Oto zasadnicze pytanie, które stawia Rafał Dobek w swej książce pod lakonicznym, acz wymownym tytułem „Paryż, 1871”. Autor pracuje jako adiunkt w Zakładzie Myśli i Kultury Politycznej na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Jego zainteresowania badawcze znajdują wyraźne odzwierciedlenie na kartach książki. Dobek nie prezentuje bowiem czytelnikowi detalicznych opisów uzbrojenia czy starć zbrojnych komunardów z wojskami wiernymi Wersalowi, lecz oddaje klimat polityczny ówczesnej stolicy Francji. Książka jest zresztą skonstruowana w taki sposób, że fakty wydają się być co najwyżej tłem dla interesującego opisu idei, towarzyszącym rewolucjonistom z 1871 r.
Niewątpliwą zaletą Dobka jest to, że podchodzi on do tematu na chłodno, dystansując się zarazem od bezkrytycznych apologetów Komuny Paryskiej, jak i jej wściekłych krytyków. Zarazem, jak przystało na historyka wysokiej próby, przy omawianiu aktualnego stanu badań nad tematem wyraźnie oddziela on historiografię marksistowską od tej anarchistycznej. O ile bowiem Karol Marks i jego spadkobiercy postrzegali Komunę Paryską jako pierwszą „dyktaturę proletariatu”, o tyle dziejopisarze proweniencji anarchistycznej wskazywali, że była ona nader wszystko spontanicznym, ludowym zrywem przeciwko państwu. Dobek w swej monografii prezentuje jeszcze inne spojrzenie. Zdaniem poznańskiego historyka paryski zryw z 1871 r. był ostatnim epizodem serii francuskich rewolucji w „długim wieku dziewiętnastym” (czyli liczonym od 1789 r.). Zarazem jednak badacz wskazuje, że Komuna nie przyniosła praktycznie żadnych, trwałych pozytywów ani dla Francuzów, ani dla samych paryżan.
W pierwszej części swej książki Dobek z rozmachem odmalowuje tło epoki, ukazując panowanie Napoleona III oraz zmiany, do których doszło we francuskiej stolicy w latach 50. I 60. XIX w. Okazuje się bowiem, że procesy, zachodzące wówczas w Paryżu są łudząco podobne do tych, które określa się dziś mianem „gentryfikacji”. Wszystko to za sprawą reform Georgesa Haussmanna, który był wówczas prefektem departamentu Sekwany. Haussmann podjął się gruntownej przebudowy Paryża. To za jego rządów znacznie poszerzono bulwary i pozbyto się dużej części starej zabudowy, usuwając przy okazji lwią część przemysłu z centrum.
Przebudowa z jednej strony pozwoliła miastu „oddychać” (zabudowa stała się rzadsza, a miasto podwoiło swoją powierzchnię), z drugiej natomiast doprowadziła do powrotu burżuazji z peryferii do centrum. Wiązało się to nie tylko ze wzrostem czynszów i kosztów utrzymania w centralnych dzielnicach miasta, ale także z wyraźnym podziałem Paryża na część bogatszą i uboższą. Na te problemy socjalne nałożyła się gorycz przegranej z Prusami wojny. Wojny, podczas której miasto głodowało.
Przysłowiową iskrą na proch, która dała początek Komunie Paryskiej, była kwestia armat. Paryski lud własnym sumptem zakupił 400 dział do obrony stolicy przed najeźdźcą, a rząd, pod podjęciu decyzji o poddaniu miasta Prusakom, próbował odebrać je powołanej przez Paryżan Gwardii Narodowej. Nie pozwoliły na to paryżanki, które zasłoniły armaty własnymi ciałami i skłoniły część podległych rządowi żołnierzy do przejścia na stronę rewolty. Wydarzenie to było zarazem aktem założycielskim Komuny Paryskiej.
Czego domagali się komunardzi? Jak wskazuje Dobek, jednoznaczna odpowiedź na to pytanie jest niemożliwa, ponieważ środowisko polityczne Komuny Paryskiej składało się z wielu lewicowo zorientowanych rodzin politycznych. Zwornikiem było tu z całą pewnością hasło „republiki socjalnej”, jednakże inaczej pojmowali je neojakobini, a inaczej proudhoniści. Z całą pewnością rewolucjonistów jednoczyła niechęć zarówno do własności prywatnej, jak i państwowej. Gdyby zatem Komuna Paryska przetrwała to – jak twierdzi Dobek – prawdopodobnie jej system gospodarczy ewoluowałby w stronę kooperatystyczną czy spółdzielczą, a przejście to najpewniej odbywałoby się bezkrwawo. Za inne spoiwo rewolucyjnych dążeń można uznać antyklerykalizm; momentami przechodzący wręcz w antyteizm. I wreszcie elementem, który z grubsza łączył zapatrywania komunardów z 1871 r. była cała plejada haseł antymonarchicznych, republikańskich, demokratycznych i decentralizacyjnych.
Dobek w swej wciągającej opowieści o Paryżu z 1871 r. podejmuje się także karkołomnego zadania bilansu terroru, stosowanego przez obie strony konfliktu. Autor podkreśla zatem, że już pierwszego dnia zrywu, podczas spontanicznych zajść lud zabił dwójkę generałów, współodpowiedzialnych za wojenną klęskę. Dobek podkreśla jednak, że za zbrodnię tę odpowiedzialności nie ponoszą komunardzkie władze. Sama Komuna Paryska nie miała zresztą krwawego charakteru. Podczas jej trwania dokonano symbolicznego zniszczenia gilotyny, a przestępczość w mieście znacznie spadła. Represje dotknęły jedynie niektórych duchownych. Zupełnie inaczej na tym tle prezentuje się strona rządowa. Po złamaniu oporu zbuntowanego miasta doszło do masowych, krwawych represji, na skalę nieznaną w XIX-wiecznej Europie. Co warte podkreślenia, Dobek nie podejmuje się obrzydliwej licytacji liczbą ofiar, lecz ogranicza się do stwierdzenia, że wersalczycy dokonali w Paryżu po prostu masowej zbrodni.
„Paryż, 1871” to zatem tytuł, po który zdecydowanie sięgnąć powinien każdy, zainteresowany historią zrywów społecznych i oporu przeciwko władzy. Przejrzysta struktura książki, wciągająca, ale nie popularnonaukowa narracja i drobiazgowość autora gwarantują, że czas spędzony na lekturze na pewno nie będzie czasem zmarnowanym.
R. Dobek, „Paryż, 1871”, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2013.
Książkę można nabyć tu: http://www.bractwotrojka.pl/index.php?o … Itemid=116