Władza nie jest w stanie istnieć bez propagandy. Bo tylko tak można ukryć nepotyzm, kolesiostwo i zwykłe kradzieże. IPN w swojej propagandzie przekracza granicę absurdu, co powoduje ludzką odrazę. PiS może liczyć na swoje wiernych wyznawców ze skrajnej prawicy, bo niezależnie od kombinacji literek pod którymi się ukrywają, zawsze niosą ze sobą ten sam brunatny smród.
Kilka dni temu na profilu Akcji Narodowej pojawiła się relacja z akcji, do przeprowadzenia której zmobilizowano autonomicznych nacjonalistów z dwóch miast – Warszawy i Łodzi. Na biedacko zmontowanym wideo widzimy jak chłopaki w liczbie 5 wywieszają dwa banery, które tego samego ranka zdjął ZDM i lepią plakaty w obronie IPNu, bezpiecznej przystani dla nazioli poprzedniego pokolenia, którzy po tym jak znudził im się aktywizm, zaczęli czytać i pisać lipne książki.
Film zostaje upubliczniony 4 tygodnie po akcji. Szkoda, że chłopaki nie informują w opisie, że zdecydowana większość plakatów zakończyła swój żywot nie przetrwawszy tygodnia, a te które umknęły uwadze przechodniów zostają dojechane do zera w weekend, a okolica przyzdobiona zwięzłymi hasłami „jebać IPN”.
Dziwi też, że obecny na akcji redaktor naczelny faszystowskiego pisemka „Szturm”, Grzegorz Ćwik, obeznany chyba z rodzimym językiem, nie zauważył, że jego koledzy lepią plakaty z błędem fleksyjnym. Otóż jeśli chcecie bronić biednego IPNu, to pamiętajcie, że bronicie TĘ instytucję, nie TĄ. Jaka fleksja, taki flex.