Świat

Na front lub do więzienia – rosyjska ofensywa zakłócona przez bojkot

Tłumaczenie tekstu ze strony libcom.org

Przedstawiamy wam tłumaczenie tekstu napisanego przez assembly.org.ua na początku miesiąca. Częśc informacji na temat bieżącej sytuacji na froncie może być oczywiście już nieaktualna, ale mimo wszystko tekst jest bardzo ciekawy i wart przeczytania.

Podczas gdy front zastygł w oczekiwaniu na główne uderzenia, akcje bezpośrednie nadal wyczerpują siły agresora. (…) Ale antywojenna partyzantka jest tylko wierzchołkiem góry lodowej!

Wspierajcie newsletter o humanitarnej pomocy dla ludności cywilnej w Charkowie i kampanię kolektywnej odbudowy naszych osiedli

Dzięki niewielkim postępom sił rosyjskich w niektórych rejonach i ukraińskich w innych, w ciągu ostatniego miesiąca front niemal całkowicie się ustabilizował. Liczba wojsk imperialnych jest obecnie znacznie mniejsza niż na początku agresji na pełną skalę, więc ich jednostki są przenoszone z południa do Donbasu i z powrotem. Głównym powodem są poważne braki kadrowe w armii inwazyjnej, mimo fantastycznego jak na standardy zgnuśniałego zaplecza uposażenia i premii. Wśród nieregularnych najemników grupy Wagnera coraz częściej zdarzają się przypadki, gdy poszukujący pracy są zwabiani do ochrony obiektów cywilnych, takich jak szyby naftowe czy gazowe, i dopiero docierając do Ukrainy, dowiadują się, do czego zostali zwerbowani. Liczba tych, którzy odmawiają walki w Ukrainie, idzie już w tysiące, może nawet w dziesiątki tysięcy. Wojskowi piszą masowe raporty o ich antywojennych przekonaniach i proszą o zwolnienie. Ale szefowie jednostek nie spieszą się z odpowiedzią na takie raporty. W tej trwającej względnej ciszy impasu pozycyjnego mamy czas odnieść się do kilku liczb z ostatnich miesięcy.

Mieszkańcy Moskwy średnio giną na froncie 87,5 razy rzadziej niż Dagestańczycy, 275 razy rzadziej niż Buriaci i 350 razy rzadziej niż Tuwińcy. Zapadłe peryferia kraju, z wysokim przyrostem naturalnym i wysokim bezrobociem to główne źródła mięsa armatniego. Jednak Buriaci z jednostek czołgowych, które zostały wysłane do obwodu kijowskiego, a następnie przeniesione do Donbasu, napisali co najmniej 500 raportów o odmowie służby. Jest to największa liczba raportów i odmów walki wśród wszystkich innych podmiotów RF. Wśród pozostałych liderów pod względem odmów są Republika Kabardyno-Bałkarska (około 500 raportów) i Osetia Południowa (około 240 raportów).

Jak się okazało w połowie lipca, ok. 300 żołnierzy z 136. Wydzielonej Brygady Strzelców Zmotoryzowanych Gwardii z siedzibą w Bujnaksku, miesiąc po rozpoczęciu inwazji odmówiło dalszego udziału w działaniach wojennych i opuściło Ukrainę bez zezwolenia. Część z nich rozpoczęła procedurę rozwiązywania kontraktów, wracając do Dagestanu; część, po leczeniu w szpitalu, pod naciskiem krewnych i lokalnych władz, wróciła na Ukrainę. Według obrońców praw człowieka wojskowi twierdzili, że mają problemy z mundurami i bronią, część żołnierzy wróciła do Dagestanu z odmrożonymi kończynami. W Bujnaksku powracających witano jak dezerterów. Lokalne władze zorganizowały spotkanie, na którym potępiły ich czyn. W chwili publikacji prokuratura wojskowa prowadziła kontrolę, gdyż nieobecność na posterunku służbowym przez ponad 10 dni może skutkować odpowiedzialnością karną.

9 lipca w Buriacji wylądował samolot ze 150 wojskowymi, którym wypowiedziało umowę Ministerstwo Obrony Narodowej. „Powrót do domu zajął im dużo czasu, ponieważ po sensacyjnym apelu żon z Buriacji, żołnierze, wręcz przeciwnie, zostali zatrzymani na kolejne 10 dni na wojnie — autobusy, w których podróżowali, po prostu zawrócono” — powiedziała Alexandra Garmażapowa, prezeska Fundacji Wolna Buriacja. Żony apelowały o zastąpienie ich mężów [na froncie] innymi żołnierzami i ich powrót do ojczyzny. W rzeczywistości ich mężowie już wracali do domu, ale w chwili publikacji apelu zostali zawróceni, niektórzy musieli wyskoczyć z autobusu w drodze. Ta liberalna organizacja antyrasistowska, powstała wiosną 2022 roku, opowiada się za realną federalizacją Rosji; pomaga rodakom walczącym w Ukrainie przejść w stan spoczynku, prowadzi działalność edukacyjną (np. w ramach kampanii „Rosja Potrzebuje Denazyfikacji” zebrała ponad 3 tys. opowieści o szowinizmie narodowym i dyskryminacji, prowadzi też ewidencję Buriatów poległych w wojnie). Wśród Tuwińców pojawiła się już np. organizacja Nowa Tuwa, której założyciele inspirowali się przykładem Buriatów.

Wspomniane ok. 500 żołnierzy, którzy wypowiedzieli kontrakty, to tylko ci, którzy przeszli przez Fundację, gdzie zapewniono im pomoc prawną i otrzymali instrukcję zwolnienia krok po kroku. „Zgłaszają się również osoby z innych regionów. Teraz jest sytuacja z tuwińskimi żołnierzami. Trzy tygodnie temu napisali oni raporty o zakończeniu służby, ale nie zostały one przyjęte i do 20 osób jest teraz zamkniętych w komendanturze jednego z okupowanych regionów na wschodzie Ukrainy i nie są wypuszczani. Boją się, że zostaną wysłani na linię frontu bez wyposażenia, żeby tam po cichu zginęli” – dodała 9 lipca Aleksandra.

Andriej Rinczino, prawnik tej inicjatywy, powiedział jednocześnie, że grupa 120 żołnierzy kontraktowych wdała się niedawno w przepychanki z żandarmerią w tzw. Ługańskiej Republice Ludowej. Wszyscy zostali zatrzymani i powiedziano im, że nie mogą opuścić tego terytorium bez pozwolenia. Za to, rzekomo, grozi odpowiedzialność karna. „FSB pracuje nad nimi, a także ich krewnymi. Przesłuchują. Najczęściej zastraszają, ale tak naprawdę nie mogą nic zrobić”. Na pytanie naszego dziennikarza, czy wiedzą o odmawiających walki w obwodzie charkowskim, Andriej odpowiedział, że w trosce o bezpieczeństwo tych, którzy szukają pomocy, nie pytają o ich dokładne położenie — wystarczy fakt przebywania poza granicami Rosji.

Takie pieczątki otrzymują rosyjscy wojskowi, którzy wypowiadają kontrakty, by nie jechać do Ukrainy.

Dzwoniący po pomoc do Fundacji Wolna Buriacja z okupowanego terytorium opowiadają o przymusowym zatrzymywaniu przez dowódców. „Ostatnio mieliśmy kilku wojskowych, którzy byli przetrzymywani w Ałczewsku. Napisali raporty trzy tygodnie temu, dowódca odmówił ich przyjęcia. [Wnioskowali] o zwolnienie, ale zostali zatrzymani przez żandarmerię wojskową, wywieziono ich w przeciwnym kierunku, trzymano w piwnicy. Ogólnie rzecz biorąc, byli wykorzystywani jako siła robocza. Po prostu bali się, że zostaną odesłani na front bez wyposażenia, gdzie po prostu zostaną zabici. Wyskoczyli z autobusu. I właśnie wczoraj na Facebooku w grupie Ministerstwa Obrony Ukrainy pojawiła się przechwycona rozmowa audio, potwierdzająca nasze słowa. Tamtejszy żołnierz powiedział to samo: że wyskoczyli i że zostali wysłani z powrotem na front”, powiedziała w wywiadzie 14 lipca wiceprezes tej organizacji Wiktoria Maładajewa.

11 lipca 21-letni kapral Ilja Kamiński, który od początku inwazji służył na Ukrainie jako żołnierz kontraktowy w szeregach 11. Wydzielonej Brygady Desantowo-Szturmowej Gwardii ze stolicy Buriacji, wraz z dziesiątkami innych żołnierzy w Donbasie podpisał raport o odmowie udziału w działaniach wojennych. A następnego dnia wszyscy, którzy zgłosili odmowę walki, zostali podzieleni na grupy po 8-10 osób i wysłani do aresztu śledczego w mieście Ługańsk. „Przyszli ludzie z wojskowego wydziału śledczego i zmusili nas do napisania wyjaśnień, że jesteśmy gotowi do wykonywania zadań. Nasze raporty były podarte, nie zostały przyjęte, pisaliśmy rozkazy … Będę mówić za siebie, napisałem około 20 raportów. Żaden z nich nie został rozpatrzony. [Jestem] moralnie zmęczony. Nie ma absolutnie żadnego zaufania do władz i wyższego dowództwa, dosłownie żadnego. Bo oni wszystko ignorują. Ignorują prośby. Zaczęli mieszać, wysuwać jakieś propozycje, gdy ludzie konkretnie mówili 'nie’. Zaczęli już proponować różne rzeczy. Jestem zmęczony. Chcę do domu. Moja córka się urodziła trzy miesiące temu. Jeszcze jej nie widziałem. Pierwszy raport napisałam pod koniec kwietnia, nie został rozpatrzony, nie został podpisany, zignorowany. Potem w maju zacząłem pisać raporty o odmowie, bo od dawna karmiono nas [tylko] obietnicami”. Następnie żołnierze powiedzieli, że 78 osób z tej brygady było zdecydowanych zrezygnować i opuścić terytorium Ukrainy, ale po zamknięciu w garażu i naciskach ze strony dowództwa około 50 z nich zmieniło zdanie o wyjeździe. Według nich, od początku wojny brygada straciła około połowy swojego personelu.

Później Fundacja opublikowała materiał dowodowy o 234 rosyjskich obdżektorach przymusowo przetrzymywanych w piwnicach i innych zamkniętych pomieszczeniach w Briance (tzw. Ługańska Republika Ludowa), od których żądano powrotu na front. „Kiedy chłopaków przywieziono do Brianki, zadzwoniliśmy do jednostki, do dowódcy kompanii, do dowódcy bazy. Pytałem, co zamierzają zrobić, dlaczego ich nie odsyłają. Powiedziano mi, że powstał nowy ośrodek dla odmawiających. Prowadzą rozmowy. Jak mówili, nie byliby tam trzymani dłużej niż dwa tygodnie: gdyby nie udało się ich przekonać do dalszej służby, zostaliby przeniesieni do bazy w jednostce i tam rozwiązano by z nimi kontrakt. Ale tak się nie stało” — powiedziała matka innego więźnia, Fatima Gorszenina. Brianka znajduje się 13 km od wspomnianego Alczewska. O przeniesieniu tam zatrzymanych odmawiających dowiedzieliśmy się 21 lipca.

Również w połowie lipca Radio Liberty, z pomocą ukraińskich agencji wywiadowczych, opublikowało nagranie audio ze spotkania pułkownika Olega Korotkiewicza z rodzinami żołnierzy 35. Wydzielonej Brygady Strzelców Zmotoryzowanych z Alejska (Republika Ałtajska). Z jego słów wynika, że od czerwca 261 osób z tej brygady odmówiło walki na Ukrainie, a wszyscy odmawiający zostaną umieszczeni na „tablicy hańby” w mieście. W tej samej połowie ubiegłego miesiąca taka tablica z listą ponad 300 odmawiających z 205. Wydzielonej Brygady Kozackich Strzelców Zmotoryzowanych została postawiona w jednostce wojskowej w Budyńsku. „Długo myślałem, ważyłem wszystkie konsekwencje decyzji i zrozumiałem, że jednak muszę zrezygnować (z wojska) i dalej żyć. Teraz poukładałem sobie życie i wcale nie żałuję! Na pewno nie chciałem zabijać i nie mogłem. Po prostu wyobraziłem sobie sytuację, w której musiałbym odebrać życie jakiejś osobie i zrozumiałem, że nie mógłbym tego zrobić. Ludzie nie zrobili mi nic złego. Po drugie, miałem obawy o swoje życie. Jest to również bardzo ważnym czynnikiem. To jest moralnie trudne. Do tego mam krewnych, znajomych”, powiedział anonimowo jeden ze zwolnionych ze służby.

Byli żołnierze 205. brygady mówią, że odeszli bez przeszkód: dowództwo nie wywierało na nich presji i nie zastraszało ich sprawami karnymi. Ale to było wcześniej, w pierwszych miesiącach wojny. Teraz, co oczywiste, rosyjska armia ma problemy z rezerwą osobową. Pokazuje to to, co dzieje się w 11 Brygadzie Szturmowej z Ułan-Ude i innych jednostkach.

Na południowym teatrze działań wojennych zamiast rotacji rosyjscy żołnierze trafiają do rejonu Heniczewskiego w obwodzie chersońskim. Umieszcza się ich w bazach na piaszczystej mierzei Arabatka, gdzie mogą odpoczywać przez kilka tygodni, po czym ponownie wysyła się ich do walki. Dowództwo obawia się, że uciekną, jeśli pozwoli się im odwiedzić Krym — mówią lokalni mieszkańcy. Rosyjski prawnik zajmujący się prawami człowieka Aleksiej Tabałow twierdzi, że w obwodzie chersońskim są jakieś „dołki” dla odmawiających, podobne do obozu koncentracyjnego w Briance. „To się dzieje na całym okupowanym terytorium, gdzie znajdują się rosyjskie wojska i z apeli, które do nas przychodzą, z częstotliwości apeli do naszych organizacji, w szczególności organizacji partnerskich, można odnieść wrażenie, że wszyscy są gotowi do ucieczki z pola walki. I prawdopodobnie Ministerstwo Obrony Narodowej, dostrzegając ten fakt, uznaje to za duży problem. Teraz już przechodzą od zastraszania na początku 'operacji specjalnej’ do tak poważnych działań, jak porywanie, wywożenie do jakichś 'dołków’, lokali i przetrzymywanie własnych żołnierzy jako jeńców wojennych”. [Tabałow] ma na swoim koncie szereg udanych przypadków pomocy wojskowym w rozwiązywaniu kontraktów.

Według Krymskiego Tatarskiego Centrum Informacji, władze półwyspu wszczęły co najmniej 148 spraw o sabotaż „samochodów Z”, z czego 21 w Sewastopolu. W jednej ze spraw mieszkaniec Sewastopola został ukarany grzywną w wysokości 30 tys. rubli za uszkodzenie tylnej szyby pojazdu Rosgwardii z symbolem Z. Ale to są tylko przypadki, na podstawie których wydano oświadczenia. Jest pewne, że jest wielu, którzy nie złożyli skargi.

Odpowiedzialność za podpalenie w Gulkiewiczach wziął na siebie Ogólnoludzki Ruch Legionu „Wolność Rosji”. „Plakat z krwawym kłamstwem 'Nie zostawiamy swoich’. Wiadomości z frontu mówią co innego. Nie pozwólmy reżimowi Putina nawijać makaron na uszy [obecnie mówimy 'wciskać kitu’] Rosjan. Żadnej propagandy!” Policjanci zarządzili kontrolę, budynek nie został uszkodzony. Można obejrzeć mały filmik z ataku.

W nocy 13 lipca nieznana osoba rzuciła dwa koktajle Mołotowa na komisariat wojskowy przy ul. Frunze w mieście Możajsk pod Moskwą. Nie doszło do pożaru, ale też nie zatrzymano napastnika. Około 4 rano 15 lipca niezidentyfikowana osoba podłożyła pod drzwi posterunku policji we Władywostoku opony oblane benzyną i spaliła je. Dwaj policjanci w środku byli zajęci papierkową robotą, więc początkowo niczego nie zauważyli i w żaden sposób nie zareagowali. Potem uciekli, ale w wyniku podpalenia uszkodzone zostały drzwi, wejście i korytarz (moment negatywny: obiekt znajdował się na pierwszym piętrze domu mieszkalnego, mieszkańcy pierwszego i drugiego piętra zostali ewakuowani). Gaszenie stacji, a raczej tego, co z niej zostało, trwało dwie godziny. Na tej samej ulicy spalił się też samochód. Nie wiadomo jeszcze, czy był to samochód ze znakiem Z i czy istnieje związek między tymi zdarzeniami. Ponadto, jak już informowaliśmy, na początku czerwca we Władywostoku miało miejsce podpalenie wojskowego centrum poboru.

Policjantom cudem udało się wyskoczyć przez okno z płonących pomieszczeń.

Mały, ale bardzo cieszący offtop: Moskiewski sąd wypuścił komunistę Rusłana Abasowa i anarchistę Lwa Skoriakina z aresztu tymczasowego, z szeregiem ograniczeń wolności. Chłopaki nie mogą korzystać ze środków łączności, opuszczać miejsca zamieszkania bez zgody śledczego oraz porozumiewać się z innymi oskarżonymi w sprawie. Jak pisaliśmy wcześniej, zostali oni zatrzymani w grudniu ubiegłego roku za pokojowy wiec przeciwko represjom politycznym w pobliżu siedziby FSB. Są oskarżeni o chuligaństwo oparte na politycznej nienawiści i wrogości (cz. 2 art. 213 Kodeksu Karnego RF), ponieważ rzekomo rozwinęli transparent, zapalili bomby dymne, a następnie rzucili je przez ogrodzenie budynku. Należy zauważyć, że na nagraniu z monitoringu nie widać, że zaatakowali FSB bombami dymnymi, a sprawa opiera się w całości na zeznaniach nieletniego Umara B. Z materiałów sprawy wynika, że sprawcami akcji byli tylko Rusłan i Umar, Lew był w tym czasie w domu, a w śledztwie nie ma żadnych dowodów na to, że Lew był organizatorem, poza słowami szesnastolatka zmuszonego do zeznawania przeciwko kolegom. Potem ten główny świadek zniknął — jego miejsce pobytu wciąż nie jest znane — a chłopaki trafili do więzienia. W czasie pobytu w lochach Rusłan zachorował na ropne zapalenie opon mózgowych i omal nie umarł, leżał na intensywnej terapii w kajdanach, ale znosił wszystkie trudności z wytrwałością i optymizmem. Na szczęście teraz stopniowo wraca do zdrowia.

Po drugiej stronie linii frontu, na kontrolowanych przez rząd terytoriach Ukrainy, po kilku latach przerwy powróciły bunty więzienne. 25 lipca o 2 w nocy policjanci otrzymali wiadomość, że w kolonii poprawczej Policka w obwodzie rówieńskim skazani urządzili zamieszki i niszczą mienie. Zabarykadowali się w części mieszkalnej obiektu i nie wpuszczali personelu, wybili okna i uszkodzili meble w barakach mieszkalnych, podpalili pomieszczenie kwarantanny i jadalnię. Według głównego oddziału policji obwodowej inicjatorami byli skazani ewakuowani z obwodu zaporoskiego. Wiadomo, że zbuntowało się 75 więźniów. Alarm podniosło 100 pracowników więzienia i 40 policjantów. Bunt został zdławiony. Oficjalnie nie było żadnych ofiar.

W kolonii od lat działa dochodowy biznes: warsztaty i manufaktury, w których produkuje się bramy, ogrodzenia, różne konstrukcje metalowe, kontenery, a nawet przystanki autobusowe. Specjalizują się też w wyrobach z kamienia naturalnego, np. robią kostkę brukową; mają też zakład krawiecki. Wojna nie przerwała produkcji. Skazani narzekali na niewolnicze warunki pracy: szyli od 08:00 do 00:30. Podczas zmiany trzeba było np. wyrąbać 80 kg kamienia. Ci, którzy nie wypełniali normy, a jest to większość pracowników, zarabiali marne grosze.

Wreszcie, wraz z zamknięciem granic w celu wyjazdu dla męskiej populacji i masowym napływem pracowników, którzy stracili pracę lub po prostu nie mogą się spłacić, pewne procesy rozkładu obserwuje się również w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Nie reprezentatywny, ale orientacyjny opis dała znana postać ruchu ochotniczego Walery Markus: „Przy takim systemie rekrutacji poziom jakości zmobilizowanych jest tak niski, że na froncie powodują oni więcej problemów niż korzyści. Nie słyszałem jeszcze, żeby jakiś sierżant czy oficer był zadowolony z dużej liczby niezmotywowanych i niskiej jakości żołnierzy. Nie więcej niż 10-15% całej masy, którą komisarze wojskowi rzucają na wojsko, to ludzie przytomni. Wszystko inne to niezmotywowany tłum, który stwarza tylko dodatkowe problemy i zabiera cenne zasoby czasu i wysiłku. Mówię to jako dowódca. Co więcej, w tej chwili nie ma procedury zwalniania ze służby za niechlubne zachowanie. Czyli zdarzają się rzadkie przypadki, gdy dowódca otrzymuje do swojej dyspozycji osobę całkowicie bezużyteczną, która sabotuje wykonywanie rozkazów i w każdej chwili jest w stanie zamienić się w dezertera, opuszczając stanowiska i musi być zastępowana przez inne jednostki. Niestety, z podobnymi sytuacjami musiałem się zmierzyć osobiście i kosztowało to życie moich przyjaciół. Jako przykład dodam, że na tym etapie wojny miałem już dwa incydenty, kiedy w obwodzie donieckim dwóm zmobilizowanym pijakom przyszło do głowy zagrozić mi bronią. Pierwszy to zmobilizowany żołnierz, a drugi to zmobilizowany KAPITAN. A miesiąc temu musiałem zrywać epolet pijanemu w sztok sierżantowi, którego spuchnięta twarz świadczyła o chronicznym alkoholizmie. Nawet bez komisji lekarskiej było widać, że osoba ta jest alkoholikiem, ale komisariat wojskowy uznał widocznie, że twarz o takim wyglądzie jest godna reprezentowania Sił Zbrojnych i nadaje się do misji bojowych. Takie podejście do realizacji procesu mobilizacji to bomba zegarowa u podstaw naszego systemu, która może wybuchnąć w krytycznym momencie. Jeśli podejście się nie zmieni, problemy będą się tylko mnożyć” – zaznaczył we wpisie na Facebooku z 15 lipca.

Przeciwko wszelkim militaryzmom, niech żyje walka społeczna! Wszędzie!

assembly.org.ua

Tłumaczenie


Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.

Exit mobile version