Poniżej przedstawiamy wam tłumaczenie artykuły z rosyjskiego portalu anarchistycznego Avtonom. Przez lata na naszym portalu publikowalismy sporo materiałów odnosnie antyfaszyzmu i skrajnej prawicy w Rosji, ale pierwszy raz prezentujemy próbę całościowego objęcia tego zjawiska. Oczywiście wiele spraw w artykule opisane jest dosyć pobieznie, ale oprócz ciekawostki dla zainteresowanych tematem, jest to też materiał do głebszej analizy. Dosyć dobrze pokazuje, dlaczego antyfaszyzm „apolityczny” nie jest długofalowym rozwiązaniem i opisuje pułapki braku głebszej ideologii. Mamy nadzieję, że będzie to dobry głos w dyskusji w temacie „jak robić antyfaszyzm”, która powinna się cały czas toczyć.
Ruch antyfaszystowski powstał w Rosji pod koniec lat dziewięćdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych jako odpowiedź na przemoc neonazistów: w tamtym czasie ultraprawica niemal codziennie atakowała migrantów, bezdomnych, punków i wszystkich innych, których nie lubili. W ciągu kilku dekad ruch ten zmienił się dramatycznie, przeżywając morderstwa swoich członków, liczne sprawy karne, a teraz rozłam z powodu wojny. Radio Swoboda opowiada historię rosyjskiej Antify. Autor: Jana Sachipowa.
„Chwała Rosji” – mówi mężczyzna w mundurze wojskowym, podnosząc butelkę piwa, gdy zespół Klowns występuje na scenie pod flagami tak zwanej „DRL” i „LPR”. Muzycy przyjechali do Doniecka w styczniu 2023 roku, aby, jak mówią, zrobić „dobrą rzecz” dla ludzi, którzy „żyli w kulturowej izolacji” przez dziewięć lat.
Dużą część widowni koncertu stanowili wojskowi.
Klowns był jednym z pierwszych i najpopularniejszych zespołów antyfaszystowskich w Rosji. Obecnie ze starego składu pozostał tylko wokalista Siergiej, który nie identyfikuje się już jako antyfaszysta. „Chcę, by Rosja była całością, by nie powtórzył się tu Majdan” – mówi.
Trzy miesiące później rosyjski antyfaszysta i anarchista Dmitrij Pietrow, który walczył po stronie Ukrainy, zostanie zabity sto kilometrów od Doniecka, niedaleko Bachmutu. „Jako anarchista, rewolucjonista i Rosjanin uznałem za konieczne wzięcie udziału w zbrojnym odparciu, jakie naród ukraiński dał okupantom Putina” – napisał Pietrow w liście, który chciał opublikować po swojej śmierci. – Zrobiłem to dla sprawiedliwości, aby chronić ukraińskie społeczeństwo i aby uwolnić mój kraj, Rosję, od ucisku. Dla dobra wszystkich ludzi, których podły system totalitarny stworzony w Rosji i na Białorusi pozbawia godności i możliwości swobodnego oddychania”.
Rosyjski ruch antyfaszystowski trudno było nazwać zjednoczonym przed lutym 2022 roku, a wojna na pełną skalę na Ukrainie dosłownie zepchnęła antyfaszystów na różne strony frontu. Ale wszystko zaczęło się zupełnie inaczej.
Lata Zerowe w Rosji
W 2002 roku 13-letnia Inessa Dymnicz poszła na swój pierwszy koncert, na którym wystąpił zespół Tarakany! W tym czasie Inessa nie interesowała się polityką — po prostu lubiła punk rocka. Przed jednym z kolejnych koncertów w Inessę i przechodzących w pobliżu ludzi rzucano butelkami, które uderzały w ścianę nad ich głowami. W tamtym czasie stawało się to powszechne: koncerty były regularnie atakowane przez nazistów.
Atakowane były zespoły wszystkich gatunków, od punka i hardcore’a po reggae i rap. Ruch antyfaszystowski jako taki jeszcze nie istniał, a koncerty często nie miały orientacji politycznej: ultraprawica po prostu nie lubiła punków i innych subkultur. Ataki miały miejsce nie tylko w samych klubach, ale także w drodze do nich.
„Kiedy jechałeś autobusem na koncert, musiałeś uważać na ludzi ubranych jak prawicowcy. Mogłeś zostać zaatakowany po wyjściu z autobusu, w każdej alejce. Wychodziłeś na ulicę jak na ring. Nigdy nie wiedziałeś, co cię po drodze uderzy — butelka, kamień, pięść. Niektórzy ludzie zaangażowali się w antyfaszyzm, bo byli po prostu zmęczeni ciągłymi atakami na koncertach” – mówi Inessa.
Musieliśmy chodzić grupami z metra, a o samych koncertach dowiadywaliśmy się z ust do ust: publiczne ogłoszenia były zbyt niebezpieczne. Nie zapobiegło to regularnym atakom, więc bywalcy koncertów musieli się bronić, ścierając się z nazistami — stopniowo kształtował się subkulturowy ruch antyfaszystowski. Z czasem antyfaszyści zaczęli organizować ochronę wydarzeń.
„Zbieraliśmy ludzi wokół metra z naszą grupą ochroniarską. Ci z paralizatorami otaczali tłum i prowadzili go do klubu. Jeśli ktoś poszedł sam do toalety lub do sklepu, mógł zostać zabity” mówi antyfaszysta Szura, który był ochroniarzem na koncercie. W tamtych czasach, jeśli ktoś przychodził na koncert bez broni, wszyscy patrzyli na niego ze zdumieniem: „Jesteś nieśmiertelny?”.
Inessa również zaangażowała się w ochronę koncertów. Interesowała się również ideologicznymi podstawami antyfaszyzmu: uważała za niedopuszczalne, aby ktokolwiek rozróżniał ludzi na podstawie ich narodowości lub wyglądu, a w tamtym czasie migranci i bezdomni byli atakowani niemal codziennie.
Koncepcja antyfaszystowskiego oporu sięga początków XX wieku we Włoszech i Niemczech, które wówczas szybko zmierzały w kierunku faszyzmu i nazizmu. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy ultraprawica zaczęła ponownie zyskiwać na sile w powojennym świecie, ruch antyfaszystowski również się odrodził. Podobnie jak skrajna prawica, nowi antyfaszyści byli nie tylko ruchem politycznym, ale także subkulturą ściśle związaną z muzyką i stylem — jednocześnie opierając się na pewnych zasadach ideologicznych. W tej formie ruch antyfaszystowski, czyli antifa, pojawił się w Rosji około 30 lat później.
W szkole średniej Inessa pisała na marginesach swoich zeszytów hasła takie jak „Wolność, równość i braterstwo”, „Przeciwko seksizmowi i homofobii” oraz „Za prawami zwierząt”. Idee te są uważane za istotną część ruchu antyfaszystowskiego przez wielu jego członków: klasyfikują się głównie jako lewicowcy — zwłaszcza anarchiści — wspierający idee samorządności i horyzontalnego społeczeństwa bez państwa i kapitalizmu. Poza muzyką i ogólnymi ideami, dla Inessy, która była wtedy młodsza niż większość jej towarzyszy, ważne było to, że była traktowana jak równa im — to było rzadkie.
Ale im dalej, tym było straszniej, mówi Inessa: w 2000 roku poziom przemocy ulicznej, w tym wobec antyfaszystów, stale wzrastał.
„Na początku, gdy ktoś został napadnięty, mówiliśmy sobie: ach, no cóż, tylko wpier**lili, no cóż, nic takiego. Potem mówiliśmy: „Och, po prostu mnie dźgnęli, w porządku”. Potem mówiliśmy: „Och, tylko uderzenie w głowę, ale nic to”. To się nasilało i nadszedł moment, w którym ludzie zaczęli mówić: „cóż, zostałeś postrzelony, ale to nic, żyjesz” – wspomina antyfaszysta.
Ale nawet broń palna nie była limitem. Pod koniec grudnia 2006 r. Inessa otrzymała wiadomość od przyjaciela, byłego administratora Antifa.ru Tigrana Babadżachiana. Tigran napisał, że w jego domu podłożono bombę. Wracając do domu, znalazł na klatce schodowej drewnianą tabliczkę z napisem „W mieszkaniu 213 mieszka x*** [rasy kaukaskiej]”. Tigran chciał ją wyrzucić, ale zauważył, że do tabliczki prowadzą podejrzane przewody. Gdy Inessa wracała do domu z uniwersytetu, kontynuowali pisanie SMS-ów – antyfaszysta powiedział mu, że zadzwonił na policję i bomba ma zostać rozbrojona. Jednak podczas inspekcji bomba eksplodowała, raniąc pięciu policjantów. Sam Babadżachjan nie został ranny.
Kilka miesięcy później neonaziści odpalili dwie eksplozje w pobliżu stacji metra Władymirska w Petersburgu — w pobliżu miejsca, w którym anarchiści karmili bezdomnych w każdą niedzielę w ramach kampanii „Jedzenie zamiast bomb”. Za pierwszym razem bomba eksplodowała na straganie z kwiatami, sprzedawca został ranny, a dwóch bezdomnych zostało odrzuconych do tyłu przez falę uderzeniową. Antyfaszyści spóźnili się na akcję i nie odnieśli żadnych obrażeń. Druga bomba wybuchła w McDonald’s niedaleko tego samego miejsca dwa tygodnie później. Sześciu klientów kawiarni zostało rannych. Sprawcy zamachów otrzymali wyroki od sześciu do 15 lat więzienia.
Również w 2007 r. odkryto bombę na antyfaszystowskim festiwalu muzycznym w Petersburgu.
„Na scenie była torba, stałam obok tego miejsca”, mówi Inessa. – W pewnym momencie ją wynieśli. To był duży festiwal, na który przyjechali ludzie z różnych miast, w tym grupa aktywnych moskiewskich antyfaszystów. Gdyby bomba wybuchła (w torbie znaleziono kulkę trotylu z zapalnikiem, a także mnóstwo śrub i nakrętek — RS), wszystkich by rozjeb***. Cały antyfaszyzm skończyłby się znacznie szybciej”.
Przemoc w odwecie
„W holu jednej ze stacji metra faszyści gromadzą się od dłuższego czasu. To jest ich miejsce spotkań, aby udać się do Lumumby (Rosyjski Uniwersytet Przyjaźni Ludowej — RS) i napierd**** czarnoskórych. Od dawna chcieliśmy tam pójść” – opisuje jeden z napastników w książce „Dać 3.14zdy”. – Wysłaliśmy tam zwiadowcę, on spojrzał i powiedział, że jest ich około piętnastu. A nas było siedemnastu. Pojechaliśmy tam i okazało się ich tylko sześciu. Ale skoro już tam dotarliśmy, to i tak na nich skoczyliśmy. Zrobiliśmy to całkiem inteligentnie, szliśmy normalnie przejściem, zbliżyliśmy się i zaatakowaliśmy. Trzech z sześciu od razu uciekło, reszta musiała cierpieć za wszystkich.
Podczas gdy na początku antyfaszyści bronili się tylko przed neonazistami, sami zaczęli atakować — na skrajnie prawicowych koncertach, rosyjskich marszach, akcjach Ruchu Przeciwko Nielegalnej Imigracji i innych zgromadzeniach nazistów i nacjonalistów. Takie metody były potępiane przez samych antyfaszystów, ale, jak wspominają rozmówcy RS, potrzeba przemocy była powszechna w ruchu w latach dziewięćdziesiątych.
„To była jedyna rzecz, która zadziałała”, uważa Inessa. – W końcu udało nam się zorganizować nasze wydarzenia bez ataków. Oczywiście, jak każda odpowiednia osoba, zastanawiam się, czy przemoc była naprawdę uzasadniona, ponieważ uderzanie ludzi w głowę nie jest dobrą rzeczą. Ale jakoś wydaje mi się, że w tamtym momencie nie można było postąpić inaczej.
Potrzebę przemocy uzasadnił w swojej książce „Czerwona księga Antify” prawnik Stanisław Markiełow, który sam stał się później ofiarą rosyjskich neonazistów. „Będziemy mówić o humanizmie, ale humanizm polega na ochronie ludzi, a nie na próbach zatuszowania choroby, abyśmy nie mieli siły walczyć z epidemią. Lepiej jest teraz słuchać oskarżeń o niehumanizm, niż spierać się o właściwą taktykę przed drzwiami komór gazowych” – napisał Markiełow.
Sami skrajnie prawicowi aktywiści boją się teraz organizować publiczne wydarzenia lub gromadzić się w miejscach publicznych. Zwolennicy brutalnych metod uważają, że pomogło to również zmniejszyć częstotliwość ataków na migrantów: naziści nie czuli się już bezkarni, a ogólnie ruch skrajnie prawicowy stał się mniej atrakcyjny dla nowych członków.
W pewnym momencie do ruchu antyfaszystowskiego zaczęli dołączać ludzie, których przyciągała sama możliwość walki, także w imię wzniosłych ideałów.
„Antyfaszyzm w swej istocie jest tak szczery, tak ludzki, tak miły. Jak długo nie biją cię po głowie butelką na ulicy” – mówi Michaił, muzyk antyfaszystowskiego zespołu Brigadir. – I, niestety, ludzie przychodzili z nastawieniem: „Faszyści są źli, chcieli nas okupować, mój dziadek ma kurtkę z medalem”. Zasadniczo ci z Kaukazu to też jakieś dzikusy, a każdy dzikus dostanie wpierdol od nas i naszych chłopaków”. Często byli to zwykli faceci, w tym seksiści i homofobi”.
Według rozmówców Radia Swoboda, dla większości ludzi przemoc nie była jednak najważniejszą rzeczą w ruchu. Antyfaszyści organizowali pikiety i demonstracje, malowali graffiti, karmili bezdomnych w ramach kampanii „Jedzenie zamiast bomb”, otwierali własne siłownie, organizowali turnieje sportowe i pokazy filmowe. Najczęściej ruch ten odbywał się poprzez muzykę i koncerty. Wielu, jak sądzi, po prostu potrzebowało towarzystwa, szansy na stanie się częścią subkulturowej społeczności: „Byli to ludzie po traumie ciężkiego dzieciństwa i przemocy lat dziewięćdziesiątych, którzy wierzą w lepszy świat, którzy idą i uderzają kogoś butelką w głowę i myślą, że ten lepszy świat nadejdzie”.
Morderstwa w Rosji
Rok 2008 w Moskwie. Około dwustu osób zebrało się na Czystych Prudach: protestowali przeciwko zwiększonej presji na aktywistów i dziennikarzy. Prawnik Stanisław Markiełow przemawia z mównicy: „Jestem zmęczony czytaniem kronik kryminalnych i wyłapywaniem list zabitych. To już nie jest praca. To już kwestia przetrwania”.
Rok po tym przemówieniu Markiełow zostanie zabity — z powodu jego zaangażowania w procesy przeciwko nazistom. Anastazja Baburowa, dziennikarka „Nowej Gazety”, również antyfaszystka, zostanie zastrzelona razem z nim.
Zabójstwa Stanisława i Baburowej były jednymi z ostatnich głośnych morderstw antyfaszystowskich w Rosji, ale wcześniej zdarzały się systematycznie. Według neonazisty Ilji Gorjaczewa, który później zeznawał w procesie BORN (Bojowej Organizacji Rosyjskich Nacjonalistów), w wielu przypadkach były one zlecane przez władze lub przynajmniej za ich cichą zgodą (powiązania między administracją prezydencką a nacjonalistami były znane nawet wcześniej).
Pierwsze zabójstwo członka ruchu antyfaszystowskiego miało miejsce w 2005 roku, kiedy to naziści sześciokrotnie dźgnęli nożem 20-letniego Timura Kaczarawę. Sześć miesięcy później 19-letni Alexander Riuchin został zadźgany na koncercie.
„Mieliśmy iść razem z nim, ale bardzo się spóźniłam” – mówi Inessa. – Kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam wciąż odkryte ciało. Myślałam, że to inna osoba. Pamiętam ten moment bardzo dobrze: staliśmy przy scenie, koncert jeszcze się nie zaczął, ludzie płakali. Pomyślałem wtedy: biedni ludzie, znali tego gościa. Potem przyjaciel powiedział mi: „Cóż, sama go znałaś, to Sasza”. I w końcu do mnie dotarło. Pamiętam, jak z bólu gryzłam rękaw bluzy, bo to było nie do zniesienia. Miałam wtedy 17 lat”.
Drugą osobą, którą Inessa widziała osobiście, był Aleksiej Kryłow. Był w grupie antyfaszystów idących na koncert punkowy i został zaatakowany przez ultraprawicowców. Kryłow nie był specjalnie namierzony przez nazistów — został zabity przez przypadek.
W 2009 r. został zastrzelony Iwan Chutorskoj, jeden z najbardziej aktywnych i znanych członków ruchu, który nosił przydomek Kostołom ze względu na swój regularny udział w walkach z neonazistami. Jego nazwisko i adres były regularnie publikowane na neonazistowskich stronach internetowych, Chutorskoj został kilkakrotnie poważnie ranny, a czwarty atak zakończył się morderstwem.
Reakcją antyfaszystów było zdemolowanie biura prokremlowskiego ruchu Młoda Rosja, którego szefa, Maksima Miszczenkę, uważali za głównego sojusznika nazistów w Dumie. Uczestnicy akcji nazwali ją symboliczną i podkreślili, że w ataku nikt nie ucierpiał.
Inessa, Szura i inni antyfaszyści uważają, że śmierć Chutorskoja była wielkim ciosem dla wielu osób w ruchu: uważali go za starszego brata, na którym można się wzorować. Chutorskoj był prawnikiem w Fundacji Dzieci Ulicy, która pracowała z dziećmi znajdującymi się w trudnej sytuacji — a Inessa mówi, że jego relacje z antyfaszystami, którzy często pochodzili z rodzin niepełnych, wyglądały podobnie.
„To niesamowite dla ludzi z zewnątrz, że nawet ponad 10 lat później nie tylko pamiętamy, nie tylko chodzimy na grób Chutorskoja, ale to tak, jakby ten człowiek nadal odgrywał jakąś rolę w naszym życiu” – mówi. – W rzeczywistości, w momencie śmierci Wani, niektórzy z „bazy” ruchu byli już w więzieniu za fałszywe sprawy, niektórzy musieli się ukrywać z tych samych powodów. Brzmi to patetycznie, ale to był prawdopodobnie koniec pewnej ery.
Koniec epoki
Rok 2010. Kilkaset osób na placu przy stacji Trubnaja w Moskwie: zapowiedziano tu zgromadzenie na występ antyfaszystowskich zespołów muzycznych. „Mam nadzieję, że nie ma tu frajerów, którzy myślą, że przyszli na koncert?” – zamaskowany mężczyzna mówi do megafonu — a tłum rusza, by zdemolować administrację miasta Chimki pod Moskwą. Budynek jest obrzucany bombami dymnymi i butelkami, okna są wybijane, a na ścianach malowane jest graffiti.
Antyfaszyści wystąpili w obronie lasu Chimki, który władze postanowiły wyciąć pod budowę autostrady. Protest był spowodowany atakiem na ekologów przez osoby z nazistowskimi tatuażami na kilka dni przed wydarzeniem. Podczas wiecu antyfaszyści wspominali również Michaiła Bekietowa, dziennikarza i obrońcę Lasu Chimkowskiego, który dwa lata wcześniej został pobity przez nieznanych napastników. W wyniku ataku Bekietow doznał kalectwa i zmarł kilka lat później.
Po ataku wszczęto sprawę karną z artykułu „chuligaństwo”, w związku z którą zatrzymano i przesłuchano wielu aktywistów i dziennikarzy. Niektórzy z nich opuścili Rosję: „Sytuacja była wtedy taka, że albo wyjeżdżasz, albo idziesz do więzienia” – mówi Szura.
Dwóch antyfaszystów, Aleksiej Gaskarow i Maksim Sołopow, zostało aresztowanych. Dwóch innych, Peter Siłajew i brat Maksima Denis Sołopow, którym udało się uciec z Rosji, zostało umieszczonych na międzynarodowej liście poszukiwanych. Gaskarow został niespodziewanie uniewinniony rok po otwarciu sprawy, a Sołopow otrzymał wyrok w zawieszeniu na dwa lata.
Po otwarciu sprawy Placu Błotnego w następnym roku, która również dotyczyła antyfaszystów, presja na środowisko lewicowe znacznie się nasiliła.
Mniej więcej w tym samym czasie skrajna prawica również zaczęła być aktywnie prześladowana. Rok przed sprawą w Chimkach doszło do zamieszek na placu Maneżowym, kiedy tysiące fanów piłki nożnej i nacjonalistów zebrało się na wiecu upamiętniającym Jegora Swiridowa, który został zabity podczas bójki z ludźmi z Kaukazu. Po wiecu wszczęto ponad 20 spraw karnych za chuligaństwo i przemoc wobec funkcjonariuszy publicznych. Zapoczątkowało to presję władz na głównie prawicowe środowisko kibicowskie, chociaż wkrótce po starciach na Maneżowym wybrani przedstawiciele kibiców zostali nawet zaproszeni na spotkanie z Putinem.
Wyroki więzienia zostały również nałożone na członków wielu bojowych grup neonazistowskich, z których niektóre działały od lat: NSO-Północ, NS/WP, Narodowo-Socjalistyczna Partia Robotnicza Rosji i inne.
Równolegle ruch skrajnie prawicowy zaczął odchodzić od przemocy ulicznej i reform, stopniowo przechodząc do sfery prawnej. Neonaziści zaangażowali się w rozwiązywanie problemów społecznych — na przykład w ochronę osiedla Rechnik przed wyburzeniem i różne akcje społeczne.
„Następnie zaczęli pracować nad wizerunkiem nacjonalisty z ludzką twarzą: nie zwierzęcym grymasem neonazizmu, ale czymś bardziej strawnym dla przeciętnego Rosjanina” – zauważa Wiera Alperowicz z Centrum Informacji i Analiz Sowa, które zajmuje się między innymi ksenofobią. – Nawet jeśli chodzi o ksenofobiczne protesty, prawie zawsze koncentrowały się one nie na nastrojach antyimigranckich, ale antypolicyjnych.
W 2011 r. aresztowano członków Bojowej Organizacji Rosyjskich Nacjonalistów (BORN), którzy zabili wielu migrantów i antyfaszystów — w szczególności Markiełowa, Baburową, Chutorskoja i innych. Kilku oskarżonych w tej sprawie otrzymało wyroki dożywocia.
Ostatnią ofiarą grupy był moskiewski sędzia Edward Czuwaszow, który prowadził sprawę przeciwko nazistowskiemu gangowi Białych Wilków i inne sprawy dotyczące zabójstw migrantów.
„BORN był ostatnim punktem w tej historii” – mówi Alperowicz. – Zabójstwo sędziego pokazało, że całkowicie stracili rozum. Jeśli w latach dziewięćdziesiątych władze mogły przymykać oko na morderstwa lub ataki na ludzi pracujących na rynku, to sędzia Moskiewskiego Sądu Miejskiego to już za dużo”.
Dwa tysiące dziesiąty w Rosji
Ruch antyfaszystowski zmienił się znacząco na początku 2010 roku: gwałtowna konfrontacja z ultraprawicą w dużej mierze straciła na znaczeniu, a działania bezpośrednie stały się praktycznie niemożliwe ze względu na zwiększoną kontrolę policji. Antyfaszyści w dużej mierze przeszli do innych działań: na przykład demonstracji politycznych, aktywizmu środowiskowego, ochrony zwierząt, ochrony praw pracowniczych, wsparcia dla organizacji LGBT i tak dalej.
Inessa jest zaangażowana w działania na rzecz praw człowieka od 2011 roku: „Moja dusza jest spokojna, ponieważ nie chodzę już po głowach nazistów, ale robię rzeczy, które są zgodne z tymi samymi ideami. Teraz, między innymi, zajmuję się nauką, piszę pracę na temat dyskryminacji systemowej. Moje wartości się nie zmieniły, po prostu ewoluowały i pogłębiły się”.
Jednak wielu antyfaszystów, którzy początkowo byli motywowani ulicznymi starciami z nazistami, miało trudności z tą transformacją. Zgodnie z obserwacjami Inessy, niektórzy z nich, nawet po zadomowieniu się w społeczeństwie, zaczęli pić i wdawać się w bójki w obliczu kryzysu tożsamości:
„Kiedy mieliśmy model wojny ulicznej, był do bani, ale był bardzo jasny. Kiedy to się skończyło, wiele osób przestało rozumieć, jak i co robić. Myślę, że tak, jak dla naszych rodziców był to upadek Związku Radzieckiego. Mieli plan: będę miał 22 lata, skończę studia i wyślą mnie do Zadupowa, w Zadupowie poznam żonę lub męża, potem będziemy mieli dzieci i tak dalej. A potem ten plan zniknął, a oni: osso chozzi? Plan był do kitu, oczywiście wcale nie chciałem do Zadupowa, ale co mam teraz zrobić?”.
Mimo to, problem skrajnie prawicowej przemocy nie zniknął całkowicie w 2010 roku. Naziści nadal atakowali migrantów i antyfaszystów — na koncertach lub po prostu na ulicy — choć rzadziej i z niewielką liczbą zabójstw lub bez nich (na przykład członek zespołu Brigadir, Michaił mówi, że w 2018 roku został zaatakowany w Petersburgu przez grupę skrajnie prawicowych aktywistów). Dlatego niektórzy antyfaszyści nadal angażowali się w ochronę — teraz nie tylko koncertów, ale także, na przykład, wydarzeń feministycznych i LGBT. Ale głównym zagrożeniem dla antyfaszystów nie byli ich tradycyjni przeciwnicy, naziści, ale państwo.
„To jest różnica między latami zerowymi a dziesiątymi”, mówi antyfaszystka Szura. – W latach zerowych wiedziałeś, skąd nadchodzi zagrożenie, wybierałeś poziom tego zagrożenia i poziom swojego zaangażowania. Ale w dziesiątkach robiłeś to, co robiłeś wcześniej, ale teraz to władze mogły na ciebie naciskać.
Represje w Rosji
Kulminacją nacisków na antyfaszystów ze strony władz była sprawa „Sieci” z 2017 r.: 11 antyfaszystów w Penzie i Petersburgu zostało aresztowanych pod zarzutem udziału w społeczności terrorystycznej, która rzekomo chciała „zdestabilizować sytuację w kraju”. Materiał sprawy opierał się w dużej mierze na zeznaniach oskarżonych, którzy, podobnie jak niektórzy świadkowie, byli torturowani. Wiele osób wymienionych w sprawie natychmiast opuściło Rosję, a wraz z nimi inni antyfaszyści, którzy obawiali się o swoje bezpieczeństwo.
Aresztowani zostali później skazani na kary od 3,5 do 18 lat pozbawienia wolności. Centrum Praw Człowieka Memoriał uznało ich za więźniów politycznych.
W październiku 2018 r. 17-letni Michaił Żłobicki wysadził się w powietrze w budynku FSB w Archangielsku, pisząc wcześniej w jednym z telegramów, że służby bezpieczeństwa „fabrykują sprawy i torturują ludzi”. Po tym nastąpił nowy ciąg przeszukań i spraw karnych przeciwko anarchistom.
W 2018 r. aresztowano matematyka Azata Miftachowa, oskarżonego o podpalenie biura Jednej Rosji. W tym samym roku 14-letni Kirył Kuźmin został zatrzymany w Moskwie za rzekome przygotowywanie eksplozji na Rosyjskim Marszu. Potem była sprawa przeciwko anarchiście Wiaczesławowi Łukiszewowi, ściganie aktywistów z Czelabińska za transparent wspierający osoby zamieszane w sprawę „Sieci”, aresztowanie krymskiego anarchisty Jewgienija Karakaszewa za wiadomość na czacie i inne sprawy karne, z których wielu towarzyszyły tortury.
W 2022 r. dodano nowy powód prześladowań — wojnę. Prześladowania dotknęły uczestników ruchu lewicowego o antywojennym nastawieniu, ale wśród antyfaszystów były też osoby o przeciwnych poglądach.
Wojna
„Uważam, że nie mogę zająć neutralnego lub antywojennego stanowiska. Rosja musi wygrać” – mówi Siergiej, wokalista zespołu Klowns, który zagrał koncert w Doniecku w styczniu 2023 roku. – To nie tylko konfrontacja między Rosją a Ukrainą, ale między dwoma systemami — systemem zachodnim, z którego wyłania się Ukraina, i samym światem rosyjskim. Postrzegam siebie jako jego część.
Siergiej uważa Ukrainę za agresora i mówi, że Rosja „powinna była rozpocząć »operację specjalną« wcześniej” – wtedy nie trwałoby to tak długo. Siergiej nie nazywa już siebie antyfaszystą. Określa swoje poglądy jako komunistyczne, ale nie widzi odpowiedniego zamiennika dla obecnego rządu: „Nie straciłem krytycznego myślenia. I oczywiście nie mówię, że Putin nie powinien zostać zastąpiony. Mamy konstytucję, mamy instytucję wyborów. Oczywiste jest, że nie budzą one zaufania wielu ludzi. Musisz jednak działać zgodnie z prawem.
Siergiej nie jest jedynym byłym lub obecnym członkiem ruchu antyfaszystowskiego, który popiera rosyjską agresję na Ukrainie. Są też tacy, którzy poszli walczyć po stronie Rosji — niektórzy już w 2014 roku. Na przykład Anton Fatułajew, pseudonim Dołbiła, dobrze znany w społeczności antyfaszystowskiej, zginął w Donbasie w sierpniu 2014 roku — pojechał tam po zwolnieniu z kolonii karnej, w której był więziony za walkę z ultraprawicą.
Ale tacy ludzie stanowią mniejszość w ruchu antyfaszystowskim, mówią rozmówcy Radia Swoboda. Wielu antyfaszystów i anarchistów jest zaangażowanych w aktywizm antywojenny, podczas gdy inni poszli walczyć po stronie Ukrainy.
Anarchista D. (rozmówca RS poprosił o identyfikację jako taki), który przeniósł się z Rosji na Ukrainę kilka lat temu, mówi, że obudził się rano 24 lutego z powodu eksplozji — a przed obiadem poszedł zarejestrować się do obrony terytorialnej: „Nie wiem, jak sytuacja mogła zostać rozstrzygnięta inaczej. Kiedy mieszkałem w Rosji, wierzyłem, że rządowi należy stawić czoła militarnie. Więc kiedy zaczęła się „pełna skala”, wybrałem zasadniczo to samo”.
Na początku wojny grupa antyfaszystów i anarchistów (składająca się głównie z Rosjan) utworzyła Pluton Antyautorytarny w ramach obrony terytorialnej. Po pewnym czasie pluton został rozwiązany — jak twierdzą jego członkowie, z powodu biurokracji wojskowej — a część osób przeniesiona do innych jednostek. D. mówi, że obok niego walczą ludzie o różnych poglądach — wśród nich zna nacjonalistów, których uważa za przyzwoitych ludzi i mówi, że pojęcie to jest inaczej postrzegane na Ukrainie:
„Ukraiński nacjonalizm ma w swoim rdzeniu tendencje antyimperialistyczne i wyzwoleńcze. Krytykuję prawicowców w wielu kwestiach, ale nie mogę zaprzeczyć, że na przykład Azow stanął w Mariupolu na bardzo wysokim poziomie, dokonując bohaterskiego czynu. Nie popieram ideologii nacjonalistów, ale nie ma tam dyskursu „musimy wyrżnąć migrantów”. Spotkać osobę, która otwarcie wyznaje ultraprawicowe poglądy, to coś, czego musisz szukać, są one wręcz marginalne.
Anarchiści często podkreślają, że walczą nie o „skorumpowane i oligarchiczne” państwo ukraińskie, ale o społeczeństwo i ludzi — których kulturę i tożsamość, jak zauważa D., Rosja celowo próbuje zniszczyć. Nazywają wojnę imperialistyczną, odnosząc się do agresywnych celów Rosji. Ale niektórzy antyfaszyści, którzy wolą nie opowiadać się po żadnej ze stron, rozumieją „wojnę imperialistyczną” inaczej, wierząc, że zachodni imperializm stoi za państwem ukraińskim:
„To wojna między kapitałem rosyjskim a ukraińskim, który działa przy wsparciu innego kapitału” – przekonuje wokalista Oleg Smirnow z antyfaszystowskiej grupy Brigadir. – Ukraina broni swojego prawa do wyboru, czy chce służyć kapitałowi rosyjskiemu, czy europejskiemu. Tak, oczywiście, Rosja jest agresorem w tej sytuacji. Ale to nie znaczy, że ukraińscy robotnicy muszą iść i walczyć przeciwko niej. Nie powinni brać udziału w imperialistycznych i kapitalistycznych kłótniach. Jest tylko jedno rozwiązanie — masowa dezercja; niech generałowie walczą między sobą.
Inny członek Brigadira, Michaił, nie zgadza się z nim i nie rozumie, jak można oczekiwać socjalistycznej rewolucji, gdy rakiety uderzają w domy, a miliony ludzi stały się uchodźcami. Z punktu widzenia humanistycznych i pacyfistycznych ideałów, wzywanie do wysyłania Leopardów na Ukrainę jest złe, mówi antyfaszysta, ale nie możemy teraz obejść się bez dostaw broni z krajów zachodnich.
Wielu członków ruchu antyfaszystowskiego opuściło walkę uliczną, ale zrealizowało się w obszarach, które były zgodne z ich zasadami. Dla innych główną motywacją do przyłączenia się do ruchu była otoczka, muzyka, styl i uliczna przemoc. „Zamiast walczyć z nazistami, równie dobrze mogliby walczyć o swoją dzielnicę” – mówi Inessa.
Pozbawieni spójnej bazy — bezpośredniego sprzeciwu wobec neonazistów — rosyjscy antyfaszyści przestali być jednolitym ruchem, a wojna tylko podkreśliła ten rozłam. „W ruchu zawsze byli apolityczni antyfaszyści, staliniści, twardogłowi maczyści, inni dranie. A teraz nastąpił kryzys i ludzie podzielili się na różne obozy” – mówi D.
Szura, która pomaga uchodźcom i wspiera Ukraińców – „tych, którzy bronią swojego domu” – również uważa, że antyfaszyści, którzy teraz mają prowojenne poglądy, wyróżniali się w ruchu już wcześniej: „To ludzie, którzy już wcześniej byli zepsuci. Oglądam filmy [z koncertów prowojennych zespołów antyfaszystowskich] i myślę: To szumowiny — tego się po nich spodziewałam. Więc nic się nie zmieniło”.
Michaił przypisuje rozłam, między innymi, środowisku, w którym wszyscy dorastali: uważa, że nie należy oczekiwać adekwatności od ludzi, którzy zawsze żyli przemocą — wielu z nich, jego zdaniem, ma problemy psychiczne z tego powodu.
Prawie żadna z osób, z którymi RS przeprowadziło wywiady, nie mieszka już w Rosji. Prawie wszyscy zgadzają się, że w najbliższej przyszłości Rosji nie czeka nic dobrego.
„Oczywiście wojna się skończy, ale od razu nie będzie lepiej. A najgorsze jest to, że aby było lepiej, najpierw musi być bardzo źle. Aby wszystko się rozpadło, a potem można było zbudować coś z tych resztek” – mówi Inessa, która jest obecnie członkinią Feministycznego Oporu Antywojennego, uczestniczy w wydarzeniach publicznych i jest wolontariuszką w organizacjach pomagających ofiarom ataku Rosji na Ukrainę.
Przyszłość ruchu antyfaszystowskiego — przynajmniej w formie, w jakiej powstał 20 lat temu — pozostaje niejasna. Przemoc może powrócić na rosyjskie ulice, uważa Michaił, ale niekoniecznie będzie to ta sama konfrontacja: „Nie mogę powiedzieć, że problem z nazistami ustąpił. Ludzie o skrajnie prawicowych poglądach z bronią nigdzie nie zniknęli, zagrożenie nadal istnieje. Po prostu teraz konfrontacja odbywa się w inny sposób: «Rosja-Ukraina», a nie «fa-antifa»”. Tym bardziej że znaczenie słowa „faszyzm” zostało wypaczone przez rosyjską propagandę: „W rosyjskiej retoryce Zełenski jest teraz rzekomo po stronie fa, a Putin po stronie antify”.
To powiedziawszy, rozmówcy RS twierdzą, że ludzie z doświadczeniem w zorganizowanym ruchu antyfaszystowskim robią teraz wiele dobrego — od pomocy zatrzymanym protestującym antywojennym i uchodźcom po wolontariat i zbieranie funduszy. „Żyję chwilą”, mówi Michaił. – Nie ma już wiary w to, że sytuacja poprawi się w najbliższej przyszłości. A skoro jest tak źle, to warto starać się, by przynajmniej w tej chwili było mniej źle”.