Skontaktuj się z nami

Hej, czego szukasz?

161 CREW

Świat

Bardzo Długa Zima

Wojna zmienia wszystko — nagle stajemy się zwolennikami lub przeciwnikami armii, rewolucjoniści stają się żołnierzami, koalicje monopolizują politykę, wzrasta patriotyczny zapał, a partia porządku triumfuje. Kiedy w zeszłym tygodniu (24 lutego) armia rosyjska najechała Ukrainę, Putin twierdził, że stało się to w imię „denazyfikacji”, przywołując ważną rolę, jaką w ideologii państwa rosyjskiego odgrywa „antyfaszyzm”. W poniższym tekście, opublikowanym w pierwszej książce wydawnictwa Liaisons „W imię ludu”, znajomy z regionu opowiada o rewolucjonistach zaangażowanych w powstanie na Majdanie w 2014 roku w Ukrainie, a także rozważania na temat szczególnej historii rosyjskiego „antyfaszyzmu”.

Nasz przyjaciel założył też niedawno stronę internetową, na której pisze o bieżących wydarzeniach w Ukrainie, a w przyszłości pojawi się na niej więcej artykułów. Poniższy tekst nie dotyczy wprawdzie obecnej inwazji, ale przedstawia ważną historię obecnej chwili (Powstanie Zimowe, Anty-Majdan, aneksja Krymu) i pozwala wyobrazić sobie inne możliwe historie między Rosjanami i Ukraińcami.


W pewien ciepły letni wieczór w Kijowie mój przyjaciel opowiedział mi historię o swoim dziadku. Rzecz dzieje się w czasie II wojny światowej w Ukrainie. Jego dziadek, jako chłop, znalazł się na terytorium okupowanym przez Niemców po kolejnej niemieckiej ofensywie. Jego dziadek chciał walczyć z nazistami, ale musiał się zastanowić, jak to zrobić. Miał dwie możliwości: mógł pozostać na okupowanym terytorium i poszukać oddziału partyzanckiego albo spróbować wstąpić do Armii Czerwonej. Postanowił poszukać partyzantów i w ten sposób natknął się na dziwny oddział walczący z Niemcami. Opowieść nie wyjaśnia jak, ale najwyraźniej zorientował się jakoś, że byli to machnowcy. Mój przyjaciel opowiadał mi, jak jego dziadek barwnie wspominał, że postanowił trzymać się od nich jak najdalej, ponieważ tych ludzi zmiażdżyliby zarówno naziści, jak i czerwoni. Szanse na przeżycie w takim batalionie były praktycznie zerowe.

Niewiele dziś wiadomo o tym batalionie, ale prawdopodobnie dowodził nim Ossip Tsebry — znany machnowiec, który w 1921 r. uciekł przed bolszewikami. W 1942 r. Tsebry powrócił w Ukrainę, próbując stworzyć anarchistyczny ruch partyzancki do walki zarówno z nazistami, jak i bolszewikami. Choć niewiele o nim wiadomo, oddział ten istniał i został ostatecznie pokonany przez nazistów. Tsebry został schwytany i trafił do obozu koncentracyjnego, następnie został wyzwolony w 1945 r. przez aliantów zachodnich, i w efekcie ponownie udało mu się uciec przed bolszewikami.

Wspominaliśmy go u progu jesieni 2014 roku. Rosja zaanektowała już Krym i prowadziła wojska w Donbasie. W tamtym momencie nikogo nie zdziwiłaby wiadomość, że rosyjskie czołgi ruszają na Charków, Odessę, a nawet Kijów. Właśnie przyjechałem z Sankt Petersburga, gdzie widziałem, jak rosyjskie społeczeństwo w pełni popiera inwazję. Nie było widać żadnego ruchu antywojennego, a kiedy wśród przyjaciół wymienialiśmy słowa pamięci, nasze emocje odpowiadały intensywności sytuacji.

Burzliwe wody

W późniejszym czasie dyskusje toczyły się niemal wyłącznie wokół faszyzmu i antyfaszyzmu. Wszystkie inne debaty zostały przyćmione przez pytanie: kto jest faszystą, a kto antyfaszystą? Od początku ukraińskiego powstania rosyjska propaganda państwowa ukradkiem wskrzeszała stare sowieckie słownictwo, głosząc, że ci, którzy byli częścią ruchu, byli albo faszystami, albo nazistami, albo przynajmniej byli przez nich manipulowani. Anarchiści i lewicowcy z Ukrainy odpowiedzieli na to, zauważając, że państwo rosyjskie jest w rzeczywistości najbardziej faszystowskim państwem w regionie. O „faszystowskich” batalionach ochotniczych i „faszystowskiej” Donieckiej Republice Ludowej (DNR) było głośno we wszystkich wiadomościach. Do walki ruszyli antyfaszyści z Białorusi i Ukrainy, Hiszpanii i Włoch, Brazylii i Bóg wie skąd jeszcze. Niektórzy skończyli po jednej, a inni po drugiej stronie.

Na początku zachodni lewicowcy, uwiedzeni obrazami sowieckich autobusów Berkutu płonących na oblodzonych ulicach Kijowa, w większości poparli Majdan. Kiedy jednak zdali sobie sprawę, że ukośne czarno-czerwone flagi to tak naprawdę flagi faszystów, nagle zmienili zdanie i zaczęli wspierać „antyfaszystowskie powstanie ludowe” na Wschodzie. A potem zobaczyli reportaż VICE o prorosyjskich antyfaszystach, którzy w rzeczywistości okazali się faszystami. To wszystko było dla nich zbyt skomplikowane, więc w ogóle stracili zainteresowanie sytuacją w Ukrainie. Jednak Zachód nie był jedynym miejscem w konfuzji. Anarchiści i lewicowcy z Rosji spierali się na śmierć o to, kto dokładnie jest faszystą, a kto antyfaszystą w Ukrainie, tak jakby to wszystko mogło wyjaśnić i rozwiązać sprawę.

Nikt nie miał jasnego pojęcia, co robić, nawet na miejscu. Wszyscy rozpaczliwie szukaliśmy wskazówek, zwłaszcza w opowieściach z przeszłości. Ale rzeczywistość wojny i związanej z nią powszechnej mobilizacji nie była dla nas przedmiotem analizy. Większość z nas dorastała w poczuciu, że wojna nie zdarzy się tutaj. Mieliśmy wrażenie, że takie rzeczy mogą się dziać tylko na peryferiach — w przestrzeni, którą zwykle ignorowaliśmy lub której poświęcaliśmy niewiele uwagi.

Jedyną znaną nam historią wojenną była opowieść o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.Ta historia, jak wszystkie mity, była jasna i niewymagająca wyjaśnień. Nie było nad czym dyskutować, co czyniło z wojny potężne narzędzie do produkcji jedności. W ten sposób ja i mój przyjaciel przypomnieliśmy sobie historię Ossipa, dziś tak zaniedbaną i zapomnianą.

Wojna naszych dziadków

Nasze pokolenie, które przyszło na świat pod koniec istnienia Związku Radzieckiego, wciąż pamięta mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Kiedy byliśmy dziećmi, bawiliśmy się w wojnę — i zawsze była to ta sama wojna. To była wojna między nami a tymi złymi, niemieckimi faszystami. Naszego wroga znaliśmy ze starych radzieckich filmów. Nowe ulice w mojej dzielnicy, wybudowane w latach osiemdziesiątych, nosiły imiona radzieckich bohaterów wojennych, a na ulicy nie sposób było nie zauważyć wszystkich pomników wielkiej Armii Czerwonej i męczenników wojny. Niektóre z naszych miast były nawet uważane za „miasta bohaterskie”. Mój dziadek był weteranem i na wielkie uroczystości z dumą przypinał swoje medale.

W latach dziewięćdziesiątych, kiedy w wiadomościach pojawiali się dziwni zamaskowani mężczyźni z bronią, nie mogłem połączyć tych obrazów z historią mojego dziadka i pomnikami bohaterów. Tamta wojna — wojna, o której mówią wszystkie filmy i piosenki — była świętą wojną. Tamta wojna była pełna heroizmu i czystości. To, co widzieliśmy w telewizji, wyglądało na bezimienny rozlew krwi, wojnę pełną zamętu.

W „kraju, który pokonał faszyzm”, co dziwne, nigdy nie powstała żadna poważna teoria faszyzmu. Dla zwykłego obywatela Związku Radzieckiego faszyzm oznaczał po prostu uosobienie zła i odrazy. Ale na przykład w subkulturze gangów więziennych tatuaże ze swastyką i innymi nazistowskimi insygniami były uważane za symbole radykalnej negacji państwa. Symbole te nie miały takiego samego znaczenia na Zachodzie, a w Rosji antyfaszyzm zaczął oznaczać coś innego.

Różnica ta była kwestią onomastyki, ustaloną najpierw poprzez akt nadania nazwy. W Związku Radzieckim II wojnę światową nazywano Wielką Wojną Ojczyźnianą, a w historiografii radzieckiej traktowano ją jako część odwiecznej walki w obronie ojczyzny. Termin „wojna ojczyźniana” to nazwa, której używano już podczas inwazji Napoleona na Rosję. Pod koniec lat trzydziestych, a jeszcze bardziej w czasie wojny, Stalin i jego propagandyści zaczęli mówić o historii Związku Radzieckiego w szerszym kontekście historycznym Imperium Rosyjskiego. Propaganda ta tworzyła narrację o nieustającej walce z najeźdźcami z Zachodu: od Aleksandra Newskiego w XIII wieku do inwazji napoleońskiej w 1812 roku. Taka gloryfikacja feudalnych i arystokratycznych bohaterów byłaby nie do pomyślenia jeszcze kilka lat wcześniej, ale dla celów mobilizacji oczywiście nie zaszkodzi poświęcić kilku zasad. Bo któż, jeśli nie my, Wielki Naród Rosyjski, mógłby rozbić faszyzm i wyzwolić Europę? W miarę jak wojna się przedłużała, stała się nie tylko walką z faszyzmem, lecz także wojną z tym natarczywym najeźdźcą, który raz po raz przybywał, aby podbić naszą świętą rosyjską ziemię.

Zgodnie z tą logiką ogromne straty ludzkie w czasie wojny nie wynikały z niepowodzeń państwa radzieckiego, lecz były męczeństwem z konieczności. Była to ofiara, która dobrze wpisuje się w starą opowieść o wybranym przez Boga Narodzie Rosyjskim, pokornie biorącym na siebie ciężar innych i wciąż na nowo ratującym Europę przed eschatologicznymi katastrofami.

W kontekście represji lat trzydziestych deportacje etniczne miały charakter masowy. Ponieważ tendencja ta utrzymywała się w czasie wojny, deportacje uzasadniano oskarżeniami o kolaborację z nazistami. Rosyjscy ideolodzy chętnie wspominają o utworzonych przez nazistów w czasie wojny jednostkach kolaboranckich, składających się z różnych sowieckich grup etnicznych. Tworząc figurę narodu-zdrajcy, aby uzasadnić politykę kolonialną i represje na tle etnicznym, są w stanie pominąć fakt, że większość kolaborantów była w rzeczywistości etnicznymi Rosjanami.

Dzięki temu rewizjonizmowi państwu udało się stworzyć równoważność między podmiotem sowieckim a antyfaszystą. Z istoty rzeczy Rosjanin jest antyfaszystą, a zatem bycie przeciwko Rosjanom oznacza bycie faszystą. Każdy, kto z jakiegokolwiek powodu sprzeciwiał się Moskwie, stawał się domyślnie faszystą. W tym kontekście zwycięstwo można było osiągnąć jedynie poprzez jedność narodową, a bycie Rosjaninem oznaczało lojalność. Teraz każdy protest przeciwko władzy centralnej można łatwo przeformułować w tych uproszczonych kategoriach.

Rosyjska Antifa i państwowy antyfaszyzm

Choć ruch Antifa stracił nieco na dynamice, w latach 2000 stanowił istotną siłę mobilizującą rosyjską młodzież. Choć był to ruch bardzo różnorodny, jego członków łączyło piękne, choć nie zawsze dobrze wyważone pragnienie rozbicia nazistów. Im bardziej ruch ten skupiał się na praktycznych aspektach atakowania prawicy, tym mniej był w stanie zaproponować jakiekolwiek znaczące ramy teoretyczne do analizy faszyzmu. Co gorsza, jego członkowie często po prostu nazywali „faszystowskimi” wszystko, co im się nie podobało. Tak było w przypadku gangów młodzieżowych pochodzących z Kaukazu. Gangi te nie tylko podważały ich hegemonię na ulicach, ale także wykazywały „brak woli integracji” i akceptacji siły kultury rosyjskiej w „historycznie” rosyjskich miastach. W środowisku Antify rozpowszechniły się pojęcia „czarny rasizm” czy „kaukaski faszyzm”. Znaczna część tego środowiska nie miała nawet problemu z nazywaniem siebie „patriotami”, a nazistów „zepsutymi Rosjanami”, którzy zapomnieli o swoich korzeniach. Jak dumnie głosiła jedna z najpopularniejszych piosenek tego środowiska: „Ja jestem prawdziwym Rosjaninem / Ty jesteś tylko nazistowską dziwką „.

W rezultacie środowiska te nie były w stanie stworzyć żadnej alternatywnej wizji historii, która mogłaby stanowić wyzwanie dla wizji państwa. Powtarzały jedynie bezmyślne mantry o obcym charakterze faszystów i nazistów w „kraju, który pokonał faszyzm” i chwaliły się, że mają dziadka, który poszedł na wojnę.

Uważali, że tworzenie innych narracji i przedstawień mogłoby osłabić ich zasięg i odseparować od „zwykłych ludzi”. Starali się, o ile to możliwe, wyglądać i zachowywać zwyczajnie. Chcieli zdystansować się od wszelkich form marginalności. Niektórzy nawet przyjęli rolę awangardy wśród „zdrowej” części społeczeństwa rosyjskiego. Biorąc pod uwagę powszechność tej populistycznej strategii, nie dziwi fakt, że niektórzy z nich zaczęli sympatyzować z ideami imperialistycznymi, a nawet poszli walczyć o „rosyjski świat” w Donbasie.

Rosyjska wiosna vs Majdan

Powstanie zimowe w Ukrainie w 2014 roku było głębokie i długie. Kiedy były prezydent Wiktor Janukowycz uciekł, zdecydowana większość uczestników ruchu była gotowa pozostać na ulicach, by rozszerzać Rewolucję Godności (oficjalna Ukraińska nazwa wydarzeń).

Reżim Władimira Putina znajdował się w delikatnej sytuacji. Od 2012 roku borykał się ze słabą gospodarką i wciąż był osłabiony po cyklu protestów z lat 2011-2012. Ruch protestu tak blisko granic Rosji, w dodatku udany, nie był mile widzianym wydarzeniem, ale reżimowi udało się stworzyć wewnętrzną jedność i zdelegalizować każde powstanie i opór. Wydarzenia na Majdanie nie dobiegły jeszcze końca, gdy Rosja zaanektowała Krym, wywołując faktyczną wojnę z „ludowym” powstaniem i wysyłając sygnał sąsiadom, że powstania mogą osłabić ich kraj i uczynić go łatwym łupem dla aneksji.

Aneksja Krymu spotkała się ze spektakularną falą nacjonalistycznej euforii. Od czasu uzyskania niepodległości przez Ukrainę w 1991 r. Krym zajmował pierwsze miejsce na liście terytoriów do odzyskania dla rosyjskich nacjonalistów. Po 2014 roku Krymnasz, czyli „Krym jest nasz”, stał się zarówno memem, jak i podstawą nowego imperialnego konsensusu.

W tym samym czasie pojawiły się również dwa inne ważne terminy, choć obecnie są one już prawie zapomniane: „rosyjska wiosna” i „rosyjski świat”. Rosyjska Wiosna była bezpośrednim odniesieniem do Arabskiej Wiosny, o której rosyjscy ideolodzy z całą powagą mówili, że jest niczym więcej, jak tylko specjalną operacją CIA wymierzoną w prawowitych przywódców świata arabskiego. Tymczasem rosyjska wiosna powinna była być autentycznym powstaniem narodu rosyjskiego, pragnącego zjednoczyć się pod przywództwem swojego przywódcy i państwa jako części świata rosyjskiego. Ponieważ termin ten potencjalnie odnosi się do każdego miejsca i terenu historycznie związanego z Rosją lub zamieszkałego przez znaczną liczbę ludności rosyjskojęzycznej, zakres tzw. świata rosyjskiego zawsze był niejasny.

Jak w przypadku każdej populistycznej idei, Świat Rosyjski był przedstawiany jako coś naturalnego i oczywistego — było całkowicie naturalne, że rosyjskojęzyczni chcą przyłączenia do Ojczyzny. Dzięki temu zabiegowi dyskursywnemu nie chodziło o to, by Imperium Rosyjskie (ponownie) podbijało terytoria, ale by naród rosyjski wyzwolił się spod alienującego panowania Zachodu i powrócił do ojczyzny. Najwyraźniej było to tak, jak w przypadku II wojny światowej, kiedy Armia Czerwona nie podbijała nowych terytoriów w Europie i Azji, ale wyzwalała ich mieszkańców spod jarzma faszyzmu.

W tym ujęciu aneksja Krymu stała się po prostu „zjednoczeniem”, manifestacją jednomyślnej woli Krymczan, aby powrócić do swojej ojczyzny. Ci, którzy nie byli częścią tego konsensusu — jak na przykład rodzimi Tatarzy krymscy, którzy byli dobrze zorganizowani i protestowali przeciwko aneksji — byli po prostu ignorowani lub postrzegani jako zdrajcy. Po aneksji wszyscy lewicowcy, aktywiści i anarchiści musieli uciekać. Ci, którzy pozostali, albo trafili do więzienia, albo po prostu zniknęli po obławie. Każda publiczna działalność polityczna stała się niemożliwa. W końcu to Rosja, a Rosja oznacza wojnę.

Ludowe Powstanie Antyfaszystowskie

Aby nadać okupacji Krymu i Donbasu pozory ruchu ludowego, stosowano różne taktyki. Na Krymie, gdzie Rosja ma duże bazy wojskowe, łatwo było w ciągu kilku dni zapełnić półwysep żołnierzami. Siły te szybko zajęły najważniejsze punkty infrastruktury, takie jak parlament i lotnisko, po czym przyjęły rolę „obserwatora”, aby pokazać się jako siły „pokojowe”, które mają zapewnić, że „powstanie ludowe” przebiega bez zakłóceń, a ludność rosyjskojęzyczna nie jest „atakowana”.

W niepokojącej grze w lustro siły prorosyjskie zaczęły naśladować taktykę stosowaną na Majdanie. W pierwszych dniach po aneksji utworzono „siły samoobrony” Krymu, naśladując siły samoobrony Majdanu. Oficjalnie zostały one utworzone przez miejscowych, którzy chcieli bronić swoich miast przed nazistowskimi hordami rzekomo przybywającymi z Kijowa. Oczywiście, szybko okazało się, że te bojówki samoobrony były kontrolowane przez rosyjskich oficerów. W ich skład wchodzili Kozacy, miejscowi drobni przestępcy, prorosyjscy prawicowcy i czerwono-brunatni działacze z Rosji. W rzeczywistości grupy samoobrony i wojsko rosyjskie działały wspólnie. Podczas napadów ubrani po cywilnemu funkcjonariusze samoobrony wykonywali wszystkie czynności, aby przedstawić mediom obraz ludowego buntu. Żołnierze nigdy nie byli daleko, gotowi wkroczyć do akcji w razie interwencji ukraińskich służb bezpieczeństwa lub wojska. Taktyka ta przyczyniła się do stworzenia symulakrum pokojowej i dobrowolnej aneksji.

Fundamenty tej strategii komunikacyjnej zostały położone podczas Majdanu, gdy we wschodnich miastach Ukrainy rozwijał się ruch antymajdanowy. Rdzeń tego ruchu stanowiły grupy prorosyjskie, zaznajomione już z ideami rosyjsko-imperialnymi. Anty-Majdan nazwał się ruchem antyfaszystowskim i powtarzał główne frazesy rosyjskiej propagandy. Dyskurs Anty-Majdanu był odwrotnością Majdanu: wzywano do przyłączenia się do Rosji, przywrócenia Janukowycza do władzy, wychwalania Berkutu i zaproszenia wojsk rosyjskich do okupacji kraju. Jednocześnie w Anty-Majdanie brali udział także inni ludzie — ci, którzy szczerze wierzyli, że bezładna koalicja nazistów, homoseksualistów i amerykańskiego „głębokiego państwa” połączyła siły i przejęła władzę w Kijowie.

Na początku Anty-Majdan przedstawiał się jako kolejny ruch przeciwko Majdanowi. Jedna demonstracja uliczna przeciwko innej demonstracji ulicznej, okupacja budynków państwowych przeciwko innym okupacjom, jedna przemoc założycielska przeciwko drugiej. Na miejscu okazało się jednak, że realia obu ruchów nie mogą być od siebie bardziej odległe. W Doniecku i Ługańsku ruch przeciw Majdanowi działał przy wsparciu lokalnych biurokratów, policji i przestępczości zorganizowanej. Podczas gdy Majdan był represjonowany, Anty-Majdan miał wolną rękę i pomógł prorosyjskim zwolennikom zdobyć znaczną liczbę budynków urzędowych i broni. „Zgromadzenia ludowe”, kontrolowane przez uzbrojonych aktywistów, wybierały „ludowych przedstawicieli”. Proklamowano „republiki ludowe”, wzywając wojska rosyjskie i przeprowadzając referenda w sprawie przyłączenia do Federacji Rosyjskiej. Podobnie jak na Krymie, wszystkie kluczowe stanowiska w tych tak zwanych republikach zostały szybko zajęte przez specjalnych oficerów i lojalnych działaczy przysłanych przez Moskwę. W tym momencie tak zwane powstanie dobiegło końca, a na tych „wyzwolonych” terenach zaczęło się nowe życie.

Warto zauważyć, że kiedy zaczęły się pierwsze starcia, kiedy ludzie stanęli naprzeciw siebie na barykadach, często zdawali sobie sprawę, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż sądzili. Na przykład w Charkowie na Placu Wolności naprzeciwko siebie stanęły obozy Anty-Majdanu i Majdanu. Majdan zapraszał swoich przeciwników do mikrofonu, aby wyjaśnić, za czym się opowiadają, i w wielu przypadkach ludzie zmieniali zdanie i przechodzili na stronę. To oczywiście zdenerwowało radykalnych nacjonalistów z obu stron, którzy dążyli do stworzenia obrazu powstania ludowego, wraz z jego ofiarami. Wszystko to było dalekie od prozaicznych spotkań, niekończących się rozmów i spotkań towarzyskich, które odbywały się na placu.

Aby pokazać, który ruch jest prawdziwym „ruchem ludowym”, obie strony rywalizowały o hegemonię na ulicy. To sprawiało, że starcia i prowokacje były nieuniknione i coraz bardziej gwałtowne. Po wydarzeniach z 2 maja 2014 roku w Odessie, gdzie ponad 40 osób zginęło w pożarze podczas starć między Anty-Majdanem i Majdanem, oraz po rozpoczęciu wojny na Wschodzie, protesty na ulicach ustały, a wielu organizatorów Anty-Majdanu wyjechało do Rosji lub nowych „republik ludowych”.

Mimo to projekt utworzenia Noworosji, starej kolonialnej rosyjskiej nazwy niektórych regionów Ukrainy, które miały być zjednoczone z ojczyzną, został wkrótce zarzucony. Próby odtworzenia „powstania ludowego” zaordynowanego w Ługańsku i Doniecku nie powiodły się gdzie indziej, mimo dużego rosyjskiego wsparcia finansowego i medialnego. Pozostała jednak narracja o powstaniu ludowym, która nadal krążyła w obiegu. Z pomocą znanego już paradygmatu rosyjskiej wiosny, powstanie w Donbasie ogłoszono jako „antyfaszystowskie”. Nikomu w Rosji nie przeszkadzało, że przywódcami tego „ludowego powstania” byli oficerowie świeżo przysłani z Moskwy. W końcu realizowali oni misję Armii Czerwonej: ratować naród przed faszyzmem i machinacjami Zachodu.

Antyfaszyzm jest kluczową ideą łączącą stare monarchistyczne imperium, bolszewickie supermocarstwo i nowe państwo rosyjskie: światową potęgę, która umacnia się mimo intryg swoich wrogów.

W tym kontekście nic dziwnego, że wojna w Ukrainie nie wywołała w Rosji wielkich protestów. Wręcz przeciwnie, ulice zapełniły się namiotami stowarzyszeń solidarnościowych, które zbierały towary i pieniądze dla milicji ludowej Donbasu. Dzień 9 maja, znany jako Dzień Zwycięstwa, stał się głównym świętem państwowym w Rosji. Składały się na nie parady, fajerwerki, marsze ludowe, dzieci w strojach Armii Czerwonej, które skandowały hasła: „Na Berlin, na Kijów, na Waszyngton!” i „Dziękujemy ci dziadku za zwycięstwo!”. Konflikt w Ukrainie został płynnie przekształcony w element narracji o nowym imperialnym konsensusie.

Po 2014

Jak większość współczesnych powstań, Majdan był zaskoczeniem dla środowisk politycznych po obu stronach granicy. Rosyjskie, białoruskie i ukraińskie sieci aktywistów zawsze pozostawały w bliskim kontakcie, a choć Ukrainę uważano za kraj o większej wolności i mniejszej represyjności, sytuacja społeczna była nie mniej trudna niż gdzie indziej. Janukowycz starał się skonsolidować władzę i zasoby, jednocześnie narzucając neoliberalne reformy. Kiedy spotykali się towarzysze z różnych krajów, żartowaliśmy ze smutkiem, że Ukraina wkrótce będzie jak Rosja, Rosja — jak Białoruś, a Białoruś — jak Korea Północna. Wydawało się, że nie ma już nic innego do zrobienia, jak tylko pogorszyć sytuację. Gdyby w sylwestra 2014 roku ktoś zaproponował, że Majdan stanie się jednym z największych powstań ostatnich dziesięcioleci w Europie Wschodniej, spotkałby się z wybuchem śmiechu.

Na początku lewicowcy i anarchiści nie bardzo wierzyli w perspektywy, jakie otwiera ten ruch. Niektórzy wspominali Pomarańczową Rewolucję z 2004 roku jako pułapkę na głupców, która zmieniła tylko twarze, jakie można zobaczyć w telewizji. Inni nie chcieli dać się sparaliżować nadmierną analizą i uważali, że należy brać udział w każdej inicjatywie społecznej. I tym właśnie był Majdan. W swoim doświadczeniu, estetyce i kompozycji stanowił on powstanie „ludowe”.

Większość z nas, niezdecydowanych, postanowiła poczekać. Nasz niepokój wywoływały dziwne hasła o „eurostowarzyszeniu”, a także obecność skrajnej prawicy i neonazistów. I choć prawica nie wyznaczała programu ruchu, była lepiej zorganizowana i odważnie próbowała wykluczyć swoich wrogów z placu. Wszystkie lewicowe symbole były postrzegane jako pozytywne odniesienie do Związku Radzieckiego, a więc jako prorosyjskie i projanukowyczowskie. Anarchiści i inni radykałowie nie byli na tyle zorganizowani, by uczestniczyć jako odrębna grupa.

Do końca grudnia ruch rozrósł się, ale nie wykazywał nowych osiągnięć. Wydawało się, że będzie to niekończące się obozowisko zimna i nudy. Jednak w połowie stycznia reżim postanowił zaostrzyć represje — wprowadzono stan wyjątkowy i brutalnie zaatakowano protestujących, co spowodowało wiele ofiar. Po ataku sytuacja zmieniła się diametralnie, stając się walką z prawdziwą dyktaturą. Pozostawiając za sobą wątpliwości, do ruchu przyłączyły się środowiska radykalne.

Szybko dołączyli do nich towarzysze z sąsiednich krajów. Na własne oczy zobaczyliśmy, że „rusofobia” Majdanu była wymysłem rosyjskich mediów. W rzeczywistości nie istniała. Nikomu nie przeszkadzało, że na barykadach mówi się po rosyjsku, nawet z najsilniejszym moskiewskim akcentem. Niektórzy żartowali, że być może jesteś szpiegiem, ale potem zwykle dodawali: „Spotkamy się na barykadach w Moskwie, przeganiając Putina!”.

Majdan rozrastał się falami, przyjmując coraz bardziej radykalne metody, w miarę jak angażowało się w niego coraz więcej osób. Od kuchni polowych po podziemne szpitale, od treningów walki po wykłady i pokazy filmowe, od transportu po dystrybucję i zaopatrzenie — wokół protestów wyrastała ogromna infrastruktura. Próbowano nawet tworzyć struktury decyzyjne w postaci sowietów czy zgromadzeń, ale nie zdążyły się one zakorzenić. Berkut zaczął otwarcie strzelać do ludzi w Kijowie, a w lutym powstanie rozprzestrzeniło się na cały kraj. Ludzie zajmowali budynki administracyjne i wszędzie blokowali policję. Reżim próbował wykonać ostatnie uderzenie, ale przecenił swoje siły i poniósł porażkę, po czym Janukowycz został zmuszony do ucieczki do Rosji.

Wygląda na to, że Majdan zwyciężył. Ogromna liczba ludzi w Ukrainie zdobyła doświadczenie w autonomicznym organizowaniu i wrażliwości ulicznej, a ofiara nie poszła na marne. Ludzie mieli poczucie, że gra się zmieniła i że mogą teraz przejąć wspólnie władzę.

Ale w kręgach anarchistycznych i lewicowych ta euforia szybko zgasła. Dzięki wysiłkom liberalnych i rosyjskich mediów, niezależnie od tego, jak bardzo się od siebie różniły, prawica była w stanie stworzyć obraz, że to ona jest radykalną awangardą Majdanu. Wśród wielu z nas radość ustąpiła miejsca panice, ponieważ ci, z którymi jeszcze dzień wcześniej walczyło się na ulicy, teraz nagle zdobyli oficjalne stanowiska w nowych strukturach władzy państwowej.

Nadchodziło coś o wiele straszniejszego. Rosja zaanektowała Krym i rozpoczęła wojnę, co było dwuznacznym prezentem dla nowego rządu. Energia wyzwolona na Majdanie została skierowana na bataliony ochotnicze i wsparcie dla zrujnowanej armii ukraińskiej, która nie mogła wiele zdziałać przeciwko Rosji. Od tej pory obrona Rewolucji Godności nie oznaczała bycia na barykadach w Kijowie, ale na linii frontu. Ruch oczywiście zniknął, ponieważ protestowanie w czasie wojny jest oczywiście niewłaściwe.

Rosyjscy lewicowcy znaleźli się po stronie rosyjskiej propagandy i zaczęli coraz częściej krytykować „ukraiński faszyzm”. Znane postaci, takie jak Borys Kagarlitski, zaczęły rozpowszechniać historie o „antyfaszystowskim proletariackim powstaniu ludowym w Donbasie”. Niektóre z tych lewicowych osobistości można było zobaczyć, jak piją herbatę z rosyjskimi nacjonalistami i imperialnymi faszystami na kolejnym spotkaniu dla rosyjskiego świata na Krymie. Młodzi poszli na wojnę jako ochotnicy, jeśli nie po to, by bombardować wioski, to przynajmniej po to, by zrobić sobie kilka zdjęć w kamuflażu z kałasznikowem w ręku. Inni zostawali dziennikarzami wojennymi, podążając za batalionami takimi jak brygada Prizrak w Donbasie, której dowódca, po zebraniu wokół siebie kilku znanych neonazistów, zasłynął z obrony idei gwałcenia kobiet, które nie wróciły do domu po godzinie policyjnej. Lewicy to nie przeszkadzało, dopóki bataliony wymachiwały czerwonymi flagami i śpiewały pieśni z tej świętej wojny, uzupełnione opowieściami o żołnierzach NATO po stronie ukraińskiej i obrazami martwych dzieci. Starsi lewicowcy z Zachodu zaczęli ponownie przeżywać zimną wojnę i rozpoczęli kampanie poparcia dla „antyfaszystów z Donbasu”.

Po szoku pierwszych miesięcy większość rosyjskich środowisk radykalnych odwróciła się od tak zagmatwanej sytuacji. Albo kwestia wojny ich nie dotyczyła, albo uważali, że nie mogą nic zrobić. W Rosji pojawiła się też nowa fala represji, w kontekście bezprecedensowego poparcia dla Putina. W tej sytuacji coraz mniej było publicznej działalności politycznej, a więcej towarzyszy zwracało się ku projektom infrastrukturalnym, takim jak spółdzielnie czy wydawnictwa. Inni zdecydowali się na emigrację, czy to w Rosji, czy za granicą.

Z drugiej strony, w Ukrainie organizowanie się rosło w siłę. Mimo wojny życie polityczne kwitło, ale szybko się zmieniało. Środowiska Antify i punków stały się patriotycznymi prawicowcami. Dynamika ta nie ominęła anarchistów, z których wielu zaczęło sympatyzować z „autonomicznymi nacjonalistami” z Autonomicznego Oporu, byłej nazistowskiej grupy z barykad Majdanu, która teraz szerzyła mieszankę antyimperializmu i koncepcji zaczerpniętych z Nowej Prawicy. Zgodnie z ich logiką narodowość była tożsama z klasą, a konflikty etniczne, a nawet czystki, można było rozumieć jako formę wojny klasowej. Wojnę z Rosją postrzegali jako walkę antyimperialistyczną, wspierali armię, a swoich członków, którzy poszli na wojnę, oklaskiwali jako bohaterów. Inni podążali podobną drogą. Choć zaczęli od demaskowania faszystowskiego charakteru państwa rosyjskiego, skończyli na twierdzeniu, że jedyną słuszną strategią przeciwko rosyjskiej inwazji jest wspieranie armii ukraińskiej. Przywołując historię II wojny światowej, odzwierciedlali logikę rosyjskiej propagandy, oskarżając każdego, kto krytykuje ukraiński rząd, o prorosyjskość lub, oczywiście, o „faszyzm”.

Inna część ruchu uznała, że — znów odwołując się do II wojny światowej — w obliczu absolutnego zła lepiej współpracować z diabłem. W dzisiejszym rozumieniu tego słowa oczywistym złem była Rosja, dlatego kolaboracja polegała na wstępowaniu do Armii Ukraińskiej lub batalionów ochotniczych — w ostatecznym rozrachunku na wspieraniu instytucji rządowych. Niektórzy z naszych byłych towarzyszy poszli na wojnę lub przynajmniej popierali taką decyzję. Z pewnością nikt nie chciał stać się mięsem armatnim dla kapitalistów i państwa. Ale dla niektórych z nich wydawało się to jedynym wyjściem, aby walczyć z rosyjską inwazją i rosyjską machiną. Najbardziej naiwni szczerze wierzyli w rewolucyjny charakter narodu i przez chwilę naprawdę sądzili, że uda im się agitować wśród żołnierzy, przekonując ich do zwrócenia broni przeciwko rządowi. Najbardziej cyniczni mówili o możliwości „zdobycia doświadczenia wojennego”, a inni po prostu czuli presję i potrzebę zrobienia czegoś. Popierając walkę zbrojną przeciwko inwazji wojskowej, część ruchu popadła w fascynację wszystkim, co wojskowe. Wydawali się zahipnotyzowani nowym światem kałasznikowów i kamuflażu, w którym wszystko inne zdawało się znikać z pola widzenia.

Temat wojny szybko stał się niebezpieczny. Propaganda działała nie tylko w Rosji, ale także w Ukrainie. Ci, którzy opowiadali się przeciwko wojnie, mogli szybko zostać uznani za agentów Putina, a publiczne występowanie przeciwko mobilizacji wojskowej stało się nielegalne.

Wielu ludzi było po prostu zmęczonych konfliktami i opuściło ruch. Kryzys gospodarczy zmusił ludzi do większej ilości pracy, zabierając im czas. Choć energia Majdanu nadal żywiła autonomiczne projekty, stagnacja dotknęła serca ruchu w tym samym czasie, gdy ukraińskie społeczeństwo przeżywało kryzys, a rząd wciąż nie odzyskał pełnej kontroli nad sytuacją.

Inne historie

Z perspektywy czasu wydaje się, że ruchowi nie udało się znaleźć sposobu na przeciwstawienie się rosnącemu populistycznemu konsensusowi imperialistycznemu, zarówno w Rosji, jak i w Ukrainie. Winę za to ponosi nie tylko nasza słabość, ale także sposób, w jaki w ostatnich latach określaliśmy priorytety.

Zbyt zajęci walką z faszystami i nazistami na ulicy, nie stworzyliśmy solidnej analizy tego, czym jest faszyzm, ani nie zaproponowaliśmy alternatywy dla oficjalnej historii II wojny światowej, która zdaje się prześladować nas na każdym kroku. Na poziomie rytuałów i symboli ostatecznie przyjęliśmy wersję przedstawioną przez państwo rosyjskie — mit o jedności narodu radzieckiego przeciwko faszyzmowi. Narracje o innych siłach, które stawiały czoła zarówno stalinizmowi, jak i nazizmowi — na przykład o ruchu partyzanckim, który odrzucił rządy Armii Czerwonej — stały się marginalne. Zbyt mało uwagi poświęciliśmy również konfliktom chłopów i robotników przeciwko stalinizmowi czy powstaniom w Gułagu w czasie wojny.

Z drugiej strony, musimy też na nowo przemyśleć kolonialny charakter imperium rosyjskiego i sowieckiego. Konflikty zbrojne w odległych miejscach tak łatwo uległy zapomnieniu. Nawet wojna w Czeczenii, która była ważna dla anarchistów w latach 90. i na początku XXI wieku, została zapomniana przez następne pokolenie. Bardzo potrzebujemy wewnętrznych struktur, które pozwolą nam przekazywać takie doświadczenia i wnioski z nich płynące.

W tym świetle nie jest zaskakujące, że wybuch wojny w Ukrainie zaskoczył nas. Nie do końca uwzględnialiśmy fakt, że Rosja zawsze gdzieś, w jakiejś części świata, prowadzi wojnę. A teraz ta wojna puka do naszych własnych drzwi, zagraża naszym towarzyszom i sąsiadom. Atakuje naszych przyjaciół. Nie wiemy już, co może stworzyć wspólną płaszczyznę porozumienia między naszymi ruchami, zwłaszcza w chwili, gdy najbardziej jej potrzebujemy.

Nam, Rosjanom i Ukraińcom, wydawało się, że żyjemy niemal w tej samej przestrzeni, że mamy bliską przeszłość i teraźniejszość. Dzieliliśmy nasze doświadczenia i zasoby w walce ze wspólnymi trudnościami. Jednak kiedy nasze państwa pogrążyły nas w wojnie, karmiąc się mitami o naszej wspólnej przeszłości, nie wiedzieliśmy, jak się temu przeciwstawić. Im bardziej starają się zmobilizować zmarłych, by nas podzielić, tym bardziej powinniśmy pokazywać, że historii nie da się zredukować do tego, co piszą zwycięzcy.

My sami mamy historię do opowiedzenia — historię wykraczającą poza imperialistyczne mity, niezależnie od tego, jak się je przyjmuje — ponieważ tylko historia rewolucyjna ogrzeje nas podczas tej długiej zimy.

Tłumaczenie

Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.