Polityka

„Mamo, nie przeżywaj, posiedzę roczek i wyjdę” (fragment)

Prezentujemy wam poniżej niezmiernie ciekawy tekst z rosyjskiego portalu „Meduza”. Jedną z bohaterek reportażu jest moskiewska antyfaszystka Irina Lipskaja. Z powodu obszerności materiału i związanych z tym ograniczeń czasowych osoby tłumaczącej ograniczyliśmy sie tylko do cześci opisującej jej pobyt w więzieniu.

Kobiece więzienie w Rosji: historia trzech dziewczyn, prawie przypadkowo osadzonych za kratami. Przedstawiamy historię jednej z nich.
Odsetek kobiet w rosyjskich zakładach karnych jest niewielki: w kobiecych koloniach siedzi 46,4 tys. osób, ponad 10 tys. oczekuje na wyroki w izolacji (areszcie). Rosyjskie prawo zabrania wysyłania kobiet do kolonii o zaostrzonym rygorze; jednak to nie sprawia, że życie w żeńskich koloniach karnych jest łatwiejsze. O życiu w kobiecym więzieniu nie mówi się głośno, społeczeństwo w zasadzie nic nie wie na ten temat, za wyjątkiem najgłośniejszych historii – np. listu członkini Pussy Riot Nadieżdy Tołokonnikowej napisanego i wysłanego z kolonii w Mordowsku. Na prośbę „Meduzy” dziennikarka Tatjana Dvornikowa rozmawiała z trzema dziewczynami, które poznały już rosyjski system penitencjarny i wyjaśniła dlaczego kobiece więzienia czasem podobne są do kolonii dla dzieci, a czasem do piekła.

Irina Lipskaja. Ze względu na ideologiczną nienawiść.
W nocy 2-go lipca 2012 roku w okolicy klubu „Barykada” zatrzymał się złoty Nissan Sentra. W samochodzie znajdowało się 6 osób, za kierownicą siedziała absolwentka wydziału dziennikarstwa na Międzynarodowym Instytucie Państwowym, 23- letnia Irina Lipskaja. Tego wieczoru odbywał się koncert Outlaw Heros Standing, zespołu popularnego w kręgach ultraprawicowych. Z Nissana wyszły 3 osoby, rzucili koktajle mołotowa w stronę ludzi stojących pod klubem i zerwali się do ucieczki, prosto na spotkanie z czarnym zachodnim samochodem zaparkowanym obok, z którego wybiegło kilka osób i obezwładniło atakujących. Irinie kazano wysiadać z samochodu. Próbowała jeszcze uciekać. Jednak po krótkim pościgu przestrzelono opony w jej samochodzie i zatrzymano na najbliższych światłach. W samochodzie wybito szybę i wyciągnięto pasażerów na zewnątrz samochodu. Mężczyznami z czarnego samochodu okazali się pracownicy centrum do walki z ekstremizmem – wiedzieli oni wcześniej o planowanej akcji i dlatego czekali na auto Iriny pod klubem. Kiedy Irinę zawieziono na badania do szpitala, przyjechali do niej rodzice. „Mamo, nie przeżywaj, posiedzę roczek i wyjdę”, mówiła. Ostatecznie spędziła 1,5 roku w moskiewskim SIZO (areszcie). Została oskarżona z art. 213 (chuligaństwo, motywowane nienawiścią ideologiczną) i art. 150 (wplątanie niepełnoletniego w popełnienie przestępstwa). Prokurator żądał dla niej wyroku 8 lat kolonii karnej, ale w 2013 roku dziewczyna wyszła na wolność dzięki amnestii.

„Tutaj systemu nie uda Ci się złamać, przepraszam”.
W szpitalu postawili mi diagnozę – wstrząs mózgu – to tak nas zatrzymywali. Kiedy w Preśnieńskim OWD (szpital) poprosiłam o coś do picia, to uderzyli mnie plastikową butelką w głowę. Po tym wszystkim trafiłam do aresztu tymczasowego. Przez stres nie czujesz głodu, chłodu ani pragnienia. Wszystko idzie jak zwykle; rozbierasz się do naga, sprawdzają cię i z materacem prowadzą do celi. Następnego dnia rano był prysznic – więziennym mydłem umyłam głowę. Oczywiście wszędzie brud i karaluchy, ale nie jestem wybredna.
Po procesie prewencyjnie – areszt. Na początku siedzisz w celi metr na metr, w której jest tylko łóżko-krzesło i okno. Kwalifikują, wysyłają na kwarantannę, jest tam już 12 osób. Cela jest w jasnoniebieskim kolorze, a podłoga ze skrzypiących desek. Wszystko jest niedbale pomalowane, a na schodach nieprzyjemny zapach. Nie upadłam na duchu i normalnie wszystko przetrzymałam. I dopiero po tygodniu zrozumiałam, że zamknęli mnie tu na 2 miesiące – na dobry początek.
Pobudka o 6 rano. Nie obchodziło mnie to, spałam dalej, nie wiedziałam, że łóżko trzeba było ścielić. Za to można być oskarżonym o łamanie regulaminu. Na śniadanie kasza na mleku – zjadłam ze smakiem i herbata była słodka. Wydawało mi się, że wszystko jest ok. Niektorzy oczywiście histeryzowali. Pewnego razu jedna kobieta udowadniała strażnikowi: „Zamknęliście mnie za nic”. Oczywiście strażnik nie znał tej kobiety. Nie rozumiała, że to ktoś inny skazał ją na więzienie. Powiem od razu – w więzieniu musisz zachowywać się tak samo jak na wolności. Uprzejmość zawsze w cenie – wszyscy jesteśmy ludźmi i skoro już trafiłaś do więzienia, to zachowuj się jak człowiek. Łatwiej będzie doczekać końca wyroku.
Od pierwszego dnia pobytu w więzieniu pisałam dziennik. Mama od razu przysłała paczkę: długopis, papier, jedzenie. Bez pomocy z zewnątrz jest dosyć ciężko, ale oczywiście nie umrzesz. Najważniejsze rzeczy to: kawa, herbata i papierosy. Podstawę otrzymujesz od więzienia – kawałeczek mydła i minimum jedzenia. Najważniejsze to nie być wybrednym i drobiazgowym, inaczej można zwariować. A tacy też się zdarzali.
Kiedy po skończonej kwarantannie trafiłam do celi, okazało się, że wszystkich interesuje moje życie. Powiedziałam, że brałam udział w ataku na nazioli i że przerywaliśmy ich koncerty. Współosadzone chciały wiedzieć wszystko, łącznie z tym, czy tatuaże robiłam na wolności czy w więzieniu. Pomyślałam sobie, że są kretynkami – przecież w więzieniu nie dałoby rady zrobić kolorowych tatuaży. „Tutaj systemu nie uda ci się złamać, przepraszam”, powiedziała naczelniczka więzienia, po tym jak zobaczyła mój tatuaż „ŁAM SYSTEM”.
W celi jest 40 osób. Są również mniejsze cele na 12 osób. Jest tam okropnie – nie ma wydzielonego miejsca na toaletę, nie ma prysznica, zero prywatności. Jeśli najstarszy (stażem) w celi ma takie życzenie, to telewizor gra cały czas, mimo że nie wszyscy chcą go oglądać. A ty np. chcesz książkę poczytać – gówno, nie poczytasz! W „czerdziestce” nie ma takiego problemu, telewizje ogląda sie na kuchni. Jest prysznic i 3 toalety. Bez problemu można zapalić papierosa w samotności. Jest mało miejsca, ale wyciągnąć się można. Są 4 jednoosobowe łóżka, ale tylko dla wybranych.
W celi się strzyżesz, farbujesz włosy, możesz nawet zrobić pedicure. Pozwalają sprzedawać kosmetyki. Moja koleżanka wizażystka farbowała włosy sobie i innym każdego dnia, tak zarabiała. Jeśli więźniarki mają pieniądze, mogą korzystać z salonu fryzjerskiego (prawdziwego) i krzesła do masażu. Administracja myśli również o wybudowaniu solarium – osadzone smarują się samoopalaczem, żeby wyglądać lepiej. Jeśli więźniarki mają pieniądze i umieją o siebie dbać, to nie widać po nich śladów odsiadki.
Wykształcone kobiety siedzą głównie z art. 159 (oszustwo); bogate, ponieważ z kilku instytucji państwowych ukradły kilka milionów. One żyją jak na wolności – caryce, mogą dużo, współpracują z administracją. Jeśli spróbujesz z nimi walczyć, to możesz wylądować w karcerze i mogą oskarżyć cię o gwałt.
W każdej celi jest osoba, która pilnuje porządku. Jeśli nie ma takiej osoby, osadzeni robią co chcą – rozmawiają po ciszy nocnej, nie sprzątają. Będzie jak u recydywy – chaos i syf. Jeśli w celi jest coś nie tak, to ta osoba tzw „Starsza” obrywa za wszystkich. „Starszych” wybierają współosadzone z celi. Taką osobę może wyznaczyć również administracja więzienia. Wówczas osoba wyznaczona współpracuje z nimi, zdają raporty dotyczące innych osadzonych, a w zamian za to otrzymują przywileje – telefony. Zadaniem „Starszych” jest wyciąganie z nowych więźniów jak najwięcej informacji na ich temat, żeby wykorzystać je przeciwko nim (w taki czy inny sposób). Nawet jeśli wierzysz któremuś z osadzonych i tak lepiej nic mu nie mówić.
W mojej pierwszej celi również była wyznaczona osoba od spraw „administracyjnych”. Siedziała już kilka lat, a w więzieniu nigdy nie była, mimo, że już dawno dostała wyrok. Podobno znaleziono nowe informacje w jej sprawie i znowu ciągali ją po sądach. Bała się bardzo, że wyślą ją do kolonii; myślę, że zbierała informacje i donosiła do administracji. Do tego okazało się, że jest nacjonalistką!!! Od razu zrozumiała kim jestem, załatwiła łóżko bliżej siebie i zaczęła opowiadać o czasach kiedy była skinówą, goliła głowę i jak przyjechała do więzienia. Wyglądała na jakieś 36 lat. Niby dorosła, a w więzieniu siedzi. Nie było między nami kłótni o podłożu ideologicznym. Popatrzyłam na nią i pomyślałam – po co się z nią kłócić? Miała czarne włosy i brązowe oczy. Okazała się bardzo oczytaną osobą i miała sporo książek o polityce, które pożyczałam. Awantur w celi prawie nie było – dbała o to zarówno „Starsza” celi, jak i administracja.
Należy wspomnieć o jednej małej różnicy – w momencie kiedy „starszym” jest osoba z nadania administracji – wtedy pozwalają na wiele więcej: gotujesz w kotle i jest czajnik elektryczny. Współwięźniowie, którzy mają pieniądze kupują pod cele czajniki (oczywiście dla siebie oddzielne). Z ich czajników nie można korzystać pod groźbą krzyków i pobicia. Również nie można korzystać z toalet, które oni sobie wybrali, chyba, że takie pozwolenie wyda „Starszy” celi. Tłumaczenie jest takie, że dużo osób jest chorych i w ramach profilaktyki korzystasz z ostatniej toalety.
W więzieniu wszystko prawie jak w rodzinie – razem gotujesz i spędzasz czas. Zwykle osoby, które się najlepiej dogadują leżą na sąsiednich łóżkach. Ponieważ cela podzielona jest na kilka części, pozostałych współwięźniów nie zauważasz. Dziewczyna, która zajmowała dolne łóżko (w celi były łóżka piętrowe) zaproponowała, żebyśmy właśnie tak żyły (wg zasady – jak w rodzinie) i powiedziała, żebyśmy poszły coś ugotować. Zaczęłyśmy gotować zupy.
Jako, że wiele z osadzonych nie ma rodziny i pomocy z zewnątrz, administracja więzienia stara się tak rozdzielać więźniów, żeby w jednej celi nie siedziały same osadzone bez jakiejkolwiek pomocy w postaci paczek. Podchodzą do tego w sposób czysto ekonomiczny; jeśli w celi będą również osoby, które dostają paczki, to będą się tym dzielić z innymi współosadzonymi. Natomiast jeśli będą sami „biedni” więźniowie, to administracja będzie musiała im wydawać więcej jedzenia, a to się nie opłaca.
Niekiedy również są więźniowie, którzy nie trafili do żadnej „rodziny”. Wtedy dogadują się między sobą. Najczęściej takimi niechcianymi więźniami zostają narkomani (heroiniści), którzy wyglądają jak zgniłe kaleki. Ja nikogo nie gnębiłam i z każdym rozmawiałam spokojnie. Ale zbyt blisko ich do siebie nie dopuszczałam. Narkomanom nie można ufać, bo łatwo ich przekupić. Kiedyś w jednej celi żyłam „jak w rodzinie” z narkomanką, a później tego pożałowałam. Przekazała pracownikom wszystkie informacje, które jej powiedziałam w zaufaniu.
W celach istnieje hierarchia. Bogaci zmuszają biednych do pracy. Wybierany jest „dyżurny”, który odpowiada za sprzątanie celi 3 razy dziennie. Oczywiście dyżur możesz „odsprzedać” za papierosy i jedzenie. Dyżury odkupują więźniowie, którzy nie mają pomocy, a chcą np. palić. Cena za dyżur to 120 rubli.
Dyżur wypada raz w miesiącu. Ja miałam dyżur tylko raz. W mojej celi pierwszego dyżuru nie można było sprzedać (każda cela ma swoje zasady). Trzy razy dziennie myjesz podłogę, zamiatasz, wycierasz kurz, myjesz toaletę i zlew, wycierasz stoły – dla jednej osoby to bardzo dużo pracy. Wszystkie art. gospodarcze, środki czystości są dzięki pomocy od rodzin. Po jakimś czasie zaczęłam mamę prosić o papierosy – dziewczynom są one bardziej potrzebne. Ja nie paliłam. Zaczęłam dopiero jak trafiłam na badania do Instytutu Psychiatrii Sądowej. Ciężko nie zapalić jak dookoła sami wariaci.
Nowy Rok w więzieniu również się obchodzi (świętuje) – skeczami odgrywanymi w celi. Więźniowie przebierają się, malują i wymyślają jak rozśmieszyć pozostałych. Przebrać się za Królewnę Śnieżkę – to może przyjść do głowy tylko narkomanom, a nie zdrowym ludziom. Każda „rodzina” przygotowuje świąteczny stół; wszelkiego rodzaju sałatki, torty, woda mineralna. Nie można jednak pooglądać dłużej telewizji, ponieważ cisza nocna i pobudka jest o tej samej porze. Wybrani dostają od administracji alkohol. Prezenty robi się z tego, co można kupić w więzieniu: kremy, szampony, pocztówki itp.
Kiedy na oddziale szpitalnym zrobiono mi RTG, wykryto gruźlicę drugiego stopnia. Odwieźli mnie do szpitala (więziennego) w Moskwie i podawano no-spe jako jedyny lek na wszystkie choroby. Na parterze były trumny i wieńce. Nie było tam cel, a coś w rodzaju piwnicy: zima, wybite okno zasłonięte szmatą, chłód piekielny. Toaleta – dziura w podłodze. Ale wszystko można przetrwać jeśli masz z kim porozmawiać.
Położyli mnie razem z dziewczyną, która już 5 razy siedziała i również miała gruźlicę. Z osobami, które już wcześniej były w więzieniu bardzo trudno znaleźć wspólny język, oni rządzą . Na szczęście ta okazała się człowiekiem (mniej więcej). Korespondowałyśmy z chłopakami. Można to łatwo zrobić; do skarpetki wkładasz list i coś ciężkiego, zawiązujesz na linie i rzucasz. Jeśli potrzebujesz dostarczyć przesyłkę do celi obok, wtedy linę trzeba rozbujać, a w sąsiedniej celi próbują ją złapać za pomocą mopa. Jeśli przesyłka idzie w dół – wystarczy puścić sznurek. Sąsiadka w nocy to robiła. Kiedy spałam chłopaki przysyłali jej heroinę i metadon. Wypiłyśmy we trzy zawartość buteleczki, która z została przysłana z parteru.
Jako, że sąsiadka była godna zaufania, chłopaki przysłali jej telefon. Dawała mi dzwonić zupełnie bezinteresownie (za darmo), a coś takiego zdarza się rzadko. Kiedy odwieziono mnie do adwokata, została w celi i zaczęła dzwonić. Przechodzący obok strażnik usłyszał rozmowę i otworzył celę, ale zdąrzyła schować telefon w sobie… A strażnikowi mówi, że rozmawiała sama ze sobą. Była przeszukiwana, ale jako doświadczona więźniarka dobrze go schowała. Na ścianie przerysowałam figurę człowieka (z książki Gogola), a ona dorysowała strzykawkę. Plakaty były z gazet. I tak zabrała telefon ze sobą….
Po 2 tygodniach w szpitalu okazało się, że lekarze są idiotami: pomylili zdjęcia, to znów postawili złą diagnozę, tak czy inaczej nie miałam żadnej gruźlicy. Gdy z powrotem odwieźli mnie do aresztu, okazało się, że nie ma dla mnie miejsca w starej celi. Prosiłam, żeby pozwolili mi spać na podłodze, siedziałam w niej 9 miesięcy, wszyscy byli jak rodzina. W drugiej celi spotkałam bardzo dobrego człowieka – Lenę, Starszą celi, która nie była z nominacji administracji. Siedziała za kradzież złota z kościelnych namiotów. To był rodzinny biznes, a ona stała na czujce. Kiedy zostali aresztowani zeznania matki wszystkich ich obciążyły.
W celi nie było żądnego porządku (regulaminu) – palisz kiedy chcesz itp. Ale w takiej sytuacji też jest trudno. Ponieważ Lena była bardzo roztrzepana (nieuporządkowana), prosiła, żebym jej pomagała. Nie mogła zrobić listy, grafiku dyżurów, przewodniczyć zebraniom. I tak przez przypadek stałam się Starszą celi. Potrzebny jest np. grafik prania pościeli. W celi okna się nie otwierają i jeśli w jednym momencie 40 osób ją upierze i powiesi to zrobi się piekło. W każdej celi raz w tygodni odbywają się zebrania. Starsze celi przypominają reguły tym, którzy mają problemy z ich zrozumieniem. Jeśli np. ktoś nie spuszcza po sobie wody to dostaje dyżur dodatkowy.
Myślę, że jakieś 60% osób w celi jest zakażanych wirusem HIV. Jeśli osadzona załatwia swoje kobiece sprawy przy wszystkich, to w takiej celi nie chce się żyć. Mówi się o tym na zebraniach, ale nikt się tego nie wstydzi. Do ludzi trzeba się odnosić sprawiedliwie i życzliwie. Ale czasem również twardo, żeby cię słyszeli.
Siedziałam najdłużej ze wszystkich – 10 miesięcy i z tego powodu stałam się dla reszty najbardziej „zaprawioną w boju”. Odnoszono się do mnie z szacunkiem. Kiedy zaprzyjaźniłyśmy się z Leną, odeszła od swojej „rodziny”. Znienawidziły mnie za to. Była zazdrość, zaczęły mieszać i mącić wodę -poskarżyły się strażnikom, że wchodzimy im w drogę i mamy telefon. Wtedy przyszła do celi strażniczka, blondynka z różowymi paznokciami, ale kobieta z charakterem. Postawiła wszystkich do pionu, a na mnie patrzy i mówi: „Zbieraj rzeczy, przechodzisz do innej celi”. Byłam w szoku. Ci, którzy się poskarżyli byli teraz zadowoleni. Od razu z Leną wszystko zrozumiałyśmy. Ostatecznie nawet nie zaczęłam się pakować – pomyślałam, że jak chcą to niech konwój wzywają. Nie wezwali…
W celi byłam rozjemcą – jako Starsza rozstrzygałam wszystkie spory. Kiedy muzułmanki się modliły, reszta zaczynała się skarżyć, że im przeszkadzają. „A wy co, do końca powariowałyście?” – i już do nich dochodziło. Uspakajały się. Później dokoptowano do nas dziewczynę – młoda, 18-to letnia – była opóźniona w rozwoju i siedziała za to, że we śnie udusiła swoje dziecko. W innych celach była bita.
W więzieniu najciężej jest kobietom w ciąży. Potrzebne są regularne badania, a przez 9 miesięcy lekarza nie widać. Jak urodzisz, na nikim nie robi to wrażenia, od razu odwożą cię z powrotem do więzienia, a dziecko zostaje w szpitalu. Poronienia zdarzają się często. Trzeba być dobrego zdrowia i mieć silny charakter. Niektóre się łamią, płaczą całymi dniami, przyznają się do winy. Przez 1,5 roku, jak tam siedziałam, powiesiły się 4 osadzone.
Zdarzyło się, że starszej kobiecie od nas z celi zrobiło się słabo. Miała drgawki i zaczęła się dusić. Nikt nie chciał jej pomóc. Wezwaliśmy pogotowie, a lekarz mówi – wszystko będzie dobrze i odjechał. Ręce jej zsiniały, a administracja miała to w dupie. W celi zaczęli się z nią żegnać. Nad ranem doczekaliśmy się karetki – lekarze chcieli ją natychmiast zabierać do szpitala, a strażnicy zaczęli wszystko spowalniać – „konwój jeszcze nie gotowy!”. Myślałyśmy, że umarła, a ona po miesiącu wraca. Dali jej 3 lata życia, ale w więzieniu będzie jej lżej – jest inwalidką i nie może pracować, ale da rade posiedzieć na ławce.
Sporo z osadzonych chciało czym prędzej pojechać do kolonii karnej – tam można pochodzić po terenie więzienia. Byli również i tacy, którzy bali się tam jechać – kobiety obawiają się gwałtów ze strony innych współwięźniów. Ale ogólnie rzecz biorąc, prawie wszyscy współżyją dobrowolnie. W więzieniu też tak bywa. W mojej pierwszej celi ta nacjonalistka też sypiała z kobietą. Na wolności lepiej tego nie robić, ale jeśli jesteś więźniem z długim wyrokiem, to nikt pretensji o to mieć nie będzie.
Odwiedzali mnie obrońcy praw (adwokaci) i przeprowadzali wywiady. Administracja biegała dookoła i od razu na „Pani” zaczęli się zwracać. Kiedy zadawano mi pytania na temat zatrzymania, 5 pracowników więziennych od razu było przy mnie. Odpowiadałam jak było, szczególnych pretensji nie miałam, więziennego jedzenia nie jadłam. Nie ma sensu narzekać na to, że bolą plecy, że łóżko jest twarde. Później zapytali jak administracja odnosiła się do mnie – a za mną stoi zastępca naczelnika – złośliwością jest zadawać takie pytanie przy nim!

za: https://meduza.io/feature/2015/01/17/mam-ne-perezhivay-godik-posizhu-i-vyydu

Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.

Exit mobile version