„Stawia zatem [Piłat] ostatnie pytanie „Cóż to jest prawda?” A Jezus nie odpowiada nic, nie ma dla Piłata żadnej nauki. Odnajdujemy tutaj znowu rodzaj utajonego szyderstwa, wyzwanie, prowokację wobec władzy. Jezus mówi do Piłata w taki sposób, aby nie zostać zrozumianym. Po długiej wędrówce po tekstach, które odnoszą się do Jezusa w obliczu władz politycznych i religijnych, znajdujemy ironię, pogardę, „brak współpracy”, obojętność, a czasem oskarżenie. To nie jest powstaniec, to „fundamentalny” kontestator!” – pisał Jacques Ellul w swojej książce „Anarchia i chrześcijaństwo” (https://anarchiaichrzescijanstwo.wordpress.com/). Słowa te zyskują zupełnie nowe znaczenie w krajobrazie po protestach przeciwko Europejskiemu Kongresowi Gospodarczemu.
18 kwietnia był dniem wyjątkowo intensywnym. W Warszawie kilkadziesiąt tysięcy osób na związkowej demonstracji i duży protest przeciwko TTIP, w Katowicach natomiast ok. 200-osobowa demonstracja przeciwko decydowaniu nad naszymi głowami o kierunkach rozwoju gospodarczego. Wieczorem natomiast okupacja jednej z katowickich kamienic, zakończona wtargnięciem antyterrorystów i dotkliwym pobiciem squatersów. Na tym represje jednak się nie skończyły. W kilku miastach (Warszawa, Poznań, Katowice, Kraków, Wrocław) odbyły się pikiety przeciwko policyjnej brutalności. Uczestnicy tych spontanicznych zgromadzeń zostali spisani, wrocławski protest został w zasadzie rozbity przez funkcjonariuszy.
Emocje powoli stygną, bitewny kurz opada. Z całego kraju do organizatorów manifestacji antykongresowej napływają środki finansowe na pomoc prawną dla tych, którzy na kilka godzin ośmielili się zająć pustostan i wywiesić na jego elewacji niepoprawne politycznie hasła. Pora więc na polityczną interpretację minionych zdarzeń.
Wyłoniły się już dwa zasadniczo odmienne stanowiska wokół Antykongresu. Pierwsze, prezentowane przez Centrum Informacji Anarchistycznej, polega na ukazywaniu jego uczestników jako pokojowych aktywistów, którzy zostali brutalnie spacyfikowani przez represyjny aparat państwa. Drugie, sformułowane przez redakcję serwisu Grecja w Ogniu, oparte jest na dostrzeżeniu, że protest i okupacja kamienicy w dniu, gdy międzynarodowe elity zjechały się do Katowic, to działanie siłą rzeczy konfrontacyjne. W narracji GwO zwrócono także uwagę, że okupujący kamienicę nie ograniczyli się jedynie do biernego oporu wobec działań policji.
Oba te podejścia jawią się jako dogmatyczne i odległe od sedna sprawy. Produkowana przez CIA narracja służy bowiem wybieleniu ruchu anarchistycznego, GwO tymczasem chce dodać mu pikanterii, posypując pieprzem papryczkę chilli. Publicyści obu serwisów zapominają o rzeczy zasadniczej: o fundamentalnej niemożliwości porozumienia się faktycznych antysystemowców z sługami systemu. Policja, sądownictwo, głównonurtowe media są jedynie aparatami, które działają w konkretnych ramach. Przestrzeń między tymi wąskimi ramami mogą oczywiście różnie konfigurować, nigdy nie wyjdą jednak poza modelowanie naszej rzeczywistości za pomocą czysto technicznych narzędzi. Radykałom natomiast nie zależy na przesuwaniu suwaków, przestrajaniu trybów w machinie państwa. Zależy im, by te tryby się zatarły, by machina przestała działać. Wytwarzane przez system i fundatorskie dla niego kategorie, takie jak np. interes narodowy czy bezpieczeństwo publiczne, są dla radykałów nie tylko niemożliwe do przyjęcia, ale nawet do zrozumienia.
Zdarza się oczywiście, że radykałowie (przez system nazywani czasem „pajacami”, „politycznymi outsiderami itp.) próbują się dostosować i wchodzą do głównonurtowej debaty. Zawsze jednak oznacza to, że ktoś wyrwał im kły. Przedstawicieli Ruchu Narodowego można spokojnie pokazywać w telewizji. Zgodzili się na pudrowanie twarzy, by nie błyszczała w świetle reflektorów. Pokornie zarejestrowali swe organizacje w sądzie. Zgodnie z procedurami zgłosili swych kandydatów w komitetach wyborczych. Występują pod imieniem i nazwiskiem bez obawy, że włos spadnie im z głowy. Partycypują w systemie demokracji przedstawicielskiej, marzy im się marsz przez instytucje. Ich bohaterów czci nawet urzędujący prezydent RP. Takie próby wejścia do systemu i brylowania w mediach mamy także z lewej strony. Piotr Szumlewicz chętnie pokazuje się w telewizji i próbuje ukazywać lewicowych antysystemowców jako niewinnych działaczy społecznych. Nawet, gdy czasem zdarzy się mu rozsądna wypowiedź (np. stwierdzenie, że wspieranie rozwoju gospodarczego za wszelką cenę jest niemądre), to przykryje je dziesięcioma idiotyzmami, takimi jak choćby wiara w nieograniczoną niemal sprawczość ustaw i prawa pisanego. W istocie więc jego język jest zupełnie nieszkodliwy, a on sam przybrał pozę postaci nader groteskowej – oficjalnego radykała, w dodatku gotowego zawsze do dyskusji z neofaszystami.
Anarchiści, którzy zdecydowali się 18 kwietnia na konfrontację z sednem obecnego porządku, czyli bizensowymi elitami i zbrojnym ramieniem państwa, myślą zupełnie inaczej. Zasłonili twarze, nie tylko z uwagi na bezpieczeństwo swoje i swoich bliskich, ale także dlatego, że ich „Ja” nie ma tu znaczenia – znaczenie ma bezkompromisowa walka oraz wytworzona na kanwie tej walki wspólnota przyjaźni i krwi. To ich wyróżnia spośród szarych mas znacznie bardziej, niż najbardziej choćby ekstrawagncki wygląd zewnętrzny. Nie mają oni swoich bohaterów na pomnikach. Nie są zdolni do rozmów w telewizji – z odkrytą twarzą, z imieniem, nazwiskiem i nazwą organizacji (nielegalnej w świetle obowiązującego w Polsce prawa) na pasku, odpowiadając na pytania Stokrotki, która szukałaby złotego środka między radykałem a zaprosznym oponentem, wywodzącym się z lokalnych struktur Platformy Obywatelskiej. Potrafiliby natomiast, gdyby zaszła potrzeba, okupować wejście do budynku telewizji albo zakłócić jakiś znany program publicystyczny. Język i kategorie systemu są im fundamentalnie obce. Zależy im za to na ciągłym napieraniu na ramy technicznej organizacji współczesnego społeczeństwa. Każde przesunięcie tych ram wytworzy oczywiście kolejne tarcia i kolejny opór.
Prawicowi radykałowie przetworzyli się w legalnych opozycjonistów, którym zależy na zmianach detali, ale nie na zerwaniu fundamentów. Uznali państwo i prawo pisane, które dla anarchistów zawsze będzie obce i wrogie. Chcą policji, wojska, rozwoju narodu, gospodarki opartej na pracy najmnej, wzrostu PKB. Nie kwestionują żadnych pryncypiów. Tymczasem anarchiści zdają sobie sprawę, że ład instytucjonalny jest przygodny, że to tylko wypadkowa takiego, a nie innego stanu gospodarki i społeczeństwa. W tym więc sensie podejmowane przez CIA próby wpisania się w debatę publiczną wydają się chybione. Ale i sztuczne robienie przez GwO groźnych min w sytuacji, gdy i tak buchający ogień parzy dwie zantagonizowane strony, nie ma większego sensu.
Na koniec pozostaje życzyć towarzyszkom, które prawdopodobnie zostaną postawione przed sądem, by miały dość zimnej krwi, by zachować się jak Chrystus w obliczu Piłata.
Kapitał ludzki stawia opór!