Świat

Tchórzostwo europejskiego pacyfizmu

Białoruska grupa anarchistyczna Pramen napisała ostatnio artykuł o europejskim pacyfizmie, którego tłumaczenie wam prezentujemy.

Od rozpoczęcia pełnowymiarowej inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę minęło osiem miesięcy. Dziesiątki tysięcy ludzi zostało zabitych, wiele miast i wsi leży w ruinach, a tortury kremlowskiego reżimu na okupowanych terytoriach nie ustały. Mimo to wśród zachodnich anarchistów i lewicowców głosy pacyfistów nadal są głośne. Tych, którzy wzywają ukraińskich żołnierzy do złożenia broni i zaprzestania stawiania oporu rosyjskiej inwazji.

Wydawałoby się, że osiem miesięcy to wystarczająco długi okres, aby dokładnie zapoznać się z kwestią wojny i zrozumieć układ sił oraz znaczenie kapitulacji dla społeczeństwa ukraińskiego. Ale pacyfiści ignorują rzeczywistość i upierają się przy jakimś magicznym świecie, w którym wspierają tysiące defetystów z Ukrainy/Białorusi/Rosji odkładając na bok polityczne realia regionu. Zachodni pacyfiści w nadziei na jakąś interwencję w konflikcie rozpoczynają współpracę z podejrzanymi organizacjami z Białorusi i Rosji.

Więcej o sprawie Olgi Karacz i jej zbiórek na Ukrainę

W przypadku Białorusi jest to przede wszystkim Olga Karacz, która od marca prowadzi kampanię pod hasłem „nie znaczy nie”. Karach znana jest z prania pieniędzy z dotacji za pośrednictwem „Naszego Domu”. Dopiero teraz podział europejskich grantów stał się znacznie bardziej skomplikowany, a unijne wsparcie w Ukrainie trafia przede wszystkim do ukraińskich i europejskich organizacji pozarządowych, nie zaś do białoruskich. Ale to nie jest problem dla inicjatywy Karacz, ponieważ w Europie jest wystarczająco dużo ludzi, którzy są gotowi przekazać tysiące euro na pomoc białoruskim uciekinierom. I nie mówimy tu tylko o ludziach, ale o europejskich lewakach i anarchistach, którzy aktywnie zbierają pieniądze dla defetystów. Poparcie lewicy dla „Naszego Domu” osiąga tak absurdalny poziom, że aktywiści w Berlinie nielegalnie prowadzili kampanię adbustingową reklamującą kampanię „no means no” z apelem o wpłacanie tam pieniędzy.

A Olga wie, jak zaspokoić głód pacyfistów — z osobistej rozmowy z niemieckim lewakiem współpracującym z „Naszym Domem” dowiedzieliśmy się, że Karacz udało się pomóc dziesiątkom tysięcy białoruskich dezerterów, którzy opuścili kraj od początku wojny. Kim są ci ludzie, pozostaje tajemnicą, ale nie ulega wątpliwości, że Karach na każdego dezertera ma osobny budżet zebrany od europejskiej lewicy.

Olga Karach to nie jedyny przypadek prób pozyskiwania pieniędzy na własne projekty pod pozorem pomocy na Ukrainę. Opowiedzieliśmy o niej, bo dla nas ta sprawa jest najbardziej znana, a sama organizacja jest od dawna znana Białorusinom, ale mało znana w środowisku europejskim. Więc jeśli przekazujesz pieniądze na wsparcie pewnych grup opierających się rosyjskiej inwazji, nie bądź leniwy i skontaktuj się ze swoimi towarzyszami w regionie, aby uzyskać więcej informacji o sytuacji. W przeciwnym razie Twoje wysiłki zostaną wykorzystane przez ludzi, których cele są bardzo odległe od Twoich.

„Nasz Dom”, podobnie jak niektóre inne grupy (KRAS-MAT na przykład), kreuje rzeczywistość, w której wsparcie dla dezerterów tu i teraz może wpłynąć na wojnę. Otóż nie może. I jeśli w 8 miesięcy pacyfiści nie potrafili tego zrozumieć, to trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek był w stanie zmienić ich zdanie. Ilość dezercji z powodów politycznych czy społecznych jest tak znikoma, że dziwnie jest nawet zacząć o tym mówić. Owszem, tysiące Rosjan uciekło z Rosji po ogłoszeniu mobilizacji, ale nawet jeśli pominąć fakt, że część z tych uciekinierów jeszcze wczoraj włóczyła się z „Zetkami” po ulicach Moskwy czy Irkucka, to w Rosji wciąż jest ogromna liczba „patriotów”, którzy wolą zginąć wysłani na Ukrainę niż zbuntować się przeciwko Kremlowi. Protesty w regionach Rosji, które rozpoczęły się w pierwszym tygodniu mobilizacji, zostały zdławione, a bez wsparcia w całym kraju lokalne ogniska oporu są skazane na porażkę.

Wielu z nas miało nadzieję, że mieszkańcy Rosji powstaną, gdy wojska rosyjskie zaczęły bombardować główne miasta Ukrainy. Albo, gdy opublikowano okrucieństwa Buki. Albo, gdy młodych ludzi w Rosji zaczęto wysyłać na Ukrainę do walki. Ale zbuntowali się tylko nieliczni, jak matki poborowych z Dagestanu i Jakucji, natomiast cała Rosja milczy. Masowe dezercje w rosyjskiej armii rozpoczną się dopiero wtedy, gdy w Ukrainie co miesiąc będą ginąć dziesiątki tysięcy żołnierzy wysłanych przez Moskwę. Dopóki to się nie stanie, śmierć 100 czy nawet 200 tysięcy obywateli rosyjskich jest dla Putina niczym i nie wystarczy, by Rosjanie obalili cara.

Tchórzostwo czy bezczynność?

W licznych rozmowach z europejskimi pacyfistami online i offline, od dawna próbujemy zrozumieć powód ignorowania rzeczywistości na rzecz wygodnej bajki. A ostatnio wreszcie pojawiło się zrozumienie. Wielu europejskich pacyfistów, poprzez swoją postawę polityczną, usprawiedliwia własne jawne tchórzostwo. Strach przed zniszczeniem wygodnej przystani spokoju w Europie, zbudowanej między innymi na wyzysku reszty planety, staje się obecnie głównym powodem wezwań Ukraińców do złożenia broni. Nawet najmniejsze prawdopodobieństwo przemocy wobec tzw. pierwszego świata automatycznie prowadzi do lewicowych i anarchistycznych pacyfistów gotowych zaprzedać własnych towarzyszy za życie w spokojnym regionie. Co więcej, pacyfiści są gotowi poświęcić dziesiątki tysięcy Ukraińców, którzy w razie triumfu zostaliby zniszczeni przez rosyjski reżim.

Tchórzostwo w pierwszych miesiącach wojny doprowadziło do całkowitej bierności pacyfistów. Pisano szumne deklaracje i zaczęto pobierać opłaty od samych dezerterów, ale tak naprawdę żadna solidarność nie nadeszła. Sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy na Zachodzie zaczęła rosnąć inflacja. Dziś głosy wzywających do dyplomacji lub strategicznej porażki są jeszcze głośniejsze, bo wojna zaczęła naprawdę uderzać po kieszeni europejskiej klasy średniej (do której należy większość tych właśnie pacyfistów).

Oczywiście w Europie też są ideologiczni pacyfiści. Ale nawet w ich środowisku nie widzieliśmy jeszcze zbyt wielu działań. Ci ludzie wolą siedzieć w zaciszu akademickich kręgów i dyskutować o wojnie, NATO i imperializmie. My też zetknęliśmy się z takimi osobami. Ale jeszcze nigdy nie widzieliśmy pacyfistów gotowych pojechać na Ukrainę i stanąć między czołgami wojsk ukraińskich i rosyjskich albo agitować wojska rosyjskie do opuszczenia okupowanych terenów. Nie widzieliśmy ani jednego zachodniego pacyfisty gotowego zaryzykować własną wolność i bezpieczeństwo, udając się do Rosji, by agitować żołnierzy do ucieczki lub oporu przed mobilizacją.

Solidarność międzynarodowa to trudne zadanie, wymagające sporego wysiłku nie tylko organizacyjnego, ale i edukacji politycznej, by zrozumieć, co oznacza w indywidualnej sytuacji. Na szczęście niektórzy europejscy anarchiści wybrali drogę prawdziwej międzynarodowej solidarności, czy to w ramach pomocy dla uchodźców z Ukrainy i innych rozdartych wojną regionów, czy też w ramach bezpośredniego wsparcia postępowych sił walczących z wojną.

Krytykując pacyfizm, pozostajemy przeciwni militaryzmowi — ideologii państwa dążącego do rozwoju własnej potęgi militarnej. Przede wszystkim sowiecki militaryzm, z którym musieliśmy współistnieć nawet po upadku samego ZSRR. Ten sam militaryzm, który umożliwił tę wojnę. A dla nas jedynym możliwym antymilitaryzmem w tej chwili jest rozbicie potęgi militarnej państwa rosyjskiego, która grozi całkowitym zniszczeniem nie tylko regionów Ukrainy, Białorusi, Kazachstanu i innych krajów byłego imperium, ale całej planety.

Wspieramy naszych anarchistycznych towarzyszy, którzy chwycili za broń, aby walczyć z rosyjskim agresorem, jak również opór na okupowanych terytoriach przeciwko reżimowi Putina.

Tłumaczenie


Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.

Exit mobile version