Muzyka

O praktykach radykalnego punka

Tłumaczenie z FreedomNews.org.uk

Od występów w squatach po akcje bojowe, punk pokazuje zbieżność między świadomością klasową, świadomością psychodeliczną i podnoszeniem świadomości

Alex Ratcharge

Ku pamięci Marca, aka Papi (1965-2022)


„Działamy jako rodzaj tajnego, błądzącego, przypadkowego anarchistycznego kolektywu, złożonego z grupy przyjaciół, którzy lubią robić rzeczy razem”

Giacomo Stefanini

Zaznaczmy, że nie jestem ani teoretykiem, ani filozofem, ani specjalistą od spraw politycznych, ale skromnym 40-letnim czytelnikiem, wydawcą fanzinów i autorem powieści (Shortcut to Nowhere) eksplorującej świat punka i autonomicznych squatów we Francji i Nawarze — fikcji zainspirowanej moimi doświadczeniami, ponieważ, cytując NOFX, „byłem punk-rockowcem przez większość mojego życia”. Lub bardziej prozaicznie: na dobre i na złe, jestem jednym z niezliczonych trybików w kole tego, co nazwę tutaj „radykalnym punkiem”.

Używam tego terminu w odniesieniu do zdecentralizowanej globalnej sieci, którą jej uczestnicy przez dziesięciolecia nazywali „DIY punk”, „HC punk DIY” lub „anarcho-punk” – nazwy, które są równie pojemne, co zmienne, a żadna z nich nie wydaje mi się bardziej odpowiednia. Z jednej strony akronim „DIY” (Do it Yourself) został pozbawiony swojego subwersywnego potencjału i skierowany w stronę samozatrudnienia, „kreatywnego hobby” oraz tendencji do wmawiania nam, że „robienie wszystkiego samemu”, w kontekście społeczno-ekonomicznym, byłoby gwarancją wolności, a nie niepewności. Z drugiej strony, termin „anarcho-punk” wydaje mi się zbyt niereprezentatywny dla różnych wrażliwości, nawet jeśli wszystkie są bardzo lewicowe, działających w radykalnym punku: anarchiści, z pewnością, ale także libertariańscy komuniści, autonomiczni, postsytuacjoniści, „bezetykietowi”, nawet „klasyczni wyborcy” lub quasi-„apolityczni”.

Zwłaszcza że termin ten przez co najmniej dwie dekady stał się synonimem ultra skodyfikowanych dźwięków i estetyki, co oznacza, że grupa, która brzmi jak Crass, będzie opisywana jako „anarcho-punk” niezależnie od jej praktyk, podczas gdy grupa anarchistów grająca na przykład Oi!, będzie po prostu opisywana jako grupa Oi!

Z tych powodów wybrałem termin „radykalny punk”, który ma tę zaletę, że odnosi się do terminu „radykalna lewica”, wprowadza rozróżnienie z innymi rodzajami punka, a przede wszystkim pozwala nam nazwać go bez konieczności długich wyjaśnień, takich jak punk-gdzie-faworyzujemy-skłoty-i-którego-aktorzy-są-feministami-antyrasistami-antyautorytarystami-etc. (Przypomnijmy: słowo „radykalny”, pochodzące od łacińskiego radix [„korzeń”], oznacza między innymi „który ma na celu działanie na pierwotną przyczynę skutków, które chcemy zmodyfikować” – wiedząc, że „skutkami do zmodyfikowania” są tutaj kapitalizm, patriarchat itp.)

Jako ruch horyzontalny, radykalny punk nie powinien mieć sztandarowych grup: jest internacjonalistyczny, pluralistyczny, a każdy z jego aktorów jest teoretycznie zastępowalny. Aby przedstawić mój punkt widzenia, oto kilka nazwisk. W latach 80. losowo wymieńmy Crass, Alternative TV, The Door and The Window, The Desperate Bicycles (Wielka Brytania), Heimat-los (Francja) lub Minor Threat (Stany Zjednoczone); w latach 90. wybierzmy Harum-Scarum lub Los Crudos w Stanach Zjednoczonych, Sin Dios w Hiszpanii lub Seein’ Red w Holandii. W latach 2000 i 2010, dlaczego nie wrócić do Francji z Gasmask Terrör, Holy Fuckin’ Shit! (Bordeaux), La Fraction, Nocif (Paryż), Zone Infinie, Litige (Lyon), Traitre, Douche Froide (Lille) itp.

Pod względem etykiet, są one praktycznie tak liczne, jak grupy (we Francji, wśród dziesiątek innych: Panx, Stonehenge, Creepozoïd, Mutant, LADA, Symphony Of Destruction…), a jeśli chodzi o media, to poza nieskończonością małych fanzinów, z których większość nie przekracza dwóch numerów, ale które odgrywają ważną rolę w żywotności tego ruchu, ograniczę się do przytoczenia ważnych anglojęzycznych tytułów, które obecnie już nie istnieją: Slug & Lettuce, Profane Existence, Heartattack, Reason To Believe i przede wszystkim Maximum Rock’n’roll, do którego wrócimy wkrótce.

Przytaczam te nazwy, aby zakotwiczyć mój punkt widzenia, a nie po to, by nadać niektórym większe znaczenie niż innym. Ponieważ jedną z ogólnych zasad radykalnego punka, domu dla tysięcy zespołów i innych efemerycznych kolektywów, jest to, że wszyscy jego uczestnicy są równie ważni, niezależnie od tego, czy są muzykami, promotorami koncertów lub tras, szefami wytwórni, redaktorami fanzinów, squattersami lub „właścicielami” lokali, uczestnicy bez ról i tytułów — wszystkie te funkcje są nieskończenie wymienne, tak że radykalnego punka można zobaczyć tej samej nocy w roli piosenkarza, kucharza, pracującego przy drzwiach koncertu, myjącego podłogę lub po prostu opierającego się o ladę baru… Ta wymienność ról jest, jak mi się wydaje, jednym ze sposobów na odróżnienie radykalnego punka od innych typów punków.

Krótko mówiąc, radykalny punk jest zdecentralizowaną globalną siecią, której celem jest ustanowienie lub utrzymanie „równoległego społeczeństwa” z jego muzyką, zwyczajami, dietą, debatami, mediami, a nawet własną siecią pocztową. Swoją siłę zawdzięcza międzynarodowym trasom koncertowym zarządzanym za pomocą dostępnych środków, zasadom gościnności i wzajemności, nieskrępowanemu związkowi z nielegalnością lub potajemnością, miejscom, mediom, a także niezliczonym chwilom towarzyskości: posiłki, sesje picia, tańce i codzienne zadania są często praktykowane w grupach. Mając nadzieję, że wszystko to wydaje ci się nieco jaśniejsze, przejdźmy do pytania za tysiąc euro: jak to się stało, że chcę relacjonować praktyki radykalnego punka? Trudno byłoby to wyjaśnić bez wspomnienia o północnoamerykańskiej agitatorce Abbie Hoffman (1936-1989) i brytyjskim teoretyku Marku Fisherze (1968-2017).

Jaki jest związek między Markiem Fisherem, Abbie Hoffman, kontrkulturą lat 60. i 70. a tak zwaną punkową siecią „zrób to sam”? To jest pytanie, wokół którego skonstruowany jest ten artykuł. Artykuł nie ujrzałby światła dziennego bez tych czterech elementów.


„Pomysł, że »nie zamierzam pracować i powinienem przestać się martwić« był kluczowym elementem kontrkultury. Kapitaliści obawiali się, że klasa robotnicza stanie się hipisami na dużą skalę, a to było poważne niebezpieczeństwo”.

Mark Fisher

W 2018 r. francuskie tłumaczenie Capitalist Realism Marka Fishera, opublikowane przez Entremonde, było wydarzeniem dla niektórych czytelników, w tym dla mnie. Filozof, bloger, krytyk muzyczny, Mark Fisher poświęcił sporą część swojego życia na budowanie dorobku, którego zwornikiem jest właśnie ów „realizm kapitalistyczny” – czyli uporczywe wrażenie, że w czasach klimatycznego chaosu, po czterech dekadach neoliberalnych rządów, „łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż kapitalizmu”.

Pod piórem Fishera popkultura ujawnia swoje intencje; za swoją apolityczną fasadą byłaby miejscem ideologii. Od hitów kinowych, przez teledyski, po reality TV, większość kultury głównego nurtu XXI wieku miałaby zatem na celu, świadomie lub nie, wzmocnienie neoliberalnej hegemonii poprzez zanieczyszczenie naszej wyobraźni tym drogim Margaret Thatcher pojęciem: nie ma alternatywy. Utopie pogrzebane, kontrkultura pokonana, awangarda zapomniana: dla freaków, punków, hipisów, lewicowych radykałów i innych rewolucjonistów nadszedł czas, by się ugiąć, to znaczy dołączyć do szeregów wielkiej wojny wszystkich przeciwko wszystkim, jeśli to możliwe, odizolowanych w cybernetycznym kokonie opartym na telepracy lub samowyzysku, jak w starym dobrym koszmarze COVID-u.

Dla Fishera, którego głównym przedmiotem badań jest muzyka, od post-punka The Fall po dubstep Buriala, ta obserwacja wyjaśnia niekończącą się pętlę „retromanii”, w której czwarta sztuka utknęła w końcu lat 90.: jeśli słuchacz grzęźnie w odrodzeniu za odrodzeniem, remiksu za remiksem, to nie dlatego, że wszystko zostało już zrobione lub powiedziane, ale dlatego, że nasza wyobraźnia została skolonizowana, zmarnowana, a następnie kriogenicznie zamrożona przez kapitalistyczny realizm. Ani martwa, ani żywa, nasza zdolność do wyobrażenia sobie innej ścieżki dźwiękowej i tworzenia innych przyszłości unosi się teraz w zawieszeniu, jak „widmo świata, który mógł być wolny”… Lub, po prostu, jak w jednym z najstarszych punkowych sloganów, tak często źle rozumianym „No Future”.

Blog za blogiem, konferencja za konferencją, Fisher orze swoją bruzdę. To, z czym walczy, to neoliberalna ideologia i sposób, w jaki infiltruje ona nasze ciała, nasze umysły, nasze miejsca pracy, a nawet nasze piosenki, jednocześnie przekonując nas, że nie jest to ideologia, ale czysty pragmatyzm. Według jego zwolenników późny kapitalizm byłby ostatecznym celem ludzkości po tysiącleciach wędrówki; pomimo jego „drobnych wad”, bezmyślnym byłoby zatem szukanie gdzie indziej.

Ale rzecz w tym, że dla Marka Fishera wiara w nieuchronność kapitalizmu byłaby niczym więcej niż ideologicznym założeniem, które należy pilnie rozerwać na strzępy. Niezależnie od tego, czy pisze na swoim blogu, czy na stronach The Wire, o Tricky lub Joy Division, o Kanye West lub The Cure, o Scritti Politti lub Public Enemy, nasz człowiek jest oddany temu zadaniu. Współzałożył wydawnictwo Zero Books, przerobił swoje wpisy na blogu i opublikował je jako książki. W 2016 roku, po ponad dekadzie identyfikowania problemu, podjął się nowego zadania: sformułowania rozwiązania.

To wyjście z kapitalistycznego realizmu Fisher nazywa „kwasowym komunizmem”. Koncepcja, która „odnosi się zarówno do rzeczywistych wydarzeń historycznych, jak i do wirtualnego zbiegu, który jeszcze się nie zmaterializował”. Napisał wstęp do tytułowego eseju (Postcapitalist Desires), który kończy się następującymi słowami: „materialne warunki dla rewolucji są wyraźniej obecne w XXI wieku niż były w 1977 roku. Ale to, co zmieniło się od tego czasu, to egzystencjalna i emocjonalna atmosfera. Ludzie są pogodzeni ze smutkiem pracy, nawet jeśli mówi się im, że automatyzacja sprawi, że ich praca zniknie. Musimy na nowo odkryć optymizm lat 70. i przeanalizować machinę, którą kapitalizm zastosował, aby przekształcić nasze nadzieje w rezygnację. Pierwszym krokiem do odwrócenia tego procesu deflacji świadomości jest zrozumienie, jak on działa”.

Wydaje się to zapowiadać jakiś program, ale już go nie poznamy: 13 stycznia 2017 r. Mark Fisher, notoryczny depresant, który szkalował „prywatyzację zdrowia psychicznego”, odebrał sobie życie w swoim domu. Rok wcześniej, podczas konferencji na temat kwasowego komunizmu, człowiek, który stawiał na plastyczność rzeczywistości, oświadczył, że „jesteśmy na progu nowej fali, na której możemy zacząć surfować w kierunku postkapitalizmu”.

Czy to z powodu samobójstwa Fishera i jego niedokończonego aspektu esej Kwasowy Komunizm tak bardzo mnie uderzył? Po części tak. Trzeba powiedzieć, że wszystko to wydaje się kiepskim żartem: po setkach stron krytyki i definicji konturów realizmu kapitalistycznego, to właśnie w tym tekście teoretyk wydaje się w końcu zdeterminowany, by zaproponować rozwiązanie, to znaczy możliwe wyjście, wyzwolenie z niemal niewidzialnych łańcuchów, którymi ta ideologia nas dusi, przygnębia, dzieli, niszczy naszą planetę itp. Ten niedokończony tekst przywołuje więc na myśl przyszłego trupa na łożu śmierci, wydającego ostatnie tchnienie na sekundę przed udzieleniem cennej rady.

Ale to nie wszystko. Drugim powodem mojej obsesji jest to, że idee wspomniane w tym wstępie do Acid Communism rezonowały ze mną, tak jakby niektóre słowa Fishera stawiały mi zamazane lustro, odbijając elementy mojego własnego doświadczenia, ale nie zastanawiałem się nad nimi wystarczająco uważnie, aby wskazać palcem powody tego zaburzenia… Przynajmniej do czasu, gdy ktoś włożył mi w ręce książkę innego zmarłego autora: Steal This Book autorstwa Abbie Hoffman.

Z Audimat przez Lundi Matin, poprawione tłumaczenie maszynowe

Tłumaczenie

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.

Exit mobile version