Tak jak spodziewałem się, dzień po wyborach fejsa zalały żale i czarnowidztwo. Co to będzie, katastrofa, wyjeżdżam z kraju, nie ma lewicy! Olaboga!
A czego się spodziewaliście? Skąd niby ma się ta lewica wziąć?
Ostatnie dni jak wiecie spędziłem na konferencji dotyczącej pracy we współczesnym kapitalizmie, a także na konferencji anarchistycznej. I tu i tam pojawiały się westchnienia za takim czy innym „złotym wiekiem”. Którego tak naprawdę nigdy nie było.
Panie i panowie, takiej depresyjnej i skupionej na przeszłości lewicy, takiego anarchizmu nikt w ogóle nie potrzebuje. Ludziom wcale nie trzeba przypominać jak im jest źle, bo o tym akurat doskonale wiedzą. Potrzebują natomiast odzyskać nadzieję, że można odzyskać przyszłość, a nie przeszłość.
Posłuchajcie lewicowych pieśni. Kiedyś nasi poprzednicy śpiewali „Ruszymy z posad bryłę świata,/Dziś niczym — jutro wszystkim my!” albo zapowiadali „z prochu dźwignąć ku słońcu ten świat”.
A teraz co?
Wiecie czym się większość lewicy różni przede wszystkim od prawicy? Tym, że ta druga ma więcej optymizmu. Kiedyś czytałem „Wolny wybór” Miltona Friedmana i myślę sobie – tak kiedyś pisała lewica. Jakbym czytał Kropotkina. Optymistycznie, energetyzująco – mówi – przyszłość należy do nas. I dlatego wygrali, bo lewica kompletnie się pogubiła. Kiedyś mówiliśmy, że jesteśmy przyszłością świata, a teraz ględzimy w kółko o neoliberalizmie i analizujemy kapitalizm pod każdym możliwym kątem.
A przecież „filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”!
Do cholery!
Xavier
z: www.facebook.com/wolnelewo