Skontaktuj się z nami

Hej, czego szukasz?

161 CREW

wywiady

Być skinheadem – wywiad z Aleksejem „Sokratem” Sutugą

Aleksej „Sokrat” Sutuga skazany niedawno na ponad 3 lata kolonii karnej jest obecnie jednym z najbardziej znanych rosyjskich antyfaszystów i więźniów politycznych. Pisaliśmy o nim wielokrotnie, niestety najczęściej w związku z prześladowaniem przez reżim Putina. Tym razem publikujemy szczery wywiad przeprowadzony w styczniu tego roku dla jednego z okołopunkowych internetowych zinów. Wywiad przeprowadzony został niedługo po zamknięciu jednej sprawy (amnestia) i ok. dwa miesiące przed przybiciem kolejnej i ponownym aresztowaniem.

Kiedyś byłem świadkiem takiego dialogu:
– Dim, kto miał główny wpływ na to, że zostałeś wegetarianinem?
– Alina
– A kto miał główny wpływ na to, że zostałeś skinheadem?
– Sokrat.
– Dim, a kto wpłynął na ciebie bardziej – Sokrat z Aliną czy twoi rodzice?

Mój rozmówca rzeczywiście posiada znaczny autorytet w środowisku młodzieżowym. No i przedstawiać go w zasadzie nie trzeba. Osoba, której udało się w ciągu trochę ponad dziesięciu lat przejść drogę od posługującego się sprzętem człowieka z marginesu do praktycznie medialnej persony.
Człowiek mający za sobą gigantyczne doświadczenie socjalnej i ulicznej aktywności, doświadczenie rodzinne (wychowuje syna) i całkiem niedawne doświadczenie z butyrskiego więzienia. Właściwie nie skłamię mówiąc, że to jego pierwszy wywiad po amnestii i z tego powodu ważny, i nawet choćby dlatego wart opublikowania.
Możliwe, że ktoś uczciwie zapyta „A jaka Alina?” Odpowiem: „Nijaka” Rozmawiać dziś będę z niedawno amnestionowanym Aleksejem „Sokratem” Sutugą. Nie będziemy rozmawiać o żadnej Alinie.
Misza Nieudacznik.

Ostatni raz widzieliśmy się w Moskwie, na koncercie w 2012 roku. Dopiero zakończyłeś swój długi okres życia na Ukrainie i zaczynałeś nowy – już w Rosji. Przypływ sił, energii, uliczne akcje, ochrona koncertów, działalność polityczna. „Mieć znowu 17 lat” – tak wtedy mi siebie opisywałeś. Dwa tygodnie po tamtej rozmowie znalazłeś się w butyrskim więzieniu. Minęło trochę czasu, jesteś na wolności i znowu się spotkaliśmy. Czy od tamtego czasu zmieniła się ta postawa „siedemnastolatka”?

Na odwrót – czułem to nawet w więzieniu i kiedy wyszedłem zrozumiałem, że wolność to moja Walhalla. Przez rok i dwa miesiące tak się przyzwyczaiłem do życia w Butyrce, że kiedy wyszedłem od razu dotarło do mnie: „Aaaaa, teraz mogę robić co chcę!”. Początkowo trochę się oczywiście gubiłem. Potem dotarło do mnie, że można bawić się dalej i tak, do tej pory mogę powiedzieć, że czuję się jak siedemnastolatek.

Po wyjściu z więzienia spadła na ciebie fala popularności, kręcone są z tobą filmy i relacje, jesteś rozpoznawany na ulicach, witają się nieznajomi ludzie. Zdecydowałeś już jak wykorzystywać tę nową dla siebie rolę „medialnej” osoby?

Tak, trochę mnie to irytuje. Kiedy próbują spotkać się ze mną ludzie z ruchu liberalnego myślę sobie: „Co interesującego oni kurwa we mnie widzą? Przecież jestem jakimś tam głupim skinem, przecież sam ich wszystkich nienawidzę”. A jeśli mówić o naszych to mnie to po prostu dziwi. Ludzie, macie Iana Mac Kaye’a, Pająka, to są dopiero osobistości. A kim ja jestem? Szczególnie kiedy zaczynają mnie poważać ludzie z masowej sceny hardcore. Ludzie ci (chodzi o tych w moim wieku) wcześniej mnie nie lubili, dlatego że psułem im całą atmosferę udanego hardcore–święta. Przychodziliśmy do Tabula Rasa, gdzie grały hardkory i gdzie prosili nas o stanie na bramce. Nasza ekipa – banda Kostołoma – uderzająco wyróżniała się na tle pozostałych bywalców klubu, ponieważ mordy mieliśmy niezbyt przyjemne. Myśleliśmy tylko o tym, że w odpowiednim momencie trzeba będzie przypierdolić temu kto przyjdzie z paskiem Thor Steinar lub był widziany z boneheadami. Wykorzystywać? Będę po prostu dalej mówić to samo co mówiłem wcześniej. Jedno czego nie chcę, to żeby naszej młodzieży odjebało i zaczęła ciąć ludzi na lewo i prawo. Dlatego, że przemoc – a przede wszystkim nie umotywowana przemoc – to zwykła chujnia. Kiedy ma ona polityczne powody to zupełnie inna sprawa, dlatego, że żyjemy w takim społeczeństwie i innej drogi przed nami nie ma. I wszyscy nasi durnie, którzy biegają z nożami, pałkami i napierdalają takich samych małoletnich durniów jak oni – nie jest to dobre. Patrzę na tych małoletnich boneheadów i nie czuję do nich nienawiści, takiej jak np. do nazioli w moim wieku. Jest mi ich po prostu żal. Żal, że są takimi durniami.

Coraz częściej słychać o jakimś „duchu lat dwutysięcznych” w Rosji, duchu „jeszcze nie rozmrożonego społeczeństwa”, pojawienia się DIY- muzyki, niekończącej się przemocy, taniego alkoholu, narkotyków i pokolenia, którego burzliwa młodość przypadła właśnie na ten okres. Uważasz siebie za wyraziciela tego ducha, jeżeli oczywiście on w ogóle twoim zdaniem istnieje?

Tak, dla mnie ten duch…Wszystko zaczęło się w okresie 2003-2006, kiedy ukształtowała się moja postawa, kiedy na wszystko zacząłem patrzeć przez pryzmat naszej kontrkulturowej zabawy, co, mogę to powiedzieć, trwa po dzień dzisiejszy. Nasza młodzież ma na to wszystko trochę inny pogląd. Niestety nie trafili w te czasy, kiedy były zupełnie inne bandy i inne obietnice.
Oczywiście, zaliczam się, jak i wszyscy moi przyjaciele, którzy przeżyli tamte czasy. Właściwie to nigdy nie rozmyślałem nad „DUCHEM 2003-2006”. Ciekawe.

Co według ciebie formowało tego ducha?

Po pierwsze, oczywiście antyfaszystowska przemoc na ulicach. Obecnie praktycznie jej nie ma, a nawet jeśli jest, to bardziej dla rozrywki, bez poważnego podejścia, na poziomie lokalnych ekip. Przecież u nas trzeba było niemal zakładać organizację, tj. formować ekipę. Zebrać ludzi z różnych krańców miasta i uczyć ich taktyki ataku. Był to zwykły sposób spędzania wolnego czasu, realny cel i zadanie. U obecnej młodzieży już tego wiadomo, nie ma. Oni kręcą się w swoich ekipach, napierdalają od czasu do czasu podczas przypadkowych spotkań. My specjalnie szukaliśmy tych bonów, chociaż w 2003-2004 było ich w Irkucku tylu co nas i znaleźć tych 15 osób było bardzo trudno (śmiech).
Druga rzecz – to oczywiście muzyka. To jak ją widzieliśmy. Słuchaliśmy jakichś „Zasrali sołnce”, „Unsubs”, „Wzwod”, „Prowerocznuju liniejku”, „095”, „Skygrain”, wszystkich tych szalonych rosyjskich zespołów hardkorowych, które ze swojej natury zajmowały się niezależną twórczością wzorując się na amerykańskich grupach, tak samo jak oni – dziwnych. Wkręceni byli w ideologię DIY. Kurwa, teraz nigdzie nie słyszę tego słowa. Istnieje na przykład „Dark Horse” ale samego słowa „diy” stamtąd nie słychać. Wcześniej krzyczeliśmy to po prostu wszędzie. Mówiliśmy – „chłopaki, a może zamówimy z Pitera kasety, np. 20 sztuk od „Karmy Mira” i 30 sztuk od „oldschoolkids” i poczekamy miesiąc na ich przyjście do Irkucka?” (śmiech).

Dawaj o muzyce – w Irkucku grałeś w dwóch grupach – „Vegativ” i…

Do czasów „Vegativ” próbowałem działać z punkami trochę starszego pokolenia, z grupą „Bydle” i ich wokalistą. Chciałem z nim założyć zespół i to się oczywiście nie udało, bo chłopak był życiowo nieporadny, a ja po prostu niczego nie czaiłem. Potem poznałem ludzi zajmujących się diy-hardcorem, kasetami i podobnymi tematami, poznałem takiego człowieka jak Maks, który naprawdę znał się na muzyce i mógł zebrać bandę. Dzięki niemu powstał „Vegativ”, gdzie na basie grała moja żona, a na bębnach napierdalał mój przyjaciel, który został straight edge po przeczytaniu pisma „Avtonom”. Teraz jest wyspecjalizowanym lekarzem i popija wino.

A Maks – wyspecjalizowany reżyser montażu, kręcący telewizyjne show na topowym kanale.

Tak, on sporo rzeczy kręci. W Ameryce pracował. A u mnie widzisz chuj wie co…

Jeszcze się nie określiłeś?

A nie, określiłem się już w wieku siedemnastu lat. Po prostu moje życie jest takie durne, że nadal nie mam swojego miejsca.

Chyba jedynym kawałkiem grupy „Vegativ” NIE na temat ochrony zwierząt była piosenka „Быть скинхедом” (Być skinheadem-red.), która stała się kultowym, subkulturowym hymnem ojczystego ruchu skinheadów-antyfaszystów początku lat dwutysięcznych. Wielu politycznych aktywistów próbuje teraz w swojej działalności odejść od subkulturowego składnika, ty nie zamierzasz tego robić, na każdym kroku popularyzujesz obraz brutalnego skina–anarchisty. Dlaczego ważne jest aby być skinheadem?

Po pierwsze dla mnie nie jest to subkultura, a kontrkultura, po drugie – uważam, że człowiek powinien wyglądać stylowo (śmiech), no a po trzecie skinhead – to koncepcja zakładająca, że człowiek powinien w tym społeczeństwie zachowywać się w określony sposób. Subkultura skinhead daje ci tą behawioralną bazę, pomaga odnaleźć siebie. Subkultury po to istnieją. Szczególnie kiedy subkultura przekształca się w kontrkulturę – możesz jeszcze walczyć z tym co ci się wokół nie podoba.
Ten sam Żuk (Oleg „Żuk” Smirnow – anarchista, koordynator oddziału „Avtonomnogo dejstwija” w Sankt Petersburgu), mówi, że wszyscy ci anarchiści, którzy dołączyli do ruchu przez subkulturę, w rezultacie wpadają w alkoholowe i narkotyczne szaleństwo, a potem porzucają wszystkie swoje idee. Ja uważam, że problem jest w czym innym – w tym, że kiedy człowiek w to wpada, to znaczy, że po prostu nie pozwolili mu zrozumieć, że wszystkie te idee są naprawdę ważne, nie tylko dla niego, ale też dla całego otoczenia.
Istnieją jeszcze inne pryncypia, oprócz zabawy. W kontrkulturze istnieją takie pojęcia jak: przyjaźń, zgrany kolektyw, ucieczka od samotności, która cię otacza. Najstraszniejsza dla młodego człowieka jest samotność i od niej oczywiście ucieka. A ucieka tam, gdzie jest kolektyw, który może go wspierać. I człowiekowi przechodzi ta cała zabawa, znaczy to, że po prostu z tego wyrósł. Znaczy całe to działanie było dla niego czymś czasowym. Zazwyczaj u takich ludzi jest materialna baza, mogą oni sobie pozwolić na zajebiste życie i odejść do niego z całej tej subkultury.
Ja nie mogę na to sobie pozwolić i nigdy nie mogłem. Całe swoje życie, nawet do zostania skinheadem, żyłem chujowo, bez specjalnych przyjemności, na które mógłbym sobie pozwolić za pieniądze. Obecnie też nie mam przed sobą specjalnych perspektyw. Moi rodzice nie mogą kupić mi mieszkania, sam też tego zrobić nie mogę, nie udało mi się do końca opłacić studiów i zamknęły się przede mną drzwi do normalnego, zabezpieczonego życia, do którego mógłbym uciec ze swojej subkultury skinheadów. I już pozostałem tu, ale zasadniczo to sam chcę tutaj pozostać.
W mieście, w którym żyję, jeśli odetniesz się od wszystkiego i będziesz wytrwale ciągnąć swój pług, to możesz zrobić karierę. Niektórzy tak robią, ale wydaje mi się, że wszyscy ci ludzie i tak ściągają do nas z powrotem. Ci, którzy nagle zrozumieli, że wszystko co robili w życiu to jakaś chujnia i onanizm. Dlatego, że ich zrobili w chuja. I nie dostali tego obiecanego szczęścia.
W temacie odejścia z subkultury dodam coś jeszcze: ci ludzie, którzy odchodzą z subkultury skinhead czy crust z wyższych, ideowych powodów, w rzeczywistości tworzą jeszcze jedną subkulturę. U nich znowu pojawia się swój ruch, swój określony wygląd zewnętrzny, własne pojęcia, własny slang. Szczególności mogę powiedzieć to o „Wegetariańskiej sile” (grupa sportowców – wegetarian, zorganizowana przez Żuka). Każdy, kto chodził do nich na trening, opowiadał jak bardzo szczycili się tym, że mają tam „swoją atmosferę”. A to już jest jedna z cech subkultury. Na razie jest ich tam dziesięciu, ale liczba ta może lekko i niespodziewanie wzrosnąć np. do dwustu. Byłoby to oczywiście zajebiste, ale będzie to znowu subkultura, przeciwko której Oleg tak protestuje.

Ten sam Oleg Żuk mówił, że obecnie coraz trudniej jest nawet identyfikować się jako skinhead, ponieważ hipsterzy chodzą w martensach, podwiniętych jeansach i flyersach. Wiadomo, że to nie hipsterzy kradną kulturę, po prostu swoje robi moda. Co możesz powiedzieć na ten temat?

Ja pierdolę, weź spójrz na moją mordę. I wyobraź sobie – stoi hipster w martenach, jeansach i polo i jeśli stanę obok niego ubrany dokładnie tak samo, to będzie mnie można od niego odróżnić czy nie??

Wróćmy znowu do muzyki.. W swoim życiu grałeś w trzech zespołach – „Vegativ”, „Working Boys” i…

…I „Ad Kanibalov” (pol. „Piekło Kanibali” – red.). To był taki okres życia, w którym często spotykałem się z moimi przyjaciółmi metalowcami z tej samej irkuckiej ekipy. Wszyscy oni uczyli się w szkole muzycznej, chcieli coś tam grać, a ja miałem wtedy mroczne usposobienie, pasujące do różnej muzyki, w którą mnie zaopatrywali. Zaproponowałem im, żeby dla zabawy założyć band grający death metal. Miałem jeszcze trochę tekstów napisanych dla „Vegativa”, który zakończył istnienie po tym jak zginęła moja żona. W ogóle wszystko w tamtym czasie układało się dosyć mrocznie. Wisiało już wtedy nade mną podejrzenie o popełnienie przestępstwa, były na mnie jakieś donosy nazioli, wtedy zrozumiałem, że nie chcę więcej żyć w Irkucku. Zaproponowałem chłopakom nagranie czegoś przed moim odjazdem. W rezultacie nagraliśmy z „Ad Kanibalom” demo – 4 piosenki, pod jedną z nich jakiś człowiek zrobił nam coś w rodzaju klipu.
Były to zajebiste kawałki. Jeden był na podstawie wiersza Aleksandra Brenera i Barbary Schurz o nazwie „Стачка” (pol. strajk-red.), o klasie robotniczej tylko w formie heavy metalowej ballady. Drugi nosił tytuł „Jason Voorhees”, trzeci był o tym, że jakąkolwiek społeczną działalnością byś się nie zajmował, w oczach państwa będziesz ekstremistą. Ta piosenka chyba się tak nawet nazywała- „Jesteś ekstremistą” i według mnie zajebał ją „Ukrop” a przynajmniej ogólny plan piosenki. Czwarty kawałek był o śmieciarzach. I wszystko to w klimacie death – grind z elektronicznymi bębnami. Mieliśmy nawet swoje logo – odwrócony pentagram z anarchią w środku.
Do tej pory chciałbym napierdalać polityczny grind z durnymi tekstami o śmieciarzach i maniakach z filmów. Maniak był u mnie też upolityczniony. Po obejrzeniu wszystkich części „Piątku 13”, widać, że w rzeczywistości jest to film, który wyraża nienawiść do całego kapitalistycznego amerykańskiego społeczeństwa. Wszystkie ofiary Jasona to typowi przedstawiciele tej bezdusznej klasy. W zasadzie zawsze oglądam tak kino, w każdym durnym filmie szukam społecznego drugiego dna, odkrywającego całą ideę filmu. Tępo prześladować nastolatków – co w tym interesującego. My tępiliśmy nastolatków za polityczne idee.

Z Irkucka wyjechałeś do Moskwy…

Tak, zwaliłem się od razu do Moskwy, bo tam byli Pit, Szkobar i cała brygada. Od razu wzięli mnie do ekipy Wani Kostołoma i od razu się zaczęło: treningi – praca, treningi – praca, koncerty, napierdalanki, wszystko co lubiłem i czym zajmowałem się w Irkucku. W Moskwie wszystko to wskoczyło na wyższy poziom.

A jak dostałeś się do „Working Boys”?

Praktycznie od razu po przyjeździe. Podszedł do mnie ich wokalista, opowiedział jak ma dość śpiewania, powiedział „może ty byś był lepszym wokalistą niż ja”. No i wszystko. Przyjeżdżam, a tam już był sprzęt i cały skład grupy, i jeszcze do tego Oi! napierdalają, nad czym tu się zastanawiać? Po pracy na budowie jeździłem do Trocka, tam mieliśmy próby.

Pisałeś dla „Working Boys” jakieś teksty?

Nie, wszystkie teksty WB napisane zostały przez założyciela grupy, jej dyrektora artystycznego i byłego wokalistę, wszystkie kawałki, które słyszeliście na koncertach i nagraniach – to jego. I na przyszłych nagraniach też będą jego teksty.

Przyszłych? Jest możliwość, że WB powrócą?

Będzie to albo „Working Boys”, albo jakaś inna, nowa grupa. Obecnie zbieramy skład i przygotowujemy projekt. Będzie to klasyczny RASHowy Oi!-hardcore. Oszalałem na punkcie grupy Union Made, to taki RASH-Montreal, też chcę grać coś takiego. A Litinski mówi „dawaj będę pisać teksty”. Dlaczego nie? Jeszcze w więzieniu wymyśliłem zajebistą nazwę. W więzieniu pisałem też teksty, tylko koleś dzielący ze mną celę gdzieś je przejebał, przyjdzie pisać jeszcze raz. Może będzie kilka moich tekstów. Trzeba zająć się tym konkretnie, bo chce się w życiu punk-rocka.

Przed wywiadem powiedziałeś, że nie tylko tworzysz muzykę, również jej słuchasz. Możesz podzielić się swoim topem zespołów, które słuchałeś, które na ciebie wpłynęły, które usłyszałeś niedawno lub słuchasz ciągle?

Całe życie słuchałem i będę słuchać „Skygrain”, „095”, „Unsubs”, „Провлинейка”, „Till I Die”, „Засрали Солнце”, „Turbo Laх”, całej tej starej rosyjskiej sceny hardcore, która do tej pory dobrze się słucha. Nowej muzyki jest tak dużo, że tonę w tym wszystkim. Na przykład „Union Made” odkryłem jeszcze przed odsiadką i słucham tych dwóch albumów, które zdążyli nagrać. No i wszystkie nowości pojawiające się na kanadyjskiej scenie, wszystko to staram się zapamiętać. A co nowego z rosyjskiej sceny? Osobiście czekam na nowy album „Klowns”, który ma niedługo wyjść. Dlatego, że ekipa od swojej ostatniej opublikowanej piosenki zaczęła zajebiście grać i brzmieć. A całego nowego ojczystego hardcora nie słucham, dlatego że powstaje tego bardzo dużo.

A jak ci podchodzi nowy, tzw. „sierocy” hardcore?

Coś w rodzaju „Сельской Молодежи”? Oni wszyscy orientują się na „zły” amerykański punk- hardcore i muzycznie jakoś mi to nie podchodzi. O wiele bardziej interesuje mnie Oi! Na przykład petersburska scena SHARP. „Nevsky Stompers” – jak najbardziej. „Робин Гуд” – wspaniali, „M-16” – oczywiście rozpadli się, ale obiecują powrót. „Военное Положение” też nieźle się rozwinęli, pamiętam pierwszy album i słyszałem ostatni – niebo a ziemia. Szkoda, że Białoruś i Ukraina w ogóle nie cieszy mnie w tym temacie. Nie znam stamtąd nic. Ich hardcore nigdy mnie nie interesował, dlatego ludzi grających tam hardcore nigdy nie brałem na poważnie, w sumie to nawet ich nie znam. Możliwe, że jednak coś tam istnieje wśród ludzi, którzy biegają po ulicach i szaleją za Antifą, ale niestety, póki co niczego od nich nie słyszałem.
Cieszy mnie „Distemper”, nawet nie patrząc na to, że na ich koncerty przychodzą zupełne debile – studenci zalewający się piwem itp. „Distemper” cieszy swoją pozycją, swoimi niezłymi piosenkami, nie do końca oczywiście w naszym temacie i nie tak surowymi jak byśmy chcieli, ale mimo wszystko.
I do tego jestem wielkim fanem sludge’a , ale starego, oczywiście: „Eyehategod”, „Corrupted”, „Iron Money”. Rosyjska scena sludge tez nieźle się obecnie rozwija. Oczywiście nie ma za tym wszystkim jakiegoś masowego szaleństwa i nigdy nie będzie. Mimo wszystko jest to scena amatorska.

A ja widzę coraz więcej nastolatków lubiących sludge, zarówno chłopaków jak i dziewczyn.

No dobra, ale oni z tego wyrosną, na pewno nie są gotowi zaćpać się heroiną.

Literatura?

Ostatnio przeczytałem książkę Lityńskiego „Udarnye otriady protiv Putina” – zbiór artykułów o prawicowych terrorystach i biografii bojowników północnego Kaukazu. Całkiem pouczająca książka (autorami książki są Ilia Falkowski i Aleksandr Litoj – znany lewicowy publicysta – red.). Czytam głownie książki o filozofii, socjologii, historii rewolucji. Raczej nie czytam literatury pięknej, chociaż czasem się zdarza. Na przykład odkryłem czeczeńskiego pisarza Germana Sadułajewa, on sam siebie nazywa lewicowcem, pisze o historii czeczeńskiego narodu, o współczesnym społeczeństwie Czeczenii. Czytałem jego książkę „Opowiadania partyzanckie”, ale nie doczytałem bo było to zimą 2011 roku – wybuchły grudniowe protesty i książka poleciała na twarz omonowca. Razem z zakładką.

Kiedy weźmiesz się za swoją książkę, do której zacząłeś zbierać materiały w 2011 roku? Powiedz o niej coś więcej.

Potrzebna jest książka o kulturze skinhead w Rosji, Ukrainie i Białorusi, ponieważ po 11-12 latach istnienia ruchu możemy już o tym co nieco opowiedzieć. Nie będzie to coś w stylu „Dać wpierdol” (tytuł kultowej książki m.in o początkach moskiewskiej Antify – red.). Wydaje mi się, że będzie to podobne do czegoś w rodzaju „Filozofia punka. Więcej niż szum”. Patrzę na tę książkę jak na pewnego rodzaju plan. Część zebranych materiałów zostało straconych po tym jak po moim aresztowaniu sformatowali komputer, ale dobrze gdyby się chociaż wywiady zachowały. Będę musiał szukać fotografii, a notatki które do tego czasu zrobiłem będę musiał robić na nowo. Prawdę mówiąc to bardzo skomplikowana praca, za którą nie płacą i na którą trzeba przeznaczyć dużo swojego wolnego czasu.
Materiał, który pozostał wydaje mi się obecnie trochę nieaktualny. Trzeba nazbierać czegoś jeszcze, czegoś bardziej współczesnego. Pół roku po wyjściu z więzienia zajmowałem się sądami, teraz sprawy się zakończyły więc wkrótce pomyślę i nad tym. Po prostu mam w głowie mnóstwo idei, dużo pomysłów, które chciałoby się zrealizować. Nie tylko książkę, jest jeszcze film, który chcemy nakręcić z jednym kolegą.

Wspaniale, opowiedz o swoich planach.

Mój przyjaciel, który zajmuje się kinematografią i kręceniem klipów (John Viktorovich, nakręcił m.in. teledysk Jenny Woo) opowiedział, że jakiś facet kręci film o zachodnio-syberyjskim punku i niedługo go skończy. Ja akurat opowiadałem mu o wschodnio-syberyjskim punku – Irkuck, Ułan-Ude i tak dalej. I przyszło do głowy nakręcenie filmu o tej scenie, planujemy zrobić to latem.

W filmie będzie opowieść o grupie „Orgazm Nostradamusa”?

Oczywiście. Znalazłem na Vkontakte Rezana (Leonid „Rezan” Rezanow, do 1998 roku wokalista grupy „Orgazm Nostradamusa”), napisze do niego. Rezan tak w ogóle ożenił się z Buriatką i urodził mu się syn – też maleńki Buriat. Rezan wygląda teraz zupełnie jak hippis, oczywiście już taki stary. Razem z Rezanem pójdziemy na grób Ugła, po drodze sfilmujemy Uład-Ude, całą atmosferę „Bydłogradu”, znajdziemy wszystkich irkuckich. Nakręcimy taki amatorski film, mimo wszystko wschodnio-syberyjski punk nie jest tak obszerny jak zachodnio-syberyjski z Janką i Grażdanką (mowa o zespole Grażdanskaja Oborona i wokalistce punkowej Jance Diagilewej – red.). Miesiąc-dwa przed wyjazdem będziemy zbierać przez internet pieniądze na drogę, jedzenie i wódkę dla tych których będziemy filmować. Pojedziemy-poszalejemy. Po co tak po prostu do ojczyzny jeździć? Przynajmniej film nakręcimy. Ja to ogólnie nie lubię bezcelowych wyjazdów, żeby się „rozerwać” trzeba też samemu coś przywieść ludziom, coś opowiedzieć i samemu czegoś się nauczyć.

Ostatnie pytanie: Wracając do tego od czego zaczęliśmy-mówiłeś o tym, że obecna młodzież nie czuje tego „ducha dwutysięcznych”. Może teraz powiesz czego w niej brakuje?

A czy ja już nie pytałem dlaczego oni do nas przyszli? Staliśmy się takimi ponieważ zrozumieliśmy: jesteśmy jacy jesteśmy, a wokół nas wrogie środowisko. Dlaczego na przykład zostałem straight edge? Wyłącznie z praktycznych powodów. Po prostu, żeby nie zachlać się w tym szalonym, mrocznym mieście, w którym mieszkałem. Dlatego, że chciałem zajmować się punk rockiem i polityką, a gdybym chlał i ćpał to szybko odprawiłbym się do piekła i nie byłoby punk rocka, którym chciałem się zajmować w Irkucku. W Moskwie – tak samo. Jestem straight edge, bo wokół jest za dużo pokus, cały czas bym tracił kasę i bawił się, a chcę zajmować się różnymi sprawami, realizować się w tym. Tak, realizacja!
A wiesz czego teraz nie widzę? Nas było pięciu ludzi i cała piątka czymś się zajmowała. Ktoś był inicjatorem Food Not Bombs, ktoś pisał, ktoś robił muzykę, ktoś biegał ze sprzętem, inny rysował krzywe graffiti. Wszyscy wykazywali inicjatywę. A teraz widzisz pięćdziesięciu ludzi, z których tylko dwójka coś inicjuje. Pozostali piszą na Vkontakte, udostępniają, chodzą na koncerty i nawet na boneheadów chujowo patrzą. Nie chcą im spuszczać wpierdolu. Mówią „No, my się nie bijemy”. Nie trenują. My też, co prawda, nie trenowaliśmy, po cholerę mieliśmy trenować skoro mieliśmy sprzęt? Ci ludzie boją się wziąć sprzęt do ręki.
Wiesz czego im brakuje? My wszyscy rozumieliśmy, że jeśli tylko zechcemy to będzie przed nami przyszłość. Zwyczajna przyszłość. U większości z nas ona się pojawiła, ale przy tym robiliśmy wszystko tak, żeby tej przyszłości nie było. Robiliśmy dla tego wszystko co możliwe. Maks na przykład stracił w Irkucku świetną pracę, bo tworzył różną chujnię. Ja rzuciłem studia, spierdoliłem życie osobiste, swoim zachowaniem cały czas denerwuję rodziców. A ci młodzi ludzie nie chcą tego robić, oni nie chcą celowo rozwalać swojego życia.

Zdaje mi się, że właśnie go sformułowaliśmy – główny sens „ducha dwutysięcznych”: Kiedy celowo rozwalasz swoje życie z powodu określonych rzeczy, które sprawiają, że jesteś bardziej żywy. Nie jest tak?

Dokładnie! I co jeszcze? Wszystko czym się zajmowaliśmy, to wszystko sprawiało że żyliśmy, ale przy tym poświęcaliśmy swój dobrobyt i udanie poświęcamy go chyba do tej pory.
Za:  zato4ka


Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.