Już trzeci miesiąc z rzędu ukraiński lud walczy z rosyjskim najeźdźcą. Układ sił przed 24 lutego przypominał walkę Dawida z Goliatem: uboższym, ale lepiej wyposażonym systemem wojskowym Ukrainy z potężną machiną wojskową Rosji, która ma niewiarygodną przewagę w bombach, amunicji, sprzęcie i technologii. Jednak wraz z rozpoczęciem inwazji na pełną skalę Dawid zaczął pokonywać Goliata — wpłynęła na to krótkowzroczność naczelnego dowództwa przeciwnika, brak motywacji wśród rekrutów. Ale jedną z sił napędowych, która pokrzyżowała plany nowych własowców — i niemal główną — był i jest naród ukraiński, głównie jego robotnicy.
W ciągu tych dwóch miesięcy byliśmy świadkami niewiarygodnej mobilizacji najlepszych cech ukraińskiego ludu pracującego: faktycznie, pozostawieni bez żadnych poważnych środków zarobkowania ludzie oddawali ostatnie pieniądze na rzecz armii; wiele osób przyłączyło się do ruchów ochotniczych, które żywiły uchodźców i ubogich, szukały i organizowały dla nich schronienia; znajdowały sprzęt dla wojska, dostarczając go z narażeniem własnego życia na linię frontu — to samo dotyczyło pomocy humanitarnej dla zwykłych mieszkańców miast i wsi pod okupacją.
A przypadków chciwości — do oporu! Uchodźcy narzekali na ogromne ceny wynajmu nowych, choć tymczasowych, domów; wzrosły ceny żywności, ale nie pojawiły się ani podwyżki płac, ani możliwości znalezienia godnej pracy. Państwo zostało zmuszone do zejścia z neoliberalnego kursu w kierunku keynesizmu, ale jego środki ratowania gospodarki są niewystarczające. Ponadto próbowano przeforsować ustawy antypracownicze, mające na celu deregulację stosunków pracy — słynny projekt ustawy № 5388, który nie uzyskał wystarczającej liczby głosów w parlamencie.
Teraz gdy w niektórych rejonach frontu udało się przywrócić przynajmniej pozory spokojnego życia (tylko pozory, bo w innych rejonach nadal trwają walki, a gdzieś jeszcze w biały dzień dociera „bratnia miłość” w postaci rakiet i min, niszcząc spokojne miasta), warto przyjrzeć się, co tak naprawdę przyniosło nam to bolesne doświadczenie wojny. Obok strachu, ran, zubożenia, zacofania, masowej martyrologii, organizowanej przez okupantów w duchu francuskich kolonialnych ekspedycji karnych — niespotykaną jedność ludzi, samoorganizację, chęć niesienia sobie wzajemnej pomocy. Oczywiście, ujawnienie się tych cech przyczynia się do powstania ogromnego zagrożenia dla przyszłości każdego człowieka, które teraz jest bardzo dotkliwe. Ale to poczucie jeszcze długo nie osłabnie — w każdym razie wojna jeszcze się nie skończyła, a po niej nastąpi okres odbudowy — i ważne jest, aby nie tylko je zachować, ale także uświadomić sobie. Uświadomić sobie, aby zrozumieć — dokąd zmierzamy? Czy naprawdę potrzebujemy odgórnych wskazówek, aby organizować się do pożytecznej, społecznej pracy? Czy potrafimy pomagać sobie nawzajem, nie oczekując niczego w zamian? Czy wymęczone przez wszystkich słowo ukraińskiego słownika politycznego „decentralizacja” ma inne, bardziej humanistyczne znaczenie? Czy jest to walka o oligarchiczne państwo peryferyjnego kapitalizmu, czy o prawdziwą demokratyzację społeczeństwa, solidarność ludzi pracy, prawa i wolności? Czy Ukraińcy będą umieć stworzyć ogniwa oporu wobec tych nieuchronnych zmian tektonicznych, które popychają cały świat w otchłań wojny i cierpienia?
To, o czym kiedyś czytano tylko w podręcznikach historii, co zakurzyło się przez lata, teraz stoi przed Ukraińcami w całej swej rozciągłości — poczucie jedności i wzajemnej pomocy. Dlatego ważne jest, aby zasady solidarności i wzajemnej pomocy przenieść na czasy pokojowe, które nieuchronnie nastąpią, i kierować się nimi w celu budowania bardziej ludzkiego społeczeństwa.
Od wojny narodowowyzwoleńczej do rewolucji społecznej!