Walka narodu palestyńskiego o wolność i niepodległość jest prawdopodobnie dla wielu Ukraińców jednym z tematów tabu przykrytych uogólnieniem „Bliski Wschód” i kojarzy się przede wszystkim z wojnami. Jednocześnie Izrael jest często przedstawiany jako wzór do naśladowania dla Ukrainy, zarówno pod względem bezpieczeństwa, jak i gospodarczym. Aby zakwestionować takie stereotypowe wizje, postanowiliśmy porozmawiać z palestyńską badaczką Daną El Kurd. Jest ona badaczką nauk politycznych i adiunktem na Uniwersytecie w Richmond. Dana pracuje nad relacjami państwo-społeczeństwo w świecie arabskim, zajmując się takimi tematami jak autorytaryzm i interwencja międzynarodowa. Palestyna jest w centrum jej zainteresowań badawczych. Dana urodziła się i wychowała w Jerozolimie, a później wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych.
Ludzie na Ukrainie niestety nie wiedzą zbyt wiele o Palestynie i mają tendencję do postrzegania sytuacji przez pryzmat Izraela. Czy mogłabyś opisać obecną sytuację Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy?
Palestyńczycy na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, które znalazły się pod bezpośrednią okupacją Izraela po 1967 roku, żyją w sytuacji eskalacji okupacji. Okupacja ta trwa już od ponad 50 lat. Jednak inne części historycznej Palestyny znajdują się pod bezpośrednią kontrolą Izraela jeszcze dłużej. W przypadku Zachodniego Brzegu możemy mówić o rosnącej kolonizacji, ponieważ osiedla [izraelskie] się rozrastają. Jest mniej swobody przemieszczania się, mniej wolności słowa. Ze względu na samą ilość zawłaszczanej ziemi, jest mniej miejsca dla Palestyńczyków. Do tego dochodzą oczywiście bardzo surowe represje wojskowe ze strony izraelskich sił okupacyjnych. Taki jest kontekst na Zachodnim Brzegu.
Strefa Gazy, choć nie ma tam izraelskich wojsk, jest całkowicie zablokowana. Tak więc, zgodnie z prawem międzynarodowym, Strefę Gazy nadal uważa się za okupowaną, jest ona zablokowana z powietrza, morza i lądu. Drogi morskie są zamknięte. Można wypłynąć tylko około pięciu do siedmiu mil w głąb morza, a nawet tam rybacy są często atakowani. I oczywiście mają miejsce naloty – przemoc i ataki na Gazę są cykliczne. Takie są warunki na terytoriach okupowanych.
Wschodnia Jerozolima jest również okupowana, ale nieco inaczej, pod względem tego, jak żyją ludzie. We Wschodniej Jerozolimie panuje napięcie, ponieważ jest tam znacznie więcej interakcji między izraelskimi osadnikami a Palestyńczykami. Jednocześnie mieszkańcy Wschodniej Jerozolimy, którzy mają swego rodzaju prawo pobytu w mieście przyznane przez izraelski rząd, mają nieco większą swobodę przemieszczania się po różnych częściach historycznej Palestyny w porównaniu do mieszkańców Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy. Ale są też swego rodzaju więźniami, ponieważ nie mogą opuścić miasta bez rezygnacji z prawa pobytu. Tak więc ta rezydencja zdecydowanie nie jest stała, co przydarzyło się mojej rodzinie.
Warunki w Jerozolimie są również trudne z ekonomicznego punktu widzenia. Palestyńscy mieszkańcy są obciążani bardzo wysokimi podatkami, a w zamian otrzymują bardzo niewiele usług. Ich instytucje edukacyjne i kulturalne były atakowane, a wiele z nich zamknięto. Sytuacja ta sprawiła, że wielu Palestyńczyków próbowało poprawić swoje szanse, szukając edukacji i zatrudnienia za granicą. Tak stało się z moim ojcem, który ukończył studia w Japonii, a następnie szukał pracy w swoim zawodzie. W swoim rodzinnym mieście nie miał gdzie się podziać, by zarobić na życie, więc znalazł pracę w Stanach Zjednoczonych. Chociaż wykorzystywaliśmy wszystkie nasze wolne pieniądze, aby często wracać do Jerozolimy, aby utrzymać pobyt, rząd izraelski odmówił odnowienia i cofnął nasze pozwolenia na pobyt. Czy możesz to sobie wyobrazić? Nie masz prawa do miasta, w którym się urodziłeś, miasta, w którym urodzili się twoi przodkowie i mieszkali w nim przez wiele pokoleń, w chwili, gdy wyjeżdżasz, by poprawić swoje życie. Państwo izraelskie wykorzysta każdy pretekst, by opróżnić Jerozolimę z jej palestyńskich mieszkańców.
W swojej książce piszesz bardzo krytycznie o porozumieniach z Oslo i roli Autonomii Palestyńskiej, oskarżając je o autorytaryzm, polaryzację i demobilizację Palestyńczyków. Czy mógłbyś pokrótce wyjaśnić tę kwestię?
Zasadniczo chciałam przyjrzeć się roli społeczności międzynarodowej, a w szczególności Stanów Zjednoczonych, które były głównym motorem warunków, które rozwinęły się po porozumieniach z Oslo. W szczególności mam na myśli warunki polaryzacji, które obserwujemy w społeczeństwie palestyńskim, oraz demobilizację Palestyńczyków pod względem masowych ruchów na dużą skalę, w przeciwieństwie do masowych ruchów protestacyjnych, które mieliśmy w Palestynie w przeszłości. A powodem, dla którego łączę te dwie rzeczy – interwencję międzynarodową, a w szczególności wpływy amerykańskie i tego rodzaju skutki, jak polaryzacja i demobilizacja – jest to, że porozumienia z Oslo stworzyły sytuację, w której pewne elity polityczne i przywódcy zostali wzmocnieni i odizolowani od swoich wyborców. Przywódcy palestyńscy, zwłaszcza po odsunięciu na boczny tor pierwszego prezydenta Autonomii Palestyńskiej Jasera Arafata, nie chcą być odpowiedzialni przed Palestyńczykami. Zasadniczo odbierają od Amerykanów komunikat, że jeśli zagrają w grę, której chcą Amerykanie, utrzymają swoje stanowiska i nadal będą liderami w tym dziwnym procesie pokojowym, który nigdy się nie kończy i który nie przyniósł żadnych wymiernych pozytywnych zmian dla Palestyńczyków.
Podsumowując, w mojej książce twierdzę, że ten rodzaj międzynarodowej interwencji w proces rządów prowadzi do całkowicie izolowanego i coraz bardziej autorytarnego przywództwa politycznego na terytoriach palestyńskich. Polaryzuje to Palestyńczyków, ponieważ, zwłaszcza po wyborach, Amerykanie zachęcali niektóre partie polityczne do unieważnienia wyborów i nie wspierania demokratycznej odpowiedzialności.
Wszystko to doprowadziło do sytuacji, w której Palestyńczycy są bardziej skłóceni i nie współpracują ze sobą. Z powodu tego rodzaju podziałów politycznych, a także podziałów geograficznych, z którymi Palestyńczycy mają do czynienia, nie mogą oni również wspólnie koordynować działań w celu zaangażowania się w ruchy protestacyjne, które w przeszłości działały na rzecz podważenia izraelskiej władzy.
Fatah, który zdołał kooptować znaczną część palestyńskiej lewicy, jest skorumpowany i autorytarny, ale alternatywą dla niego, jest Hamas, są islamiści. Jakie jest wyjście z tej sytuacji?
To trudne pytanie. Nie możemy tak naprawdę opisać Fatahu jako lewicowego w sposób, w jaki ty i twoi czytelnicy mogą rozumieć ten termin, ale jest to świecki ruch nacjonalistyczny. Był on dominującą partią w Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP), która jest organizacją parasolową obejmującą w przeszłości wiele różnych palestyńskich partii politycznych. Ale Fatah był zdecydowanie dominującą partią. To oni mieli historycznie największe poparcie społeczne i legitymację.
Fatah był dominującą partią w OWP. Następnie przewodniczący OWP, który wywodził się z tej partii, Jaser Arafat, podpisał porozumienia z Oslo. Wtedy OWP zasadniczo przestała funkcjonować. Fatah włożył cały swój wysiłek w proces pokojowy i stworzenie Autonomii Palestyńskiej oraz tamtejszego rodzaju quasi-rządów. To sprawiło, że OWP – która historycznie osiągała korzyści dla Palestyńczyków – w pewnym sensie uschła.
Fatah, który dominował i nadal dominuje w Autonomii Palestyńskiej, jest bardzo skorumpowany i autorytarny. Z kolei „tradycyjna” palestyńska lewica – taka jak palestyńscy komuniści i Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny – ma marginalny wpływ. Ich ostatnie stanowiska były dość kampistyczne i tankistowskie. Nie cieszą się też dużym poparciem społecznym ani legitymizacją.
Alternatywami, które znajdują się poza OWP, są Hamas i Islamski Dżihad. Są to islamiści, i także bardzo autorytarni – zarówno pod względem ideologii, jak i rządów w Strefie Gazy.
Czy widzę jakieś wyjście z tej sytuacji? Myślę, że większość Palestyńczyków ma dość obu głównych obozów, mają dość obu biegunów. I najwyraźniej nie prowadzi to do niczego poza podziałem, dopóki nie będziemy mogli albo zreorganizować OWP, albo ominąć OWP i stworzyć różne alternatywy – różne partie polityczne i alternatywy dla tradycyjnych struktur. Nie znam innego wyjścia niż te dwie opcje. Palestyńczycy utknęli w martwym punkcie. Nie chodzi o to, by odbierać Palestyńczykom możliwość działania, a było to w dużej mierze tak zaprojektowane. Wpływ międzynarodowej interwencji w tym przypadku doprowadził do takiego poziomu polaryzacji, jaki obserwujemy.
Sytuacja w Palestynie pogarsza się, represje stają się coraz bardziej brutalne, a opozycja ze strony palestyńskiej rośnie. Czy mogłabyś powiedzieć nam więcej o przyczynach i do czego to może doprowadzić?
Myślę, że jest kilka powodów, które możemy wskazać jako przyczynę rosnących izraelskich represji, a także pewnego rodzaju efektu zwrotnego, który obserwujemy pod względem radykalizacji.
Jednym z powodów są porozumienia z Oslo. I ja nie szerzę tu teorii spiskowej: człowiek, który podpisał porozumienia z Oslo po stronie izraelskiej, ówczesny premier Icchak Rabin, stanął przed Knesetem i powiedział coś w rodzaju: „Damy im mniej niż państwo”. Porozumienia z Oslo nie miały na celu doprowadzenia do rozwiązania dwupaństwowego. I ta stagnacja trwała nadal, z pewnymi zmianami po stronie izraelskiej. Dlatego pierwszym powodem, dla którego tak się dzieje, jest fakt, że porozumienia z Oslo obowiązują od 1994 r. i nic się nie zmieniło. Sytuacja tylko się pogorszyła. Palestyńczycy nie są bliżej posiadania jakiegokolwiek samostanowienia czy suwerenności. Mamy całe pokolenia Palestyńczyków, którzy nie znali niczego poza tego rodzaju stagnacją. Stwarza to sytuację, w której ludzie mają wiele pretensji. Porozumienia z Oslo stworzyły również sytuację, w której Autonomia Palestyńska jest izolowana od demokratycznej odpowiedzialności, od zmian. Dlatego Palestyńczycy, zwłaszcza młodzi Palestyńczycy, mówią: „Nie mamy nawet możliwości aby spróbować coś zmienić poprzez naszą własną politykę”. To jeden z powodów, dla których Palestyńczycy są coraz bardziej sfrustrowani.
Drugim powodem są zmiany po stronie izraelskiej. Izraelska polityka stała się znacznie bardziej prawicowa. Palestyńczycy zawsze mi to zarzucają, ponieważ twierdzą, że nie ma różnicy między Izraelczykami, ale ja tak nie uważam. Lata rządów Netanjahu i jego korupcja, a także wzmocnienie przez niego bardzo zewnętrznych ekstremistów tutaj – to również stworzyło sytuację, w której mamy ludzi w izraelskim rządzie, którzy są ideologicznie zaangażowani w zwiększanie ucisku, aby dokończyć tę pracę. Dyskutowali o czystkach etnicznych i tym podobnych rzeczach. A w wyniku porozumień z Oslo – za którymi Stany Zjednoczone stoją całym swoim ciężarem – mamy również sytuację, w której są oni całkowicie bezkarni. Nikt nie pociąga ich do odpowiedzialności, a już na pewno nie USA. Czasami słyszymy od administracji Bidena: „No wiesz, jesteśmy zaniepokojeni”. Ale poza tym izraelskiemu rządowi nic się nie dzieje.
Te dwa powody doprowadziły do obecnej sytuacji. Po stronie palestyńskiej mamy skorumpowaną i pogrążoną w stagnacji sytuację polityczną, a także młodych ludzi, którzy mogli obserwować swoich starszych, próbujących ponownie zaangażować się w pokojowe protesty – i nic z tego nie wyszło. Tak więc wiele osób dołączyło do tych nowych grup zbrojnych, które się pojawiły. Zasadniczo mówią: „Tak naprawdę nie mamy ostatecznego celu. Nie mamy żadnego długoterminowego celu”. Ale nadal są gotowi poświęcić swoje życie i zasadniczo stawiać zbrojny opór. Pomimo całkowitej przewagi liczebnej i uzbrojenia. I wiedzą, że ich śmierć jest nieuchronna. Ale wolą to zrobić, niż próbować zaangażować się w jakikolwiek inny proces polityczny, ponieważ wszystko inne jest dla nich zamknięte.
Widzimy nasilenie izraelskich represji, a także powstanie nowych grup zbrojnych w miejscach takich jak Nablus i Jenin, a także kilku naśladowców w innych miejscach, które są nowe i nie są powiązane z żadną partią polityczną ani ruchem politycznym, który już istnieje w Palestynie. Ich członkowie wywodzą się z różnych przekonań ideologicznych. Są wśród nich lewicowcy, islamiści i różnego rodzaju ludzie, którzy dołączają do tych nowych grup zbrojnych, oferujących im sposób na stawianie oporu, nawet jeśli tak naprawdę nie mogą wiele osiągnąć, biorąc pod uwagę zakres izraelskiego ucisku, inwigilacji i tym podobnych rzeczy.
Do czego to może doprowadzić? Myślę, że doprowadzi to do eskalacji przemocy. Nie zdziwiłabym się, gdyby obecny rząd Izraela próbował zaangażować się w przemoc na masową skalę lub czystki etniczne. Myślę, że nie jest to poza sferą możliwości.
Mówiłaś o nowym pokoleniu aktywistów. Czy patrzysz na nie optymistycznie?
Są pewne rzeczy, które napawają mnie optymizmem. Optymizmem napawa mnie fakt, że aktywiści zaangażowani w rzecznictwo są bardziej spójni w nazywaniu tego, co się dzieje i nie unikają zajmowania się strukturą Izraela, a nie tylko jego polityką. To dobry postęp.
Jestem również bardzo optymistycznie nastawiona do tego rodzaju odnowionego zaangażowania w palestyńską tożsamość. Ponieważ w społeczeństwie takim jak palestyńskie, gdzie istnieje ogromna diaspora na całym świecie, bardzo łatwo jest stracić zaangażowanie. Ale mamy te organizacje, zwłaszcza w kontekście zachodnim, które odtworzyły zaangażowanie w tożsamość narodową i ruch narodowy. To bardzo obiecujące.
Niepokoi mnie to, że nie sądzę, by palestyńscy aktywiści w pełni wyciągnęli wnioski z przeszłości na temat walk wewnętrznych, skutecznej koordynacji działań i tym podobnych rzeczy. Myślę też, że utknęli w tym, jak postrzegają rolę Palestyny w świecie lub jak łączą się z innymi w tego rodzaju solidarności. Widzę, że wiele najbardziej aktywnych osób dyskutuje o Palestynie w kategoriach „antyimperializmu idiotów”. Myślę, że to ogromny problem w naszym rozumieniu tego konfliktu. To nie jest tylko konflikt antykolonialny, to także konflikt antyautorytarny. Sposób, w jaki ludzie myślą o Palestynie w palestyńskich przestrzeniach aktywistycznych, jest bardzo staroświecki i stagnacyjny, tak jakby zimna wojna nigdy się nie skończyła. To jest to, czym się martwię, oprócz walk wewnętrznych.
W jednym z rozdziałów książki, opublikowanym około pięć lat temu, argumentowałaś, że protesty w Palestynie dotyczyły głównie klasy robotniczej, podczas gdy klasa średnia była bierna lub próbowała osiągnąć coś w ramach instytucjonalnych. Czy coś się zmieniło od tego czasu? I czy klasa naprawdę odgrywa tutaj rolę, czy też ważniejsze jest to, czy ludzie żyją pod bezpośrednią okupacją, czy pod rządami Autonomii Palestyńskiej?
Myślę, że niektóre rzeczy się zmieniły. Moja pierwsza odpowiedź brzmiałaby – myślę, że klasa jest nadal bardzo ważna. Klasa jest w pewnym sensie pomijanym czynnikiem, gdy dyskutujemy o tym, kto się angażuje, szczególnie w strategie zbrojne. Istnieje bardzo wyraźny wymiar klasowy. Nie widzimy wielu osób z klasy średniej lub wyższej angażujących się w strategie zbrojne. Opór zbrojny wychodzi z obozu dla uchodźców w Jenin. Nadchodzi ze starego miasta Nablus, bardzo ubogiego obszaru. To właśnie te społeczności napędzają zbrojny opór. Klasa jest nadal bardzo ważnym czynnikiem.
Ale napisałam ten artykuł, zanim Autonomia Palestyńska straciła całą swoją legitymację w ciągu ostatnich kilku lat. W czasie, gdy pisałam i na podstawie danych, które zbierałam, ludzie, którzy protestowali, znajdowali się głównie w tych wiejskich wioskach, głównie rolnicy i ludzie z klasy robotniczej. Teraz, biorąc pod uwagę powagę sytuacji dla wielu różnych rodzajów ludzi, myślę, że w protesty angażuje się więcej klasy średniej. Szczególnie w Jerozolimie i w społecznościach palestyńskich w Izraelu ludzie, którzy są liderami protestów i organizacji, zdecydowanie należą do klasy średniej. Ale tak, dla tych, którzy żyją pod bezpośrednią okupacją lub w tego rodzaju punktach tarcia, wymiar klasowy może być mniej istotny.
Przez długi czas ludzie żyjący pod bardziej bezpośrednią kontrolą Autonomii Palestyńskiej mieli ten czynnik, który demobilizował ich w większym stopniu ze względu na zaangażowanie władz palestyńskich w społeczeństwo obywatelskie. Jednak ludzie ci nadal znajdują się pod okupacją i muszą znosić rajdy Izraelczyków. Tak więc w ciągu ostatnich kilku lat, zwłaszcza w 2021 r., kiedy mamy do czynienia z Intifadą Jedności, widzimy większą partycypację we wszystkich klasach społecznych. I to jest fajne. Chociaż zaangażowanie zbrojne nadal ma bardzo wyraźny wymiar klasowy.
Edward Said, jeden z najwybitniejszych palestyńskich chrześcijan, był ważnym promotorem sprawy palestyńskiej na Zachodzie. A jak to wygląda teraz? Czy palestyńscy chrześcijanie uczestniczą w walce z apartheidem?
Badania pokazują, że palestyńscy chrześcijanie zostali w większym stopniu wypędzeni z historycznej Palestyny. Ich liczba zmniejszyła się w większym stopniu niż populacja muzułmańska z różnych powodów. Obejmuje to fakt, że w niektórych miejscach byli oni bardziej zamożni, a więc mieli środki na emigrację. Mieli również większe powiązania ze społecznościami palestyńskimi w diasporze niż inni Palestyńczycy. Widzimy ich więc więcej w diasporze niż na miejscu. W obu przypadkach, zarówno w diasporze, jak i w historycznej Palestynie, chrześcijanie są ważną częścią ruchu narodowego. Państwo izraelskie wywiera na nich wpływ i represjonuje ich na wiele takich samych sposobów. Okupacja izraelska nie rozróżnia między kościołem a meczetem, czy restrykcjami wobec Betlejem a Ramallah. Zwłaszcza w diasporze widać wiele aktywnych osób wywodzących się z palestyńskich chrześcijan.
Historycznie rzecz biorąc, wiele osób, które wyartykułowały arabski nacjonalizm (a w szczególności nacjonalizm palestyński jako formę arabskiego nacjonalizmu), to chrześcijanie. Na przykład jedną z osób, które zasiadały w izraelskim Knesecie, zanim zostały wygnane, jest Azmi Bishara, który jest palestyńskim chrześcijaninem. Wiele osób zaangażowanych w założoną przez niego partię polityczną, która działa do dziś, jest wyznania chrześcijańskiego. Gdybyś zapytał mnie 10 lub 15 lat temu, powiedziałabym, że nigdy nie widziałam nikogo w palestyńskim społeczeństwie, kto dokonywałby rozróżnienia pod względem swojej roli. Ucisk jest po prostu zbyt poważny, by można było dokonać takiego rozróżnienia. Niestety, ostatnie badania wykazały, że społeczności chrześcijańskie w Palestynie czują się jeszcze bardziej uciskane niż wcześniej, nie tylko przez żydowskich ekstremistów, ale także przez rosnący ekstremizm religijny wśród palestyńskich muzułmanów. Jest to naprawdę smutny stan rzeczy, biorąc pod uwagę integralną rolę palestyńskich chrześcijan w ruchu narodowym.
Izrael szeroko wykorzystuje swój wizerunek jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie i tolerancję dla społeczności LGBTIQ+. Co mogą temu przeciwstawić Palestyńczycy? Jak wygląda sytuacja w Palestynie, jeśli chodzi o stosunek do praw osób LGBTIQ+, feminizmu i tak dalej?
Jestem zdezorientowana, że ludzie dają się nabrać na tego rodzaju propagandę. Przecież demokracje również popełniają przestępstwa i angażują się w autorytarne praktyki. Demokracje mogą być państwami osadniczo-kolonialnymi. Uważam, że Izrael jest bardzo niedoskonałą demokracją, nawet dla własnych obywateli. Ogromna część jego populacji to obywatele drugiej kategorii, ma różnego rodzaju problemy wewnętrzne, nawet w obrębie izraelskiego społeczeństwa. Ale nawet gdyby wierzyć im na słowo, że są demokracją – demokracje popełniają przestępstwa. Na przykład Stany Zjednoczone najechały Irak. Słowo demokracja nie zawsze i nie przez cały czas pociąga za sobą pozytywne konotacje.
Izrael ma długą historię wykorzystywania akceptacji LGBTIQ+ i większej swobody wypowiedzi dla ludzi w Izraelu, aby powiedzieć: „Jesteśmy bliżsi Zachodowi, a ci Palestyńczycy są barbarzyńcami”. To się nazywa pinkwashing. Ale to powiedziawszy, obecny rząd jest zdecydowanie antyqueerowy. Więc nawet to już nie jest prawdą.
To, co Palestyńczycy mogą zrobić, aby się temu przeciwstawić, to odejść od dyskusji lub argumentów na temat liberalnych pojęć praw i omówić strukturę państwa. Państwo to jest państwem osadniczo-kolonialnym. Nie obchodzi mnie, ile praw daje ono wewnętrznie. Jest zaangażowane w osadnictwo i okupację. Więc to naprawdę nieistotny punkt.
Jaki jest stosunek do osób LGBTIQ+, feminizmu i tym podobnych kwestii w Palestynie? Mamy nowe ruchy, które pojawiły się w ciągu ostatnich kilku lat. Istnieje ruch feministyczny o nazwie Tal’at i inne ruchy feministyczne zaangażowane w protesty i inne działania. Mamy też palestyńską organizację LGBTIQ+, która jest bardzo aktywna, choć niewielka. Powiem jednak, że dla Palestyńczyków jest to wewnętrzny punkt sporny. Istnieje duża część społeczeństwa, która postrzega to jako pewnego rodzaju rozproszenie uwagi, pewnego rodzaju podział narzucony przez Zachód. Istnieje dyskryminacja tego rodzaju tożsamości, co jest oczywiście problemem. Tam, gdzie staje się to naprawdę, naprawdę problemem, jest na przykład sprawa, która pojawiła się w społeczności palestyńskiej w zeszłym roku między palestyńskimi aktywistami. Pewna bardzo znana palestyńska organizacja prasowa, zwana Metras, opublikowała naprawdę okropny list, w którym napisała, że nie powinniśmy nawet dyskutować o kwestiach LGBTIQ+ i że rozpraszają one naszą uwagę. Potem nastąpiła reakcja, a inni palestyńscy aktywiści powiedzieli: „Nie, oni są częścią społeczeństwa, a izolowanie osób queer nie jest drogą do wyzwolenia”. Wokół tej kwestii jest wiele napięć i w żadnym wypadku nie twierdzę, że całe społeczeństwo palestyńskie jest bardzo pro-LGBTIQ+ lub pro-feministyczne. To wciąż jest walka, którą Palestyńczycy toczą także wewnętrznie.
Moje kolejne pytanie będzie dotyczyło propalestyńskiego aktywizmu w krajach arabskich. Wcześniej pozytywnie oceniłaś rolę propalestyńskiego aktywizmu w krajach arabskich, nazywając go szkołą dla demokratycznych aktywistów. Ale z drugiej strony, z zewnątrz taki aktywizm może wyglądać jak konformizm – skupianie się na bezpiecznym temacie i unikanie bezpośredniej krytyki autorytaryzmu w kraju. Do niedawna arabskie reżimy wykorzystywały sprawę palestyńską do nacjonalistycznej konsolidacji swoich społeczeństw. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
Dziś aktywizm propalestyński jest znacznie bardziej ukierunkowany i nie jest już bezpiecznym tematem. Ale tak, w przeszłości był to jeden z tych bezpiecznych tematów, o których państwa myślały, że mogą je instrumentalizować i na nie zezwalać. Mamy koncepcję, słowo w języku arabskim, tanfees, które dosłownie oznacza wypuszczanie gorącego powietrza. Jest to koncepcja, której używamy do opisania, w jaki sposób autorytarne rządy w naszym regionie mogą czasami pozwalać ludziom na propalestyńskie protesty, w tym przypadku, aby wypuścić trochę pary, aby ludzie nie zagrażali im ani ich rządom bezpośrednio. Moim argumentem w tym artykule było pokazanie, że reżimy uważały, że jest to bezpieczny temat, ale ten rodzaj zaangażowania uczył aktywistów podstaw aktywizmu, sprawiał, że myśleli o polityce i rozumieli organizowanie się, a następnie odnosili swoje żale dotyczące Palestyny do siebie. Dlaczego żyją w kraju, który nie odzwierciedla ich wyobrażeń o Palestynie? Dlaczego ich polityka zagraniczna nie jest tak propalestyńska? Wszystkie te rzeczy.
Cały mój wywód w tym artykule miał na celu stwierdzenie, że reżimy uważały aktywizm propalestyński za bezpieczny, ale w rzeczywistości nie była to najbezpieczniejsza opcja dla reżimów. Wiele osób, które ostatecznie zaangażowały się w egipskie powstanie, które obaliło prezydenta podczas Arabskiej Wiosny, zaczęło od aktywizmu propalestyńskiego i zostało przez to zradykalizowane. Ten powtarzający się schemat obserwujemy także w innych miejscach. Dziś, moim zdaniem, radykalizacja jest jeszcze większa, ponieważ nie jest to już bezpieczny temat. W wielu krajach nie można angażować się w nastroje propalestyńskie, podczas gdy w przeszłości było to możliwe. Reżimy zdecydowanie zrozumiały, że „nie możemy pozwolić im się wyładować. Ludzie wykorzystują to, by szerzej przedstawiać swoje żale”.
Co zmieniły Mistrzostwa Świata w Katarze i wsparcie Palestyny przez arabskich kibiców i piłkarzy? Co sądzisz o krytyce hipokryzji, zwłaszcza marokańskich piłkarzy, w związku z okupacją Sahary Zachodniej?
Ostatni sondaż przeprowadzony przez Palestyńskie Centrum Badań Politycznych i Sondażowych w grudniu 2022 r. wykazał, że w społeczeństwie palestyńskim nastąpiła znaczna zmiana. Jest to sondaż przeprowadzony w Palestynie na temat tego, jak Palestyńczycy bardziej ufają teraz światu arabskiemu. Podczas mistrzostw świata w piłce nożnej, wszystkie przejawy pro-palestyńskich nastrojów sprawiły, że Palestyńczycy po latach rozczarowania odtworzylli swoje zaufanie do reszty świata arabskiego i reszty regionu. Był to bezpośredni rezultat Mistrzostw Świata i wszystkich tych oznak solidarności.
Myślę, że wiele z tego, co działo się podczas mistrzostw świata w piłce nożnej, wynikało z długotrwałych wysiłków Amerykanów na rzecz normalizacji stosunków między rządami arabskimi a Izraelem oraz gotowości niektórych rządów arabskich do zaangażowania się w tę normalizację, nawet jeśli nie jest to bardzo popularne stanowisko. Zdaje się, że w ostatnim sondażu Arab Opinion Index 88% ankietowanych w całym regionie odrzuciło tego rodzaju normalizację państwa Izrael. Myślę więc, że to, co widzieliście na Mistrzostwach Świata, było reakcją arabskiej opinii publicznej na ostatnie kilka lat normalizacji wciskanej im do gardła, wmawiania im, że jeśli nie wspierasz Izraela, to jesteś nietolerancyjny i sprzeciwiasz się pokojowi. Ale to nie jest pokój – to opresyjna polityka, która „pokojem” jest tylko z nazwy.
Nie jest to stuprocentowa analogia, ale to tak, jak ludzie, którzy mówią, że Ukraińcy powinni negocjować. Negocjować o czym? Rosjanie muszą opuścić ziemię, którą okupowali. Od tego zaczynają się negocjacje. A nie „oddamy część tej ziemi” i nazwiemy to pokojem. Myślę, że tak właśnie ludzie postrzegają normalizację stosunków z Izraelem, kiedy Izrael działa w taki sposób, w jaki działa: to opresyjny pokój, to coś, czego nie chcą. Katar, który był gospodarzem Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, jest państwem, które nie w pełni przyjęło trend normalizacji. Z pewnością zrobiło to na drobne sposoby. I żeby było jasne, wykorzystało normalizację do forsowania własnego programu, a czasami instrumentalizowało aktywizm pro-palestyński. Niemniej jednak w Katarze jest więcej miejsca na tego rodzaju działania. Wydarzenia na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej pozwoliły Arabom z całego regionu zobaczyć, że „nie tylko mi – wielu ludziom zależy na Palestynie”. A Palestyńczykom pozwoliły zobaczyć: „Och, Arabowie naprawdę o nas nie zapomnieli. Ludziom na nas zależy”. To był bardzo bezpośredni rezultat Mistrzostw Świata.
Jeśli chodzi o hipokryzję – myślę, że świat arabski uważa, że łatwo jest być pro-palestyńskim na poziomie społecznym, ale nie zastanawia się, dlaczego nie jest łatwo być za syryjską rewolucją lub być przeciwko okupacji Sahary Zachodniej. W tym przypadku tego rodzaju sentymenty nie wystarczą. Musimy połączyć kwestię Palestyny z szerszą walką z autorytaryzmem, która obejmuje również takie rzeczy jak okupacja Sahary Zachodniej. To powiedziawszy, nie sądzę, by była to wina marokańskich piłkarzy (którzy podnieśli palestyńskie flagi i byli krytykowani za milczenie w sprawie Sahary Zachodniej). To nie oni tworzą politykę – to autorytarne państwo. Czułam się więc trochę źle wobec marokańskiej drużyny, ponieważ ludzie obarczali ich odpowiedzialnością, która ma z nimi niewiele wspólnego. Nie mogą swobodnie wywieszać flagi Sahary Zachodniej. Mogliby mieć kłopoty. Ale nie trzeba dodawać, że to po prostu przemawia do tego rodzaju większego trendu w polityce arabskiej, który był bardzo kampistyczny. Z tego powodu niektórym ludziom łatwo jest wyrażać nastroje propalestyńskie, ale Syria jest zbyt skomplikowana, Sahara Zachodnia jest zbyt skomplikowana itd.
Jak oceniasz perspektywy ruchu BDS, który próbuje osłabić pozycję Izraela poprzez presję ekonomiczną?
W Stanach Zjednoczonych istnieje wiele przepisów anty-BDS i wiele prób kryminalizacji ruchu „bojkotu, dezinwestycji i sankcji”. BDS nie powinien być postrzegany jako cel. To właśnie tam ludzie utknęli, myśląc, że BDS jest celem ostatecznym. Ale BDS jest tylko jednym z narzędzi. Może odniósł sukces w podnoszeniu świadomości, ale w mniejszym stopniu pod względem zmiany polityki państwa lub doprowadzenia do wielu bojkotów. Aktywiści BDS są również mocno kryminalizowani, więc muszą stawić czoła presji.
Musimy myśleć szerzej niż BDS, jeśli chcemy rzucić wyzwanie izraelskiej okupacji i państwu izraelskiemu oraz jego dalszej trajektorii. Niektórzy ludzie chcą realizować BDS jako swoją strategię, ale nie jest to jedyna strategia i nie powinniśmy się na niej skupiać. Sam BDS jest dość ograniczony. Żądania BDS mieszczą się w liberalnych ramach praw człowieka. Nie odnoszą się bezpośrednio do strukturalnych podstaw państwa izraelskiego. Trzeba o tym pamiętać, oceniając, czy warto angażować się w określoną strategię, myśląc o korzyściach i wadach. To ten sam argument, który czasami otrzymuję od ludzi, którzy uważają, że Palestyńczycy nie powinni angażować się w jakąkolwiek politykę wyborczą: „Kogo obchodzi głosowanie w Kongresie” czy cokolwiek innego. Ale są to różne narzędzia i nie powinniśmy myśleć o jednej strategii jako o najważniejszej i ostatecznej.
Porozmawiajmy trochę o wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Czy ta wojna zmieniła postrzeganie Rosji w Palestynie? Czy zmieniło się nastawienie do rosyjskiego udziału w wojnie w Syrii?
Sondaż przeprowadzony przez Palestyńskie Centrum Badań Politycznych i Sondażowych w 2014 r. wykazał, że Palestyńczycy w dużej mierze popierali wówczas syryjską rewolucję. Myślę, że wiele osób w społeczeństwie palestyńskim postrzegało wiele z tego, co działo się w Syrii, jako bardzo bolesne. Współczuli i byli przeciwni tego rodzaju interwencji. To powiedziawszy, po inwazji Rosji na Ukrainę w czerwcu 2022 r. przeprowadzono sondaż, w którym 42% Palestyńczyków obwiniało Rosję za wojnę, a 35% obwiniało Ukrainę.
Dla mnie to bardzo dziwny podział – nie rozumiem, jak ktokolwiek może obwiniać stronę, która jest okupowana. Ale to dlatego, że Palestyńczycy nie są samotną wyspą – konsumują wiele dezinformacji o NATO, o Rosji zmuszonej do wojny, które konsumują wszyscy inni. Widzimy to również w Stanach Zjednoczonych. To wyjaśnia, dlaczego ludzie są zdezorientowani, a być może skąd bierze się pewna ambiwalencja. Myślę, że na początku wojny wielu Palestyńczyków zareagowało na to, co postrzegali jako hipokryzję po stronie europejskiej. Europejscy urzędnicy mówili o tym, że Ukraina ma prawo do stawiania oporu, ale nie mówili tego samego o Palestyńczykach. I myślę, że niektórzy ludzie niekoniecznie się tym przejmują lub nie uważają, że powinni wspierać Ukrainę, ponieważ „Och, to tylko hipokryzja. Spójrz na to, jak traktują ukraińskich uchodźców i jak traktują uchodźców z Syrii”. Niestety taki proces myślowy istnieje.
A potem ze strony lewicowców, niestety, to była kompletna katastrofa. Zwłaszcza lewicowców w świecie zachodnim, takich jak palestyńska diaspora związana z zachodnią lewicą. Nie potrafię nawet znaleźć na to słów, po prostu mnie to wkurza, ponieważ oni po prostu wierzą w rosyjską dezinformację i myślą, że Ukraina jest tylko jakimś frontem bitewnym dla amerykańskiego imperializmu, i inne tego typu bzdurne opinie. Niestety, takie poglądy istnieją wśród palestyńskiej lewicy, a także, mówiąc ogólnie, wśród lewicy na całym świecie. Myślę, że ludzie, nie lewicowcy, ale ludzie w ogóle, być może reagują na te różne narracje i są zdezorientowani.
Na koniec chciałabym wrócić do twojego pierwszego pytania – że na Ukrainie ludzie mają tendencję do postrzegania rzeczy przez pryzmat Izraela. Istnieją historyczne powiązania między Ukrainą a społecznościami żydowskimi. Wielu Izraelczyków to potomkowie ocalałych z Holokaustu, wielu z nich pochodzi z Ukrainy. To oczywiście tworzy pewien rodzaj emocjonalnego przywiązania. Ale myślę też, że ludzie nie rozumieją izraelskiego projektu, izraelskiego projektu narodowego, jako nie tylko samostanowienia dla Żydów i schronienia dla nich, ale także jako kolonializmu osadniczego i wymazywania Palestyńczyków. Patrząc na region, myślą: „Tam jest tylu Arabów! I jest tylko ten mały kawałek dla Izraela, więc dlaczego Arabowie tak się bronią?”. Ale ważne jest, aby ukraińscy czytelnicy zrozumieli, że Palestyńczycy są rzeczywiście Arabami ze względu na pochodzenie etniczne, ale stanowią odrębną narodowość. Rozwiązaniem nie może być wyjazd arabskich Palestyńczyków gdzieś indziej w tym rozległym regionie. Są przywiązani do tego konkretnego miejsca, tak jak Ukraińcy są przywiązani do swojego.
Rozumiem, że to naprawdę trudne, nawet przed inwazją na Ukrainę. Jestem pewna, że ludzie mają swoje własne problemy, a Palestyna jest tak daleko. Ale naprawdę mam nadzieję, że rozmawiając ze sobą i dzieląc się naszymi doświadczeniami, możemy zastanowić się nad sposobami, w jakie jesteśmy połączeni i spróbować zbudować tego rodzaju solidarność między społeczeństwami – ponieważ mamy wspólnych wrogów. Siły autorytarne, które chcą zdławić demokrację, położyć kres wolnym narodom, zrekonstruować społeczeństwa i wymazać rdzenność i różnorodność – wszystkie są ze sobą zgodne. Więc ci z nas, którzy opierają się tym siłom, również powinni być zjednoczeni.