Sport

MRFC – marka, która będzie istnieć zawsze.

Poniżej prezentujemy wywiad przeprowadzony z Andriejem, liderem ruchu fanatyków MTZ.

-Na początek standardowe pytania. Ilu kibiców przychodzi na sektor? Jak z organizacją?

– Organizacja oczywiście istnieje. Za oprawy meczów odpowiadają ludzie z grupy Rebel Ultras. Jeżeli chodzi o liczby to w minionym roku młyn liczył średnio 200-300 kibiców. Uważamy, że to bardzo niska liczba. Drużyna grała jednak w pierwszej lidze. Niektórzy po prostu przestali przychodzić na mecze, niektórzy zaczęli chodzić na trybunę główną. Najwięcej kibiców przyszło na derby w 2010 roku. Zebrało się nas wtedy 600.

– Opowiedz o historii powstania ruchu kibicowskiego.

– Zaczęliśmy wszystko z przyjaciółmi w 2003 roku. Początkowo na mecze przychodziło 15-20 ludzi, ale z każdym rokiem było nas coraz więcej. Wszystko dzięki naszym przemyślanym staraniom mającym na celu rozwój ruchu. Naszym „konikiem” jest odróżnianie się od pozostałych (głównych – przyp. tłum.) środowisk kibicowskich w kraju. Trzymamy się antyrasistowskich poglądów. To przyciąga młodzież, fanów hardcore’a, punków, osoby wcześniej niezaangażowane. Na każdy mecz przychodzą nowi ludzie, których wspieranie klubu interesuje bardziej niż polityczne gry. I to cieszy.

– Wskażmy główne etapy w historii. 2003 rok – początek…

– Najbardziej rozwinęliśmy się w okresie od 2006 do 2009 roku. Wtedy aktywnie uczestniczyliśmy na scenie hools, tworzyliśmy piękne oprawy. W 2008 roku byliśmy najlepsi. Mało kto mógł stawić nam czoła na ubitej ziemi, nigdy nie przegrywaliśmy. Obecnie, ze względu na sytuację w kraju, mało osób aktywnie działa w chuligance. Do więzienia nikomu się nie spieszy :).

– Ilu hools przychodzi na mecze?

– Na ważne mecze potrafiliśmy zebrać skład 120 osób które zajmowały się sportem i doskonale wiedziały dlaczego to robią.

-Liczebność sektora rosła z impetem, ciężko było przyciągać nowych ludzi? Jakie działania podjęliście na tym polu?

– Jesteśmy gotowi przyjmować wszystkich normalnie myślących. Wszystkich, którzy nie mają pierdolnika w głowie i nie wspierają prawicowych idei. Na swoim sektorze nigdy nie będziemy akceptować okrzyków „sieg hail”, u nas nigdy nie będzie żadnej nazistowskiej propagandy. To przyciąga młodzież. Normalnej młodzieży, której nie podoba się przewaga prawicy na trybunach jest u nas mnóstwo. Są ludzie, którzy uważają, że wywieszanie portretu Rudolfa Hessa jest w porządku, ale są też tacy, którzy rozumieją, że nie powinno być to związane z piłką nożną.

– Antyrasizm wogóle powinien być normalną ludzka postawą – wtrącił przyjaciel Andrieja, Wład.

-Przedstawiciel Dynamo twierdził, że wasz ruch powstawał jako antydynamowski i w ogóle nie związany z piłką nożną…

– A zapytacie go jak może pogodzić swoje prawicowe poglądy z działalnością chuligańską? Tak się złożyło, że u nich najpierw był zwykły ruch kibicowski, dopiero potem wszystko poszło w prawą stronę, a u nas odwrotnie. W ogóle idiotycznym jest stwierdzenie, że dla nas klub nic nie znaczy. Gdyby tak było już dawno przestalibyśmy tym się zajmować. Wiele moich życiowych pryncypiów związanych jest z Partyzanem.

-Porozmawiajmy o stosunkach z innymi kibicami…

– Naszym głównym wrogiem jest Dynamo, całe lata z nimi walczymy. Pozostałe ekipy, z wyjątkiem Brześcia, reprezentują zupełnie słaby poziom. Co ważne, swego czasu mogli nam się przeciwstawić kibice Biełszyny (Bobrujsk), Dniepra (Mohylew) i Homla. Obecnie to nie nasz poziom, przekroczyliśmy go już dawno. Faktem jest, że prowadzimy wojnę praktycznie ze wszystkimi klubami Białorusi. Ale na przykład bić się z Niemanem (Grodno) byłoby śmiesznie-tam działa 5 ludzi po 20-tym roku życia. Niewłaściwym jest ustawianie się na przeciwnika, o którym wiadomo że jest dużo słabszy.

– A przyjaciele?

– Rudiensk, Gorodeja, Bełkard (Grodno) i drużyna z rozgrywek brzeskiego obwodu – Linko Iwacewicze. Mamy również sojuszników w Lidzie, Orszy i Berezie. Kiedy przyjeżdżamy do jakiegokolwiek miasta przyłączają się do nas miejscowi kibice naszego klubu, nieważne czy gramy w Borysowie czy Smorgoniach.

– Słyszałem, że często na waszym sektorze obecni są ludzie z Moskwy. Z kim jeszcze utrzymujecie międzynarodowe kontakty?

-W Moskwie jest około 50 kibiców, wspierających naszą drużynę i przyjeżdżających na jej mecze. Gościliśmy u siebie ludzi z Sankt Pauli, warszawskiej Polonii, Fortuny Dusseldorf. Utrzymujemy aktywne kontakty z wieloma antyfaszystowskimi ruchami kibicowskimi Europy. Ludzie interesują się jak mogą pomóc w zaistniałej sytuacji i to cieszy.

-Jesteście jedyni a dookoła sami prawicowcy. Czy to nie przytłacza?

– Jeden hardcorowy zespół ma kawałek z tekstem „Jeden przeciw wszystkim, nierówny bój. Jedyne wyjście pozostać sobą”. Absolutnie nie przytłacza. To stymuluje do dalszego rozwoju. I w żaden sposób nie czyni nas to słabszymi.

– MTZ jest ruchem – ponownie zabrał głos Wład – wokół którego konsolidują się ludzie z określonymi ideami. Obecnie modne jest bycie piłkarskim chuliganem i modne jest bycie „prawicowcem”. Ale moda przechodzi szybko. U nas tak nie jest. I właśnie dlatego jesteśmy znacznie silniejsi.

-Często słyszało się o wzajemnych niehonorowych zachowaniach między Partyzanem i Dynamo na niwie chuligańskiej. W rezultacie dochodziło do miejskich zamieszek. Najsilniejsze były w 2009 roku.
Doszło wtedy do dwóch wielkich rozrób z Dynamo – obok Domu Miłosierdzia i stacji metro Mogilewskaja, w obu zwyciężyliśmy. Przy czym przypadkowi ludzie nie odnieśli jakichkolwiek obrażeń, chociaż byli świadkami zajść. Ich zdrowiu nic nie zagrażało. Bywają sytuacje, że uszkodzone zostają środki transportu zarówno państwowego jak i prywatne samochody. Walczący nie są z tego powody szczególnie zadowoleni ale emocje czasami przeważają.

-Ale bywają też sytuacje napaści na zwykłych kibiców…

– Zrozum, po obu stronach jest mnóstwo normalnych ludzi, ale przecież nienormalni też się zdarzają. Mamy na przykład Klub Kibiców „12 Igrok”. Nie są chuliganami, po prostu wspierają swój klub i bójki ich w ogóle nie interesują. Ale w środowisku kibiców Dynamo znaleźli się ludzie, którzy próbowali się na nich ustawiać. Nie powinno tak być, trzeba umieć rozróżniać. Dynamo ma sporo kibiców którzy od dawna wspierają ten klub, ale to nie znaczy, że ich wszystkich trzeba bić. Wielu przychodzi na mecze z dziećmi. Im jest wszystko jedno kto jest silniejszy chuligańsko, kto jest „prawicowcem” a kto nie. Jestem przekonany, ze większość kibiców Dynamo powinna mieć taki właśnie stosunek do wielu kibiców naszego klubu.

– Jaki jest twój stosunek do tego Klubu Kibica?

– Blisko ze sobą współpracujemy, regularnie jeżdżą z nami na wyjazdy. Nie potrzebujemy podziałów, staramy się koordynować działania. Ludzie z klubu kibica aktywnie uczestniczą też w dopingu.

– Często macie problemy z milicją z powodu czerwono – białych barw?

– Raz w Mińsku była jedna sytuacja, spytali nas o to – to im odpowiedzieliśmy. I więcej żadnych pytań w temacie „opozycji” nie było. Ale kiedy przyjeżdżasz na jakąś wioskę każdy gotowy pytać: Jesteście opozycją? A bywa i tak: pokazujesz flagę, na niej napisane „You’ll Never Walk Alone”, a milicjant nie potrafi przetłumaczyć bo nie zna języka.

– Ludzie z B-12 (klub kibica białoruskiej repry – przyp. tłum.) często spotykają się z tym problemem…

– Nie wiem jak z tym jest u ludzi z B-12. Kiedy tylko mamy możliwość przychodzimy wspierać reprezentację. Zbieramy się i w swojej grupie idziemy na jeden z sektorów. Dlaczego nie z nimi? Po prostu nie zadajemy się z niektórymi kibicami udzielającymi się w B-12: z Dynamo, z FK Mińsk. Nie chcemy stać razem z nimi, a oni z nami. Wzajemne wyzywanie się na meczach repry jest niepotrzebne.

– No to teraz o „FK Mińsk”

– Mają słaby ruch kibicowski, ale mają też wrogów, na których się ustawiają. Wcześniej na sektorze Mińska wisiała imperka (flaga carskiej Rosji, często wykorzystywana przez nacjonalistów na wschodzie – przyp. tłum.), krzyż celtycki. Obecnie osoby decyzyjne dystansują się od tych poglądów. Oczywiście bliżej im do prawicowców niż nam ale nie są radykalnie nastawieni.

– Wróćmy do milicji. Często pojawiają się problemy?

– Pojawiają się, ale najczęściej z powodu nieporozumienia. Piłka nożna to emocjonalne zjawisko. Krzyczysz, dopingujesz a przekleństwa są tego częścią, i to się milicji nie podoba. Tylko czemu czepiają się tego tylko w przypadku fanatyków, a w przypadku januszów z sektorów rodzinnych już nie? Jesteśmy np. na wyjeździe w Smorgoniach a tam oprócz przekleństw z trybun niczego nie słychać! W Soligorsku wszyscy chodzą do kibla obok sektora gości i każdy za punkt honoru stawia sobie pobluzgać, pokazać środkowy palec albo rzucić czymkolwiek. I milicja w ogóle się do tego nie czepia. Kiedy przyjeżdża nas 15 chamscy milicjanci często się czepiają, ale jak tylko pojawimy się w 150, tak jak było ostatnio w Witebsku, od razu zaczynają normalnie rozmawiać i szukać kompromisu.

– Też uważasz, że najgorsza milicja jest w Witebsku?

– Wszędzie takich pełno. Wolałbym nie mówić o Dynamo, ale to co ich spotkało ze strony milicji w Bobrujsku było absurdalne i niehumanitarne. Noszenie pagonów nie daje prawa walić gazem jak leci. Często jest tak, że po przyjeździe do jakiegoś miasta jesteśmy konwojowani od dworca do wejścia na stadion ale bywa i tak, że zawracają nas przy bramie. W Grodnie nieraz od razu po wyjściu z pociągu kazali kłaść się twarzą do asfaltu. Przyjechali kibice, więc trzeba wszystkich zatrzymać. Nie pamiętam miasta, w którym nie było problemów z milicją.

– Opowiedz o najciekawszym wyjeździe.

– W 2005 roku MTZ grał w Cieplicach. Na wyjazd wybraliśmy się w pięciu. Dogadaliśmy się z klubem i mieliśmy lecieć z drużyną samolotem. Niestety kilka godzin przed wylotem poinformowali nas, że miejsc w samolocie nie ma – fabryka pewnie posadziła na nich swoich opierdalaczy. Dowiadujemy się, że tego dnia wyjeżdża autobus do Pragi. Jedziemy nim, a z Pragi do Cieplic. Po meczu wracamy do Pragi, tam trzy dni imprezujemy z ziomkami i na koniec okazuje się, że na pięciu zostały nam dwa dolary! Wychodzimy na trasę – powrót autostopem do Mińska zajmuje nam dwa dni.

– Nazwę klubu zmienili na Partyzan, a flagi, piosenki, pozostały z czasów MTZ-RIPO. Czy to pryncypialne?

– MTZ-RIPO – to nasza historia, nasze tradycje. MRFC – nasza marka która będzie istnieć zawsze. Nie zapominamy o naszej historii i tradycji, które sami tworzyliśmy.

– Jakie kroki podejmowaliście w celu zachowania starej nazwy?

– Zorganizowaliśmy akcję protestu, zbieraliśmy podpisy, pisaliśmy pisma do klubu, rozmawialiśmy z Rumbutisem (były prezes klubu – przyp. tłum.). Ale „kropkę nad i” postawił Romanow (właściciel klubu – przyp.tłum.). Najpierw zmienił nazwę a potem całkiem rozwalił klub.

– Byliście zadowoleni ze współpracy na linii kibice – klub?

– Klubowi należy się duży szacunek. W okresie powstawania zorganizowanego ruchu kibicowskiego kierownictwo pomagało nam z finansami, banerami, z wyjazdami. Chciałbym podziękować w tym miejscu poprzedniemu prezesowi Michaiłowi Juferewowi, który zrobił dla nas bardzo dużo. Pamiętam jak przed finałem Pucharu przychodzimy do niego i mówimy: „ Nie starcza nam pieniędzy, może klub mógłby nam coś kupić? Chociażby papier?” A on sięga do kieszeni, wyjmuje pieniądze i daje nam.

– A jak było z Rumbutisem?

– Do tej pory pomaga nam przy reorganizacji. Zresztą zawsze nam pomagał, czy finansowo czy dobrą radą. Wszystkim czym mógł.

– Jak będzie się nazywać nowy klub?

– Partyzan Mińsk

– Dlaczego nie MTZ?

– Nie udałoby nam się zarejestrować nazwy, postanowiliśmy więc pozostać przy tym wariancie. Zresztą po co drugi raz radykalnie coś zmieniać?

– Na jakim etapie znajduje się projekt?

– Na dniach będziemy rejestrować nasze Stowarzyszenie. Niedługo będzie gotowa internetowa strona klubu. Postanowiliśmy jednak zakładać klub sportowy a nie piłkarski. Możliwe, że na równi z piłką nożna będziemy rozwijać inne dyscypliny sportu. Jeśli uda się uzbierać pieniądze spróbujemy zgłosić klub do rozgrywek drugiej ligi. Trzeba będzie jednak znaleźć sponsorów. Będziemy zadowoleni z każdej pomocy. Warto zaznaczyć, że Rumbutis wynajął nam w promocyjnej cenie biuro na terenie stadionu i za to również chciałbym mu podziękować.

– Nasuwają się porównania do Torpedo.

-Tam jakakolwiek inicjatywa wychodzi po paru ludzi, pozostałym jest absolutnie wszystko jedno. Młodzieży torpedowskiej nie interesuje nic oprócz modnych butów, bajek ninja i alkoholu. Wszystko opiera się na 2-3 osobach.

– Pierwsza liga. Było…

-Ciekawie. Odkryłem osiem nowych stadionów, na których wcześniej nie byłem. Spodobał mi się doping fanatyków Słucka. Małe miasteczko, w którym sporo ludzi kibicuje Szahtarowi (Soligorsk), a ich to mało obchodziło . Belkard ma silny i liczy ruch. Nie spodobał mi się Mozyr. Grubi milicjanci, kibice jak z końca lat 90-tych, kiedy panowała moda na glany, spodnie moro i ogolone głowy. Tam tak jest do tej pory. I wiesz co mnie jeszcze zaskoczyło? Gdzie byśmy nie przyjechali, witali nas jak w ekstraklasie. Wszędzie OMON.
– Jaki mecz najbardziej zapadł ci w pamięci?

– Dobrze pamiętam 2005 rok, kiedy wygraliśmy Puchar. Nie ukrywałem wtedy łez, to była prawdziwa radość. Przed nami Europa, młody klub i takie wyniki.
– Stałeś u źródeł kibicowskiego fanatyzmu MTZ, czy wcześniej piłka nożna było obecna w twoim życiu?
– W dzieciństwie grałem w hokej, trenowałem taekwondo, a piłką nożną jakoś specjalnie się nie interesowałem. Kiedy podrosłem, moje polityczne poglądy nie pozwalały mi kibicować Torpedo czy Dynamo, a na piłkę chciało się chodzić. Miałem 16-17 lat, MTZ nie miał wtedy fanatyków…A wyszło z tego to co widać.
Marzec 2012
Źródło: serwis goals.by

Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.

Exit mobile version