Polityka

Wiedeń: nacjonalistyczny bal – jeden załogant wciąż w areszcie

Austriackie media, parlament i dowódcy policji w ostatnich tygodniach dyskutowali o tzw. wiedeńskim balu akademickim. Jest to tradycja sięgająca rewolucji 1848r., kiedy to powstało mnóstwo patriotycznych stowarzyszeń studenckich. Jednakże ze studenckiego patriotyzmu zrodził się nacjonalizm i populizm, któremu zawsze niedaleko do ksenofobii.

Na bale wiedeńskich „burszaków” od dziesiątek lat zjeżdża się cała prawicowa elita Europy. Ściągają one konserwatywnych, nacjonalistyczno-liberalnych, populistycznych, a nawet neonazistowskich polityków. W ostatnich latach imprezie towarzyszy rosnąca liczba masowych protestów, narasta również publiczna krytyka, która może być przyczyną spadku zainteresowania udziałem w spotkaniu. Jednym z częściowych sukcesów aktywistów było usunięcie wiedeńskich bali z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Pokaz tańca

Aby bal mógł się odbyć w siedzibie austriackiego prezydenta, byłym Pałacu Cesarskim, musiała go oficjalnie chronić austriacka nacjonalistyczna Partia Wolności. W ostatnich wyborach udało im się ponownie przekroczyć granicę 20% głosów. W majowych wyborach do Europarlamentu będzie ona kandydować jako jedna z czołowych partii Europejskiego Sojuszu Wolności – platformy zrzeszającej konserwatywne, populistyczne i nacjonalistyczne partie całej Europy, takie jak francuski Front National czy belgijski Vlaams Beland. To właśnie bal miał się przyczynić do umocnienia nowej koalicji.

Jednakże w tradycyjnie lewicowym Wiedniu ani społeczeństwo obywatelskie, a już szczególnie lokalne kolektywy i grupy antyfaszystowskie, nie były bezczynne. Kilka dni przed balem wiedeńskie ulice zostały dosłownie zalane plakatami wzywającymi do udziału w proteście. Niektóre organizacje pozarządowe zażądały zakazania balu, czego odmówiły władze miejskie i państwowe tłumacząc, że nie mogą zakazać oficjalnej akcji legalnej partii. Zamiast odwołania balu, władze Wiednia postanowiły kilka dni przed zakazać protestu austriackiej Partii Zielonych i organizacji pozarządowych.

Taktyka policji była taka sama jak w zeszłych latach – zniechęcić ludzi do uczestnictwa w demonstracji, powtarzając wypowiedzi organizatorów balu, którzy otwarcie mówili o kampanii nienawiści lewicowych ekstremistów przeciwko tradycyjnej wiedeńskiej imprezie.

Została powiększona liczba policjantów (z zeszłorocznych 800 teraz było 2000) i wprowadzone nowe środki bezpieczeństwa, w tym szczegółowe kontrole drogowe i „strefy zagrożenia”, czyli obszary, na których znacznie ograniczono prawa obywateli, a wzmocniono te policyjne. Temperatura na minusie, a pojawił się absurdalny zakaz zakrywania twarzy szalikami i chustami, obowiązujący w całym centrum. Ze względu na te działania policja jest krytykowana, że działa jak prywatny ochroniarz jednej partii politycznej – oczywiście z pieniędzy podatników. Do krytyki przyłączyły się nawet mainstreamowe media, mówiąc o niedemokratycznym ograniczeniu praw dziennikarzy w „strefach zagrożenia”, co uniemożliwiało im dostarczanie informacji o zdarzeniach.

Niepowodzenie policji

Jak się okazało, większość planów policji spełzła na niczym. Restrykcyjne zakazy na ulicach przyciągnęły wiele osób, które normalnie zostałyby w domach. Po godz. 17:00 24 stycznia protestujący zaczęli się gromadzić w dwóch punktach startowych niezakazanych jeszcze demonstracji. Pierwsza była koalicja Offensive Gegen Rechts (Ofensywa Przeciw Prawicy), złożona przede wszystkim z lewicowych stowarzyszeń studenckich i organizacji politycznych. Przyszło na nią 5000 ludzi. Druga demonstracja została zwołana przez koalicję NO WKR, łączącą radykalne ugrupowania antyfaszystowskie – uczestniczyło w niej około 3000 osób. Przed godziną 18 oba zgromadzenia udały się w stronę Pałacu Cesarskiego.

Na miejscu, gdzie oficjalnie miał się zakończyć marsz, doszło do pierwszych starć demonstrantów z policją, która kompletnie sobie nie radziła. Około setki antyfaszystów i antyfaszystek przebiło się przez policyjny kordon i „strefę zagrożenia” w celu dotarcia do Pałacu. Po drodze grupa rozbijała witryny sklepów z biżuterią i banków, nie oszczędzili też komisariatu policji. Szkody wyniosły około miliona euro i powinny uświadomić władzom miasta i kraju, że nie opłaca się wspierać prawicowej elity.

Po rozwiązaniu obu demonstracji protestujący rozpierzchli się po całej okolicy, gdzie na własną rękę, często w dość kreatywny sposób, blokowali taksówki wiozące gości na bal. Policji nie udało się dostatecznie zareagować, więc próbowali przywrócić sobie kontrolę nad sytuacją za pomocą dużych ilości gazu pieprzowego i serii nieuzasadnionych działań takich jak kilkugodzinne oblężenie Akademii Sztuk Pięknych, w której trwał akurat dzień otwarty. Blokady i inne akcje bezpośrednie trwały do późnego wieczora. Już było jasne, że cały protest skończy się wielkim sukcesem. Na bal dotarło bowiem jedynie 400 uczestników, więc mniej niż połowa zaproszonych. Co więcej, po protestach z ubiegłego roku nie pojawił się żaden z największych zagranicznych gości. Minusem wszystkich akcji były dziesiątki rannych i około 20 aresztowanych, z których jeden wciąż nie wyszedł na wolność.

Będzie bal w przyszłym roku?

Zaraz po wieczornych wydarzeniach w mediach i wśród uczestników akcji rozgorzała gorąca dyskusja na temat przemocy. Na szczęście dwie główne grupy demonstrujących pozostały spójne. Wielka fala krytyki spadła na głowy funkcjonariuszy policji – za niezapanowanie nad sytuacją i działania przeciwko Akademii Sztuk Pięknych. Planowane są protesty w celu zmuszenia komendanta głównego policji do dymisji. Nie chodzi nawet o to, że w młodości sam był członkiem prawicowego burszackiego stowarzyszenia, mówi się głównie o jego próbach wyciągnięcia danych personalnych demonstrantów od pracowników służby zdrowia i o jego oświadczeniu, że policja musiała użyć broni. Podział wystąpił natomiast w Partii Zielonych, a konkretnie między jej przywódcami a młodzieżówką, która według lidera partii nie zdystansowała się dostatecznie od przemocy, partia ta odmówiła także stronom NO WKR miejsca na swoich serwerach.

Media głównego nurtu o największe zamieszki obwiniają aktywistów i aktywistki z Niemiec. Jednocześnie pojawia się coraz więcej żądań, by odwołać bal. Rada miasta na przykład zgodziła się z Partią Zielonych i socjaldemokratami odnośnie potępienia działań skrajnej prawicy. Za zdelegalizowaniem balu opowiada się też burmistrz Wiednia. Wygląda na to, że masowe protesty mogą przynieść pożądane efekty. Czy doczekamy się kolejnej edycji niechcianej imprezy?

źródło: http://nerasismu.cz/na-e-l-nky/report-e/report-e/sp-ch-v-nebezpe-n-z-n

Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.

Exit mobile version