Kilka dni temu daliśmy w internet nasz plakat z okazji kolejnej rocznicy Stanu Wojennego. Na którym pojawił się Jaruzelski oraz Pinochet. Wywołał on spore kontrowersje i trochę nas ta reakcja zdziwiła.
Zanim odpowiemy, dlaczego zdecydowaliśmy się na takie, a nie inne porównanie, przyjrzyjmy się tym, którzy ów plakat skrytykowali.
Jaruzelski – nie nasz bohater
Mamy tutaj dwie główne kategorie. Pierwszą z nich są różnego rodzaju fani PRLu, apologeci Stanu Wojennego czy też zwolennicy autorytarnego komunizmu. Z ich strony pojawiły się opinie w stylu tego, że Jaruzelski był „mniejszym złem”. Czy też wręcz był zbawcą Polski! Przecież ci, którzy zginęli z wyniku państwowych represji dostali za swoje i ich śmierć była w ich opinii jak najbardziej słuszna.
Pojawili się nawet jacyś zagubieni staliniści z pierdoletami o tym, jak to popieramy „zachodni imperializm”. Ci, którzy zawsze będą pozytywnie oceniali okres PRL i różnych stojących na jego czele aparatczyków. Z tymi osobami nigdy nie będzie nam po drodze. W związku z tym ich opinie i gorzkie żale również mało nas interesują.
Drugą grupą są ludzie, którzy oburzyli się na nieprawidłowe porównanie. Słusznie zauważając, że reżim Pinocheta był dużo bardziej krwawy i okrutny niż rządy generała Jaruzelskiego. W związku z tym nie powinniśmy tych postaci stawiać obok siebie. To właśnie przede wszystkim tym osobom chcielibyśmy odpowiedzieć.
Geneza porównania
Porównywanie obu generałów zaczęło się dobre kilka lat temu. Kiedy to skrajna prawica robiła różne szopki w rocznicę Stanu Wojennego, krzycząc o „antykomunie” i dyktaturach. Ruch anarchistyczny czy antyfaszystowski często przy tych okazjach zwracał więc uwagę na to, że prawicowcy, protestując przeciwko „komunie” sami bez cienia żenady podniecają się dużo bardziej krwawym dyktatorem, jakim był Pinochet.
Dla nacjonalistów bowiem to nie mordowanie i torturowanie przeciwników politycznych było problemem. Nie były też problemem cenzura, represje polityczne i rozbijanie strajków. Problemem było jedynie to, że to nie oni byli tymi, którzy represjonowali, torturowali i pociągali za spust. To właśnie z takim podejściem poznańskie środowiska anarchistyczne zakłóciły kilka lat temu demonstrację Młodzieży Wszechpolskiej i innych nacjonalistów. Na czele z transparentem o treści, która znalazła się tez na naszym plakacie. Wtedy nie wydawało się to budzić aż tak wielkich emocji, jak ostatnio.
Na grafikach politycznych czy też w krótkich sloganach czasami stosuję się uproszczenia. Czasami są one mniejsze, czasami większe. W naszych oczach Jaruzelski nie był jakimś odizolowanym przywódcą państwa, który pojawił się znikąd. Był wiernym sługą zbrodniczego systemu, który od 1946 roku splamił się katowaniem tysięcy ludzi w aresztach. Tysiącami egzekucji, wywózkami, czystkami etnicznymi mniejszości narodowych i krwawym tłumieniem wystąpień robotniczych. Co prawda w 1981 sytuacja wyglądała już nie tak tragicznie jak wcześniej, ale wciąż była to kontynuacja tego samego systemu. Właśnie dlatego uznajemy uproszczenie zastosowane na plakacie za do przyjęcia.
Hiperbolizacja i propaganda
Oczywiście można nam zarzucić spłycanie problemu. Takie jest ryzyko ze stosowaniem skrótów myślowych w propagandzie politycznej. Grafiki na plakatach to nie artykuły historyczne, gdzie można zagłębić się w niuanse czy wyjaśniać dokładnie swoje stanowisko. Musi być krótko i do rzeczy. Czasami musi być szokująco. Jeśli będziemy za każdym razem bać się, że nasze porównania są nieprawidłowe, to możemy dojść do sytuacji, gdzie będziemy musieli analizować każde hasło i slogan i zastanawiać się, czy można go używać. Czy ludzie powinni na demonstracjach przestać krzyczeć „policja-gestapo”?
Czy popularny jeszcze do całkiem niedawna slogan- „policja-faszystowskie świnie” powinien być porzucony, bo urąga ofiarom faszyzmu? Idąc tym tropem, czy nasz plakat, na którym pojawia się Kaczyński oraz Jaruzelski też powinien być zarzucony? Przecież prezes nie wyprowadził na ulicę czołgów? Czy Białorusini krzyczący na omonowców „faszysty” powinni się wstydzić, bo omonowcy w końcu wcale nie są faszystami?
Zgadzamy się, że trzeba mieć zawsze rękę na pulsie i pilnować, żeby zbytnio nie spłycić tematu. Także, by nie posuwać się w swoich porównaniach do absurdu. Konstruktywne dyskusje o tym, czy stosowane wybiegi propagandowe są odpowiednie i adekwatne do sytuacji są oczywiście zawsze potrzebne. Jesteśmy na nie otwarci. Mamy tylko nadzieje, że ci, którzy się tak oburzali w internecie na nasz plakat, potrafią poświęcić równie dużo energii na walkę ze skrajną prawicą.
Z antyfaszystowskim pozdrowieniem!