Świat

„Gdybyśmy nie dołączyli do sił zbrojnych, lewica w Ukrainie przestałaby istnieć” – wywiad z Tarasem Bilousem

Tłumaczenie z Europe-Soldaire.org

Taras Bilous to ukraiński historyk i eseista, który od początku rosyjskiej agresji służył w armii ukraińskiej. Obecnie pełni służbę kilkadziesiąt kilometrów od linii frontu. Bilous to jeden z najbardziej widocznych przedstawicieli ukraińskiej lewicy, członek ugrupowania Ruch Społeczny (Sotsialnyi Ruch) i redaktor internetowego portalu Commons (Спільне). Za granicą najbardziej znany jest z esejów „List do lewicy zachodniej z Kijowa” i „Jestem ukraińskim socjalistą. Oto dlaczego opieram się rosyjskiej inwazji.”


Spotykamy się przed bazą wojskową. Czy dyskusje polityczne między żołnierzami są problematyczne?

Przywództwo wojskowe nie cenzuruje opinii szeregowych żołnierzy. Wiem jednak z własnego doświadczenia, że kiedy podwładni rozmawiają z mediami, zwłaszcza na tematy polityczne, może to denerwować młodszych oficerów. Zdarzyło mi się, że dowódca martwił się, że dostanie po łapach za mój wywiad, mimo że w rzeczywistości nie było takiego zagrożenia.

W każdym razie staram się unikać niepotrzebnych dyskusji. Żeby oszczędzić energię, nie afiszuję się ze swoimi poglądami politycznymi czy faktem, że jestem historykiem. W przeciwnym razie natychmiast ktoś chce, abym mówił o Rusi Kijowskiej lub pojawiają się prowokacyjne pytania. Jeśli widzę, że w przyszłości może dojść do współpracy aktywistycznej z jakąś osobą, to zaczynam z nią rozmawiać bardziej otwarcie

Jak dużym wyzwaniem jest praca z ludźmi o odmiennych poglądach?

Opinie nie przeszkadzają mi w tym kontekście. Są tu różni ludzie, ale rzadko można dyskutować o szerszych kwestiach politycznych. Ale w kwestiach, które bezpośrednio wpływają na nasze życie i służbę wojskową, takich jak przywództwo wyższego szczebla, dość łatwo znajdujemy wspólną płaszczyznę

Znacznie większym problemem w wojsku jest czynnik ludzki. Niektórzy oficerowie wydają głupie rozkazy, przez które ludzie niepotrzebnie giną. Każdy żołnierz, który służył co najmniej sześć miesięcy, może opowiedzieć niejedną taką historię.
Jeśli chodzi o szeregowych, to w pierwszych miesiącach inwazji wszyscy trzymali się razem, ale teraz, po dwóch latach, pojawiło się zmęczenie. Na Zachodzie wielu oczekuje, że wraz ze zmęczeniem nasza wola walki będzie stopniowo słabnąć. Jednak to, że jesteśmy zmęczeni, nie oznacza, że nie jest ważne, abyśmy nadal stawiali opór.

Ale jak już powiedziałem, są tu różnego rodzaju ludzie. Niektórzy, pomimo działań oficerów, rozumieją, że musimy dalej pracować i naciskać. A inni… Kiedyś służyłem z żołnierzem z innej kompanii i spędziliśmy cztery dni w zawalonym okopie. Zacząłem go naprawiać, a żołnierz powiedział: „Przestań pieprzyć. Niech dowódca przyjdzie i sam naprawi okop”.

Pomimo wspólnej determinacji, by nadal opierać się rosyjskiej agresji, każdy zadaje sobie pytanie: „Dlaczego to ja mam się poświęcać?”. Jeśli dowództwo popełniło błąd w obliczeniach, dlaczego zwykli żołnierze mają płacić za to życiem? Dotyczy to również cywilów, których chęć do zaciągania się do wojska spada. Nawet niektórzy z moich znajomych, którzy próbowali zaciągnąć się w 2022 roku i nie zostali wcieleni, próbują teraz uniknąć mobilizacji. Nie chodzi tu tyle o strach, co o pewne bezsensowne praktyki, które są powszechne w wojsku: wszyscy o nich wiedzą. Mogli je zmienić dawno temu, ale poza kilkoma wyjątkami w kilku wydzielonych jednostkach, nie zrobili tego.

W 2022 roku zdecydowałeś się wstąpić do wojska, mimo że nie miałeś doświadczenia w walce po 2014 roku. Czy te dwa etapy wojny różnią się dla ciebie?

W 2014 roku była to wojna o terytorium. Niektórzy ludzie naprawdę chcieli dołączyć do Rosji, choć stanowili mniejszość. Dość znaczna liczba osób o poglądach prorosyjskich chciała pozostać na Ukrainie, ale chciała federalizacji [red: więcej autonomii dla Doniecka i Ługańska]. Oczywiście to, jaki procent ludności Donbasu wyznawał który pogląd, może być przedmiotem długiej debaty, i oczywiście to, co ludzie tam mieszkający myśleli, zmieniało się z czasem.

W przededniu interwencji wojsk rosyjskich w 2022 r. ankieta przeprowadzona w Donbasie wykazała, że dla większości ludzi dobrobyt był ważniejszy niż to, w jakim państwie będą mieszkać — na Ukrainie czy w Rosji. Dotyczy to osób mieszkających po obu stronach linii frontu. Oczywiście przepaść w opiniach między dwiema częściami Donbasu pogłębiła się na przestrzeni lat. Są to ludzie, którzy przyzwyczaili się do podwójnej tożsamości. Kiedy jadą do Lwowa, ludzie nazywają ich Moskalami, a kiedy są w Moskwie, ludzie nazywają ich Chochołami [rosyjskie pejoratywne określenie Ukraińców].

W 2014 r. Rosjanin Igor Girkin [znany również jako Igor Iwanowicz Striełkow — red.] rozpoczął wojnę (jako dowódca wojskowy Donieckiej Republiki Ludowej, przyp. autora), a później tego samego roku wojska rosyjskie dokonały inwazji. Ale z pewnością wielu miejscowych, z różnych powodów, zdecydowało się dołączyć do walki z armią ukraińską.

W tamtym czasie wojna miała na mnie zupełnie inny wpływ. Zabiła we mnie jakikolwiek nacjonalizm. Ale w 2022 roku stanęliśmy w obliczu otwartej inwazji, w tym na obszary takie jak Kijów, gdzie nikt nie witał rosyjskiej armii. Inwazja na południe, regiony Chersonia i Zaporoża, gdzie większość ludzi chce wrócić do Ukrainy. W tym sensie jest to teraz inny rodzaj wojny. Wszystko jest o wiele prostsze.

Czy odczuwasz wpływ tej „podwójnej tożsamości” bezpośrednio wśród swoich towarzyszy walki?

Opinie różnią się wszędzie, nawet tutaj w oddziale. Na przykład, mój obecny dowódca kompanii najwyraźniej wspierał Antymajdan wiosną 2014 roku. Mam z nim napięte stosunki, więc wnioskuję więcej z tego, jak argumentuje w rozmowach z innymi oficerami. Według niego, ludzie na wschodzie Ukrainy nie lubili Majdanu, więc domagali się federalizacji, ale rząd nie chciał zgodzić się na negocjacje. Jednak odkąd grupa Girkina (separatyści wspierani przez rosyjskich żołnierzy, przyp. autora) zajęła miasto Słowiańsk w 2014 roku, twierdzi, że była to operacja rosyjskiego wywiadu. Nie lubi też aktywistów językowych, którzy chcą, byśmy wszyscy przeszli na ukraiński. Większość mojego oddziału pochodzi ze wschodnich regionów i z tego, co słyszałem, nie lubią nacjonalistów. Niektórzy z moich znajomych służyli również w jednostkach z członkami byłej milicji Berkut, którzy bronili reżimu Janukowycza podczas Majdanu i nie zmienili swoich poglądów na temat Majdanu. Niemniej jednak bronią Ukrainy przed rosyjską agresją.

Jaką pozycję wojskową zajmujesz?

Przez pierwsze dwa lata inwazji na pełną skalę służyłem głównie jako łącznościowiec. W praktyce była to dość zróżnicowana praca — czasami za komputerem, czasami przy ustawianiu radia i układaniu kabli komunikacyjnych. Najczęściej, jako łącznościowcy, przebywaliśmy w okopie kilka kilometrów od linii frontu. Zapewnialiśmy zapasowy kanał komunikacji dla chłopaków na linii frontu. Jeśli na przykład ogólny kanał komunikacji ulegnie awarii lub sygnał do nich nie dotrze, jesteśmy tam, aby zapewnić wsparcie.

Ostatnio moja praca się zmieniła, służę w batalionie zwiadowczym, ale wolałbym nie mówić publicznie, co dokładnie robię.

W czeskim środowisku lewicowym solidarność z cywilami i uchodźcami jest silna, ale niewiele jest sympatii dla zbrojnego oporu lub zrozumienia, dlaczego Ukraińcy dobrowolnie wstępują do wojska. Pojawiają się również żądania wstrzymania dostaw broni. Co o tym wszystkim sądzisz?

Kiedy znasz inwazję z pierwszej ręki, to cię zmienia. Jak powiedział jeden z naszych redaktorów, o wiele łatwiej jest ustalić priorytety w tak krytycznych momentach. Jest wiele rzeczy, które są dla ciebie ważne w codziennym życiu. Ale kiedy stawką jest własne życie, staje się to najważniejsze, a wszystko inne jest drugorzędne. To trochę oczyszcza umysł.

W pierwszych dniach inwazji zrozumiałem, że przyszłość ruchu lewicowego w Ukrainie zależy od tego, czy będziemy aktywnie uczestniczyć w wojnie, czy nie. Wszyscy jesteśmy w dużej mierze oceniani na podstawie naszych działań w tak krytycznych momentach. My — lewica — już teraz nie jesteśmy zbyt wpływowi w tym kraju i gdybyśmy nie poszli walczyć, wszystko by się rozpadło. Lewica przestałaby istnieć jako jakikolwiek podmiot w Ukrainie. Z pewnych powodów byłem i nadal jestem jednym z najbardziej widocznych przedstawicieli ruchu lewicowego służących obecnie w siłach zbrojnych. Jestem więc odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za innych. Było mi też łatwiej, nie jestem żonaty, nie mam nawet dzieci.
Nie lubię odpowiadać na pytania dziennikarzy, dlaczego zdecydowałem się wstąpić do wojska. Delikatnie mówiąc, nie byłem pewien, czy będę dobrym żołnierzem. I to jest jeden z powodów, dla których się do tego nie przygotowywałem. Zawsze myślałem, że będę bardziej przydatny w inny sposób, na przykład pisząc artykuły. Szczerze mówiąc, wciąż nie jestem zbyt dobrym żołnierzem (śmiech). Ale stopniowo się uczę, a potem zobaczymy. Przede mną jeszcze co najmniej cały rok.

Od początku rosyjskiej agresji na pełną skalę napisałeś dwa wpływowe artykuły: „List do zachodniej lewicy z Kijowa” i „Jestem ukraińskim socjalistą. Oto dlaczego sprzeciwiam się rosyjskiej inwazji”, które zostały przetłumaczone na kilka języków. Czy można kontynuować pisanie w warunkach wojny?

Od początku inwazji byłem w stanie pisać w sposób skoncentrowany tylko w ciągu pierwszych kilku miesięcy, kiedy miałem na to siłę. Było więcej czasu. Moja adrenalina była całkowicie poza kontrolą podczas tych pierwszych kilku miesięcy. Nigdy w życiu nie pisało mi się tak łatwo. Zazwyczaj męczę się, formułując każde zdanie, ale wtedy siadałem i pisałem artykuł w pół dnia. Teraz już nie. Nie mam energii ani pewności siebie. Teraz jestem bardziej krytyczny i obracam rzeczy w głowie.

Wspomniałeś w jednym z wywiadów, że nie jest pewne, co stanie się z prorosyjską ludnością obwodów donieckiego i ługańskiego oraz Krymu po wyzwoleniu tych terytoriów. Jakie będą relacje z tą częścią społeczeństwa? Co się stanie?

Mamy już wyzwolone obszary, czyli mamy praktykę, którą możemy analizować. Na przykład mój przyjaciel, dziennikarz i były działacz lewicowy, który uciekł z Krymu w 2014 roku do Ukrainy, zajmuje się teraz kwestiami współpracy w Łymaniu. Ludzie są tam często sądzeni niesprawiedliwie. Są oczywiście przypadki tych, którzy aktywnie uczestniczyli w represjach i z pewnością należy ich potępić. Istnieją jednak również przypadki, w których sądy Ukrainy są wyraźnie niesprawiedliwe, na przykład sprawa elektryka ze służb technicznych, który utrzymywał warunki życia zwykłych ludzi w Łymaniu podczas okupacji.

Istnieje duża szara strefa, w której nie jest to tak jednoznaczne. Termin „rządy prawa” nie do końca pasuje do Ukrainy, biorąc pod uwagę, jak wiele problemów jest z tutejszym sądownictwem. Mimo wszystko poziom represji i poszanowania praw człowieka na terytoriach okupowanych przez Rosję i w pozostałej części Ukrainy są nieporównywalne.

Narracja w ukraińskim mainstreamie na temat wschodnich regionów jest również nieco schizofreniczna, jeśli chodzi o miejscową ludność. Z jednej strony ludzie postrzegają je jako „nasze”, a z drugiej jako „separatystów”. Nie ma spójnej narracji na temat tego, co wydarzyło się tam w 2014 roku. Co więcej, jeśli wykraczasz poza pewien przyjęty dyskurs, opisując te wydarzenia, jesteś uważany za separatystę. Więc pod tym względem naprawdę nie podoba mi się sposób, w jaki to wszystko działa w Ukrainie.

Napisałeś, że rząd Zełenskiego wdraża neoliberalną politykę podczas wojny. Jednocześnie uważasz, że Zełenski był najbardziej centrowym kandydatem, a przynajmniej kandydatem najbardziej oddalonym od radykalnej prawicy. Chcielibyśmy wiedzieć, jak zmieniło się to w ciągu ostatnich dwóch lat. Jak postrzega to elektorat? Czy są jakieś zmiany na tym poziomie?

Tak, są zmiany. Wtedy miałem na myśli to, że pod względem nacjonalizmu Zełenski jest najbardziej umiarkowanym spośród polityków, którzy mają szansę zostać prezydentem Ukrainy. Jak dotąd nie zaszły w tym zakresie żadne zmiany. Jednak ogólny konsensus przesunął się w kierunku silniejszego nacjonalizmu. Zełenski również poszedł w tym kierunku. Można również znaleźć polityków, którzy są bardziej otwarci [niż Zełenski — red.] na ludność rosyjskojęzyczną, ale nie mają oni szans na wygranie wyborów prezydenckich. Wydaje mi się również, że niektórzy przedstawiciele zachodniej lewicy nie rozumieją, że otwarte stanowisko w kwestiach językowych nie oznacza ogólnie postępowego programu. Z mojego punktu widzenia, często jest to po prostu strategia populistów, mająca na celu pozyskanie tych, którzy wcześniej głosowali na partie prorosyjskie.

Zełenski spędził pierwsze półtora roku swojej kadencji, próbując osiągnąć pokój w Donbasie, a sługusy Poroszenki wciąż go za to obwiniają. W pierwszych miesiącach inwazji Zełenski ponownie zwrócił się do rosyjskiej publiczności w swoich przemówieniach. Podobnie jak wielu Ukraińców, miał nadzieję, że ludzie w Federacji Rosyjskiej w końcu się zbuntują. W pewnym momencie zrezygnował i zaczął popierać żądanie, aby Rosjanom nie wydawano wiz i zakazano wjazdu do Europy.
Jesienią 2022 r. Putin ogłosił mobilizację, a Zełenski ponownie przemówił do Rosjan po rosyjsku. Do tego czasu ukraiński główny nurt zmienił się do tego stopnia, że rozmawianie z Rosjanami po rosyjsku w ten sposób nie było już postrzegane jako właściwe. Widzimy więc w takich momentach, że polityka Zełenskiego jest nadal bardziej inkluzywna niż ukraiński główny nurt polityczny. Więc tak, mamy szczęście, że sprawy potoczyły się w ten sposób.

Nie zmienia to jednak faktu, że Zełenski w wielu kwestiach zachowuje się jak dupek. Ostatnio, na przykład, w sposobie, w jaki podchodzi do kwestii Palestyny. Również w tym, jak reaguje na krytykę, jak rywalizuje z politycznymi rywalami i jak koncentruje władzę medialną. On i jego najbliżsi współpracownicy są ludźmi show-biznesu i podchodzą bardzo profesjonalnie i technicznie do uchwycenia nastrojów opinii publicznej. Na przykład w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji połączyli wiadomości telewizyjne wszystkich kanałów we wspólny maraton telewizyjny. W tamtym czasie było to adekwatne do sytuacji; nikt nie był w stanie zapewnić takiej relacji z bieżących wydarzeń w pojedynkę. Ten układ powinien zostać zniesiony dawno temu, ponieważ ogranicza wolność słowa. Ale nie został zniesiony. Są dupkami i idiotami. Moglibyśmy stworzyć długą listę ich całkowicie nieodpowiedniej polityki.

A co z udziałem lewicy w Majdanie? Nie byłeś wtedy częścią ruchu lewicowego. Czy mógłbyś opisać ówczesny kontekst?

Mam sprzeczne relacje z tamtym okresem. Byłem na Majdanie, ale nie lubię patosu wokół niego. Byłem aktywistą przed Majdanem. Kilka miesięcy wcześniej próbowaliśmy zorganizować protest w sprawie edukacji. Rozdawaliśmy ulotki na kampusie, ale ludzie byli bardzo bierni. Ale gdy tylko zaczął się Majdan, ci sami ludzie, którzy kilka miesięcy wcześniej mówili, że nie ma sensu protestować lub coś podobnie cynicznego, nagle stali się pasjonatami sprawy i wygłaszali tak rewolucyjne przemówienia, że po prostu się na nich gapiłem (śmiech). Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że ludzie zmieniają się nagle w przypadku wielkich powstań.

Majdan to opowieść o oporze wobec państwa i aparatu represji oraz o solidarności. Ale kiedy protest przeszedł w fazę przemocy, udział w tej przemocy zmienił ludzi, co sprawiło, że poczułem się dość nieswojo. Pochodzę z Ługańska, więc od pierwszego dnia śledziłem to, co się tam działo. To był jeden z powodów, dla których doświadczyłem Majdanu inaczej niż moi koledzy i przyjaciele z Kijowa. Od początku obawiałem się, że w Donbasie wszystko przerodzi się w coś nieprzyjemnego. Niestety, tak właśnie się stało.

Zostałem lewicowcem w środku tego wszystkiego, w 2014 roku, kiedy zachodnia lewica nie pokazała się w najlepszym świetle. W rzeczywistości ukraińska lewica była w rozkładzie z powodu tych samych problemów, o które teraz obwiniamy Zachód.

Reakcja zachodniej lewicy jest teraz ogólnie lepsza niż w 2014 r., nie tylko dlatego, że teraz jest jasne, kto jest agresorem. Mimo to, w pierwszych dniach inwazji czułem, że konieczne jest zapewnienie pewnej pomocy z tego miejsca, aby wyjaśnić, co i jak, abyśmy mogli natychmiast położyć kres błędnym reakcjom. Myślałem, na swój przesadny sposób, że ludzie Zachodu się obudzą. Teraz widzę, jak bardzo byłem naiwny i jak bardzo nie doceniłem skali problemu. Miałem już doświadczenie z 2014 roku, wystarczające, by nie być zbyt zaskoczonym reakcją zachodniej lewicy. Ale mamy też młodszych członków, którzy dołączyli do ruchu lewicowego w latach bezpośrednio poprzedzających inwazję, i dla niektórych z nich był to szok.

W jednym ze swoich artykułów odniosłeś się do prawa do samostanowienia i krytyki argumentów, że inwazja w Ukrainie jest zwykłym konfliktem zastępczym. Twoim zdaniem część radykalnej lewicy zajmuje nawet bardziej „imperialistyczne” stanowisko w tej kwestii niż na przykład amerykańscy urzędnicy. Jak to się objawia i gdzie według ciebie ma swoje korzenie?

Część zachodniej lewicy kupiła uprzedzenia wobec Ukrainy, bezkrytyczne postrzeganie Rosji itd. Czego tak naprawdę chce wielu antywojennych lewicowców, oprócz wstrzymania dostaw broni? Chcą, aby USA i Rosja zawarły porozumienie bez uwzględniania poglądów tych, którzy tu mieszkają. Takie rozwiązania nie mają nic wspólnego z lewicowymi wartościami. Takie podejście oznacza pewną akceptację neorealizmu w stosunkach międzynarodowych.

Nie ma lewicowego konsensusu co do tego, jak podchodzić do takich kwestii. Jedyny konsensus dotyczy prawdopodobnie prawa narodów do samostanowienia, ale w przypadku Ukrainy część lewicy nagle o tym zapomniała. Kiedy sytuacja staje się krytyczna, niektórzy rozsądni ludzie nagle piszą kompletne bzdury.
W tym konkretnym przypadku Stany Zjednoczone zasadniczo twierdzą, że Ukraina może zdecydować, kiedy i na jakich warunkach zakończy swój opór. Jednak w przypadku wielu innych konfliktów zbrojnych na całym świecie Stany Zjednoczone zajmują zupełnie inne stanowisko w kwestii poparcia dla prawa do samostanowienia. Przynajmniej w krajach globalnego Południa. Tak jak teraz, gdy zachodnia lewica wspiera Palestynę, a USA wspierają Izrael.

My, Ukraińcy, również opublikowaliśmy list solidarności z Palestyńczykami. Ale zachodnia lewica ma różne podejścia do wspierania Palestyny. Szokuje mnie, gdy niektórzy, często ci sami zachodni lewicowcy, którzy przez ostatnie półtora roku najgłośniej krzyczeli o ukraińskiej skrajnej prawicy, teraz bezkrytycznie wspierają Hamas. Więc o co tu do cholery chodzi? Nie mogę już traktować poważnie żadnego z ich oświadczeń na temat hipokryzji zachodnich rządów.

Wydaje mi się, że w tym stanowisku jest pewne moralizatorstwo?

Tak. Dzieje się tak pomimo faktu, że w ostatnich dziesięcioleciach pojawiło się wiele krytyki feministycznej, która słusznie potępia dyskredytowanie kobiet jako istot emocjonalnych i nieobiektywnych. W przypadku wojny projektują tę „emocjonalność” na nas, Ukraińców. Chociaż nie ma nic złego w emocjach. Przeciwieństwem emocjonalności nie jest racjonalność, ale obojętność. A potem przychodzi do trudnych decyzji i lewica jakoś o wszystkim zapomina.

Główny problem wydaje mi się oczywisty, a jest nim mylenie antyimperializmu z antyamerykanizmem. Wszystkie konflikty są postrzegane w kategoriach sprzeciwu wobec Stanów Zjednoczonych.

Kolejną rzeczą, która wciąż mnie zaskakuje, jest mylenie Federacji Rosyjskiej ze Związkiem Radzieckim. Możemy dyskutować o Związku Radzieckim i o tym, jaka powinna być jego właściwa ocena. Ale Rosja Putina nie jest w żadnym sensie Związkiem Radzieckim. Dziś jest to państwo całkowicie reakcyjne. Nie sposób nie zauważyć, jak wielu lewicowych pisarzy wplata w swoje teksty komentarze i argumenty ujawniające, że nadal postrzegają Rosję jako Związek Radziecki. Dzieje się tak, mimo że racjonalnie przyznają, że reżim Putina jest reakcyjny, konserwatywny, neoliberalny itd. A potem, bum, nagle wyrzucają z siebie coś, że wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Ukrainy jest pewnego rodzaju zemstą na Rosji za rewolucję bolszewicką. Cóż za bzdura (śmiech).

Jakiej rady udzieliłbyś zachodniej lewicy?

Znaczna część lewicy zajęła absolutnie nieodpowiednie stanowisko. Ci, którzy poświęcają swój czas na argumentowanie na rzecz Ukrainy, postępują przecież słusznie. Lewica jest w kryzysie wszędzie. Po prostu w niektórych miejscach jest całkowicie spieprzona, jak tutaj, a w innych, jak na Zachodzie, nie jest tak źle. Gdybym miał udzielić jakiejś ogólnej rady, zaleciłbym mniej uwagi poświęcać temu, które abstrakcyjne stanowisko jest poprawne, a bardziej skupić się na praktycznych działaniach, które pomogą nam wydostać się z dołka, w którym się znajdujemy.
Nawet w naszej własnej organizacji [Ruch Społeczny — red.] do 2022 r. zajmowaliśmy różne stanowiska w sprawie wojny w Donbasie. Czasami trudno było pogodzić te wrażliwości. Aby nie eskalować sytuacji, często się cenzurowaliśmy. Jeden z moich argumentów brzmi: nie kłóćmy się o rzeczy, na które nie mamy wpływu. Lewicowcy są często protekcjonalni, uważają się za jedynych rozsądnych i krytycznych. Jednak od środka widać, jak wiele z tego jest przeżutą papką. Na przykład sposób, w jaki niektórzy lewicowcy wyrażają swoje stanowisko i strategię w debatach. Zamiast analizować konkretne warunki, często po prostu powtarzają przykłady zaczerpnięte z zupełnie innego kontekstu i czasu, które w ogóle nie pasują do sytuacji. Musimy odejść od tych szablonów. Marksizm nie jest dogmatem, ale z jakiegoś powodu zbyt wielu marksistów w praktyce redukuje marksizm do zwykłego powtarzania ustalonych dogmatów. „Żadnej wojny poza wojną klasową” i tak dalej.
Jedna wymowna sytuacja miała miejsce, gdy niemiecka delegacja Die Linke z Bundestagu przybyła zeszłej wiosny. Do tego czasu ich stanowisko w sprawie dostaw broni było całkowicie negatywne. Kiedy wyjechali, przewodniczący grupy powiedział, że po doświadczeniach w Kijowie ponownie rozważyli niektóre ze swoich stanowisk. Na przykład, że Ukraińcy wyraźnie potrzebują obrony przeciwrakietowej. Ta sama obrona przeciwrakietowa, której do tej pory odmawiali, w rzeczywistości chroniła ich w Kijowie! I tak, ponad rok po inwazji, zdali sobie sprawę, jak bardzo jest ona potrzebna. Dużo czasu zajęło im dojście do tego zrozumienia i nadal jest wiele rzeczy, które muszą zrozumieć (śmiech). Ale to przynajmniej podstawowe minimum.

Czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć czeskiej lewicy, na przykład w odniesieniu do skrajnego pacyfizmu, o którym wspomniałeś?

Czeska lewica ma historyczne doświadczenie stłumienia Praskiej Wiosny, więc nie rozumiem, dlaczego nie znajduje więcej zrozumienia dla naszego oporu. Być może wynika to z nadmiernego uzależnienia od zachodniej teorii lewicowej. Szczerze mówiąc, dokładnie tak samo było w naszym kraju i pod pewnymi względami jest tak do dziś. Po 1989 roku lewica na Ukrainie była bardzo przygnębiająca, a my tym bardziej szukaliśmy zachodnich autorów. W Commons Review oczywiście robimy tłumaczenia. Ale na pewnym poziomie rozumiemy i czujemy, że potrzebujemy pewnego rodzaju dekolonizacji samych siebie. 24 lutego 2022 roku, dzień rosyjskiej inwazji, stał się dla nas również momentem intelektualnej emancypacji. Musimy być bardziej krytyczni wobec tego, co piszą zachodni autorzy. Wiele się od nich nauczyliśmy i otwarcie to przyznajemy, ale mamy nieco inny kontekst. Nie możemy bać się spojrzeć na to z lokalnej perspektywy. Obejmuje to opracowanie lokalnej analizy pomysłów zachodnich autorów lewicowych.

W lokalnym środowisku lewicowym również, ze szkodą dla nas, wielokrotnie powtarzaliśmy poglądy zachodniej lewicy. Dwie plagi współczesnej polityki lewicowej to rekonstrukcja historyczna i przejmowanie trendów. Ludzie czytają stuletnich autorów i ogłaszają się marksistami lub feministami zgodnie z tymi klasycznymi tekstami. Świat bardzo się zmienił, a ludzie czytają klasyków zbyt dosłownie; nawet jeśli nie pasują już do obecnych warunków. Po drugie, lewica nie może przełamać swojego nawyku przyjmowania modnych zachodnich wojen kulturowych lub subkultur. W 2016 r. dwóch lewicowych aktywistów podczas wydarzenia na Ukrainie postanowiło skandować hasło „Pieniądze na edukację, nie na wojnę!”. Rzecz w tym, że zaimportowali to z zupełnie innego kontekstu, z Włoch, które były zaangażowane w imperialistyczne agresje. Nasz przypadek jest inny: Ukraina jest przede wszystkim ofiarą agresji innego państwa. Krótko mówiąc, to była katastrofa. Konsekwencje dla lokalnej lewicy były po prostu straszne. Byliśmy już w trudnej sytuacji po 2014 roku, a ta jedna akcja, jedno hasło, znacznie pogorszyło sytuację. Więc tak, popełniliśmy wiele błędów. To prawda, że niektórzy z nas wyciągnęli złe wnioski. Wciąż musimy się wiele nauczyć. Ale jednocześnie nauczyliśmy się kilku rzeczy z naszego gorzkiego doświadczenia.

Tłumaczenie

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.

Exit mobile version