierwszych dwóch tras grali po 90 koncertów w jakiś niewiarygodnych piwnicach, mordowniach w całych Stanach. Ale wiedzieli – nie będziesz naginać, nie będzie rezultatu. Dotyczy to każdej sfery, nie tylko muzyki.
Rusłan: Wielu nie podoba się słowo pracować w odniesieniu do muzyki, od razu są sceptyczni: „No proszę, to znaczy, że muzyka to dla ciebie praca”. A ja chciałbym, żeby moja pasja była moją pracą. Po co człowiek ma chodzić do fabryki, jeśli ma możliwość tworzenia? I kiedy będę umierać, chciałbym wspominać to, co zrobiłem działając w ruchu, a nie chodzenie do pracy czy jakieś kwestie bytowe. Jeśli chcesz coś osiągnąć trzeba działać va banque. Ryzyku zawsze towarzyszy powodzenie.

Dosłownie tydzień temu pod Grodnem odbył się duży festiwal punkowy Out Of The Streets. W białoruskim punku od dawna nie było wydarzeń takiej rangi, jeżeli w ogóle kiedykolwiek. Czy to wyjście na nowy poziom?

Rusłan: Tak, tak właśnie jest. Osiągnęliśmy odpowiedni wiek, kiedy możemy organizować oficjalnie wszystko co nam się podoba.
Iwan: Nie można się chować. Kiedy się chowasz ściągasz na siebie o wiele większą uwagę. A jeśli otwarcie mówisz: „tak, jestem właśnie taki i robię właśnie to”, to tym samym pokazujesz, że jesteś normalnym człowiekiem, że nie niesiesz negatywnego przesłania. Tak, niektórzy do tej pory łomoczą w garażach – i to jest też dobre, powinien być wybór. Podoba się granie w garażach – ok, chce się grać na dużej scenie, na wielkich festiwalach – to fajnie, występuj.
Rusłan: To jest właśnie wolność.

Gallows podpisali milionowy kontrakt z Warner Bros., Rise Against rozmyli swój hardcorowy styl, Fucked Up występują na MTV Live Canada…Hardcore się sprzedaje?

Nie patrząc na określoną elitarność, hardcore mimo wszystko w którymś momencie staje się mainstreamem. Pamiętam czasy kiedy na koncerty hardcore w Mińsku przychodziło po tysiąc ludzi, ale przecież to absolutnie nie znaczy, że występujące grupy się sprzedały. Bardzo podoba mi się przykład Rage Against The Machine: grup wydawała w wielkich wytwórniach, jeździła na wielkie trasy, a przecież mieli ściśle określoną pozycję odnośnie wielu rzeczy i oni nie zarabiali tak po prostu muzyką pieniędzy, oni nieśli określony przekaz, wspierali lewicowych aktywistów, zajmowali się dobroczynnością. Nieważne czy grasz w piwnicy czy na antenie MTV, najważniejsze jest jaki niesiesz przekaz i na ile jesteś szczery sam ze sobą.
Rusłan: Uważam, że hardcore może trafiać do mas. A jeśli człowiek zmienia swoje poglądy i swoje teksty, czyli jeśli wczoraj śpiewał o tym jak korporacje zabijają Ziemię, a dziś śpiewa o kwiatuszkach, to to jest właśnie sprzedajność.

Niektóre hardcorowe ekipy wiążą się z grupami hip-hop na zasadzie schodzenia się idei i ideologii. Na przykład kalifornijska grupa Trash Talk związała się z wytwórnią Odd Future, która zajmuje się hip-hopem i R&B. Jaki macie do tego stosunek?

Rusłan: Zasadniczo wszystko to zawsze było ze sobą blisko.
Iwan: Najlepszy przykład – grupa Beastie Boys, która zaczynała grając hardcore-punk, z potem została jedną z najbardziej znanych na świecie rapowych grup. Wielu nie pamięta tego, że oni grali hardcore. A rap w zasadzie jest hardcore’owy, kontestujący.
Rusłan: Też nie odstajemy od tych tendencji. Mam pomysł napisania piosenki z grupą 10-side. Będzie to mimo wszystko hardcore, a nie rap, ale chcemy przyciągnąć raperów.

Maks Korż (popularny białoruski raper-red.) poglądami też jest bliski hardcore’owi: po pierwsze zaczynał od totalnego DIY-undergroundu, po drugie nie pali i nie pije, czyli blisko ma do straight edge, przyznaje się do antyglobalistycznych poglądów. Czy jeśli zaproponuje wam zagranie wspólnego koncertu to odpowiecie?

Iwan: 25 000 euro – i nie ma problemu! :)
Rusłan: Gdybyśmy dostali taką propozycję, to postawilibyśmy jakieś swoje warunki. Ja na przykład nie chciałbym śpiewać obejmując się z Maksem Korżem o tym jak kocham żyć. Tak, on ma coś wspólnego z antyglobalistami, do tego ten chłopak żyje tu, czuje Mińsk, wie co to jest. Ale nawet gdybym robił coś z nim wspólnie, robiłbym to od siebie. Moje teksty pozostałyby moimi tekstami i miałbym w dupie piszczące dziewczynki pod sceną.
Iwan: Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie wiem co to za człowiek. Żeby odpowiedzieć musiałbym się z nim spotkać. Jeżeli mamy coś wspólnego, jeśli znaleźlibyśmy wspólny język – dlaczego nie? Można spróbować, przecież zawsze ciekawie jest odkrywać nowe horyzonty.

Obserwuje się obecnie falę powrotów wśród hardcore’owych weteranów lat 80-tych: ponownie zebrali się Black Flag, u Keitha Morrisa pojawiła się grupa Off!, silną bandę zebrał Jello Biafra. Nie robią tego dla pieniędzy?

Rusłan: Myślę, że najważniejsze nie są pieniądze, a zabawa. Może chłopaki chcą przypomnieć sobie młodość, chcą zobaczyć młodzież na swoich koncertach i mieć z tego przyjemność.
Iwan: Panuje u nas stereotyp, że w wieku 55 lat jesteś już emerytem i potrzebujesz tylko koca i gorącej herbaty. Gówno prawda. Mówią, że przed śmiercią najbardziej chce się żyć. Ci ludzie także w wieku 55 lat chcą przeżywać nowe emocje, jeździć w trasy. Dlatego wielu po dłuższych przerwach wypuszcza wspaniałe albumy. Na przykład Alice In Chains nagrali świetny album z nowym wokalistą. Soungarden zebrali się i grają świetne koncerty. I to jest dobre!
Rusłan: Jestem za jakąkolwiek twórczością. Im więcej ludzie będą tworzyć tym lepiej.

Czy oznacza to, że Fuck it All też dopiero zaczęło swoją drogę i dalej będzie tylko lepiej? Za 20 lat może jeszcze będziecie stadiony zapełniać?

Iwan: Nikt nie jest przeciwny zapełnianiu stadionów! :)
Rusłan: Teraz się postaramy, a potem one po prostu same będą się zapełniać.
Iwan: Najważniejsze to robić swoją robotę i robić ją dobrze. Jeśli wykonujesz swoją pracę dobrze to znajdą się ci, którzy będą cię wspierać.
Rusłan: Muzyka jest dla mnie wentylem bezpieczeństwa. To moje życie i nie mam zamiaru z tym kończyć. Tym bardziej, że ludzie kochają i pamiętają. Nawet nieznajomi na jakiś przypadkowych imprezach podchodzą i mówią: „Idziemy na wasz koncert! Nie potrzebujemy Agnostic Front, idziemy na was!”. Najważniejsze to nie starzeć się duchem.
Iwan: I myśleć własną głową.
Rusłan: Tak, myśleć własną głową, właściwie odbierać krytykę, być aktywnym. I nigdy nie poddawać się prowokacjom tego jebanego życia.

Źródło: ultra-music

Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.