Podjęcie nauki w jakiejkolwiek szkole wyższej czy (dla wielu) nawet średniej robi się coraz droższe na całym świecie. Niesprawiedliwy system wynagrodzeń staje się nieadekwatny do świata, w jakim żyjemy, nieadekwatny do stale rosnących potrzeb. Ludzie muszą się zadłużać pożyczkami i kredytami, zatrudniać w nisko dochodowych, najemnych miejscach pracy, często godząc się na wyzysk w imię „premii”, jak niska by ona nie była – tylko po to, by przybliżyć swoje odległe, a często i tak nieosiągalne marzenia o względnie dostatnim i spokojnym życiu. Coraz częściej rozważaną kwestią jest migracja w poszukiwaniu lepszych, życiowych perspektyw. Bądźmy świadomi tego (na koniec do tego wrócę), iż migracja ekonomiczna jest nieodłącznym czynnikiem gospodarki kapitalistycznej.
Jak nie trudno się domyślić, w tej sytuacji, w świecie ciągle rosnących potrzeb, zyskują jedynie konserwatywno-liberalni przedsiębiorcy, gdyż cała neoliberalna, kapitalistyczna ekonomia nie pokrywa się z potrzebami tych uboższych, którzy jednak przeważają na tej planecie. Obecnie tylko w Ameryce Łacińskiej tysiące pracujących, młodzieży, uczniów i studentów prowadzą walki z policją nasłaną przez władzę, która broni wpływów możnych i uprzywilejowanych. W Wenezueli rządzi skorumpowany dyktator, który sprywatyzował i podporządkował sobie niemal wszystko, łącznie z władzą sądowniczą. W Kolumbii padł pomysł sprywatyzowania uniwersytetów co, jeśli doszłoby do skutku, zamknie młodych ludzi w kole niewolniczej pracy dla nauki, która też wolna nie jest. W Chile zaś młodych ludzi nie stać już, by iść nawet do szkół średnich – rodzice nie wyrabiają finansowo – zatem pozostaje im emigrować do jakiejś najemniczej pracy, która „czyni wolnym”, bo przecież będą mogli sobie zarobić na płatną szkołę wieczorową… No naprawdę genialne… Zysk i wyzysk ciągle rosną.
Wszystko dzięki „magicznemu” neoliberalizmowi zapoczątkowanemu przez Margaret Thatcher i podchwyconego w wielu krajach, gdzie zachodziły wówczas „przemiany gospodarcze”, a dokładniej powrót do systemu starych monarchii i burżuazji. Niestety ludzie dali się tym „patentem” ponownie ogłupić i średnia jakość życia znów zaczyna lecieć na łeb. Polska nie jest tu wyjątkiem, wpadła w to samo bagno. Jednak coraz więcej ludzi jest w stanie zauważyć, że co rusz pojawiające się nowe „iphony” (z każdym miesiącem coraz droższe, sięgające lub przewyższające wartość wynagrodzenia za najemniczą, bezsensowną pracę) nie są w stanie zapewnić stabilnego i spokojnego życia, w którym ludzkość miałaby dostęp do nauki i należytej opieki zdrowotnej – do rozwoju.
Niestety w tym problemie pojawia się kolejny. Kapitaliści za pomocą władz państwowych, oczywiście też z hierarchami religijnymi na czele, próbują kanalizować ludzkie niezadowolenie i złość wynikającą z tak jawnej niesprawiedliwości. Ludziom, tym którym brakuje już perspektyw i marzeń, wciska się, że winni temu są oni sami, gdyż ciągle za mało z siebie dają i muszą starać się bardziej (by tak naprawdę zasilić konta najmożniejszych). Wciska się im też to, że winni temu są uchodźcy, uciekający tak naprawdę dokładnie przed tym samym – przed brakiem perspektyw, których pozbawił ich kapitalizm ingerujący w tamtejsze kraje, kuszący władzę i struktury religijnej hierarchii.
Wielu, śmiało można rzec, odważnych, podjęło walkę z władzami w tak zwanych „arabskich wiosnach”. Protesty rozciągnęły się na wiele krajów Bliskiego Wschodu, nieustannie wyzyskiwanych przez bogatą cywilizację zachodu i lokalnych imperialistów. Tak, to właśnie w wyniku „arabskich wiosen” uprzywilejowani pobudzili ponownie do życia nacjonalizm i religijny radykalizm jako obronę przed domagającymi się poprawy warunków bytu, stabilizacji tu i teraz, rozwoju już nie tylko finansowego, ale i umysłowego, oczekującymi spokojnego jutra ludźmi.
Walka nie okazała się owocna. Wielu wpadło i wpada nadal w wir wojny, represji politycznych, etnicznych, wyznaniowych. Ostatnią szansą okazała się migracja tudzież uchodźstwo. Szansa jak najbardziej mylna w systemie gospodarczym, któremu podlega większa część świata. Uciekająca ludność nie zdawała sobie sprawy z tego, że wpadnie w sidła dokładnie takiej samej władzy, przed którą uciekli. Ponownie muszą zmagać się z brakiem perspektyw. Analogicznie w tym samym czasie z brakiem perspektyw zmagają się społeczeństwa Europy i, jak pisałem wyżej, jedyną obroną tego systemu przed niezadowolonym społeczeństwem jest zamknięcie jego oczu na zbieżność sytuacji z ludźmi tu przybywającymi. W związku z tym władza i kościół (pączki w neoliberalnym maśle) muszą dostosować się do znanego już „rozwiązania” – pobudzenia nacjonalistycznych i religijnie radykalnych wartości, wskazanie słabszego przeciwnika i wyeliminowanie go z debaty, a jeśli to nie pomoże to…