W setną rocznicę powstania w Gruzji przeciwko sowieckiej aneksji, walka o niezależność od rosyjskich rządów pozostaje główną siłą napędzającą powszechną mobilizację, która narastała w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Jednak dzisiejszy ruch wskazuje na horyzont wykraczający poza wybór między Europą a Rosją, dwiema imperialnymi potęgami walczącymi o wpływy w regionie. Wyraża on rosnący społeczny gniew zarówno na lokalny autorytarny reżim, jak i na uchwyt, w jakim zagraniczne potęgi gospodarcze trzymają cały Kaukaz.
W przeciwieństwie do dominującego dyskursu medialnego, ta powszechna mobilizacja nie jest po prostu żądaniem integracji Gruzji z Unią Europejską. Z daleka może to przypominać rewolucję Majdanu z 2014 r. na Ukrainie, ale aby zrozumieć głęboki chaos, jaki reprezentuje ta konkretna walka, musimy przyjrzeć się jej bliżej.
Ten artykuł został przygotowany przez gruzińskiego antyautorytarystę na wygnaniu w porozumieniu z lokalnymi kolektywami w Tbilisi, Kutaisi i Zugdidi. Zdjęcia dzięki uprzejmości მაუწყებელი / Mautskebeli. Sami Gruzini określają swój kraj nazwą Sakartvelo
Wprowadzenie
Aby zrozumieć, co dzieje się na ulicach Gruzji bez popadania w nostalgię lub powstańczy romantyzm, musimy wsłuchać się w wyraz społecznego gniewu. Ten artykuł jest skierowany do czytelników na Zachodzie, zwłaszcza w Europie Zachodniej, gdzie wiele osób jest uwięzionych w redukcyjnym kampizmie, który przedstawia ruch w Gruzji – a także inne walki w kontekście postsowieckim, takie jak na Ukrainie czy w Czeczenii – jako po prostu zgodne z interesami bloku euroatlantyckiego, pomijając geopolityczne interesy wobec rosyjskiego imperializmu i wewnętrznej polityki autorytarnej.
Inni, przyglądający się z dystansu, wpadają w zdezorientowaną radość. Nagły przypływ uwagi mediów – na skalę, na którą najwyraźniej nie zasłużyliśmy nawet podczas wojny w 2008 roku – opowiada tylko część historii, skupiając się na powstańczej estetyce złotych gwiazd i europejskich flag powiewających dzielnie w obliczu armatek wodnych.
Aby przyciągnąć uwagę Zachodu, potrzebna jest albo tragedia, albo spektakl. W ciągu ostatnich kilku dekad doświadczyliśmy wielu tragedii. Ale najnowsza historia terytoriów postsowieckich pozostaje ponurą plamą na tle wojen i konfliktów, nie na tyle bliską, by naprawdę przykuć uwagę konsumentów mediów, nie na tyle odległą, by wzbudzić poczucie winy.
W naszym kraju spektakularne są bardzie góry niż ulice. Tym razem jednak obrazy protestujących z fajerwerkami, sceny bezpośredniej konfrontacji z policją, twarze pokryte krwią, wywarły wpływ zarówno na korporacyjne media, jak i na powstańców.
Francuska sieć informacyjna BFMTV relacjonuje zamieszki na żywo z alei Rustaveli w Tbilisi, podczas gdy gruziński premier, Irakli Kobachidze, używa dyskursu, który słyszeliśmy już z tego samego kanału podczas ruchu Żółtych Kamizelek we Francji, mówiąc o „brutalnych zamieszkach” i „atakach na siły prawa i porządku”. Europejscy politycy wyrażają szok z powodu policyjnej przemocy i potępiają nieproporcjonalne użycie aparatu represji, podczas gdy rządząca Gruzją partia „Gruzińskie Marzenie” transmituje sceny policyjnych oskarżeń i nalotów na demonstracje w Europie w ramach własnej antyzachodniej propagandy.
Skąd więc ta cała uwaga? Jakie geopolityczne i gospodarcze stawki leżą u podstaw tych wydarzeń? Widzimy siły prozachodnie i prorosyjskie, lokalny autorytarny reżim ocierający się o BRICS [transnarodowy sojusz obejmujący Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA] i euroatlantycką skrajną prawicę, neoliberalny progresywizm stosujący mordercze metody. Ale o co walczy gruzińska ludność, jakie są powody jej gniewu wobec rządu i jego coraz bardziej autorytarnej polityki?
Aby uzyskać głębsze zrozumienie niż to, które można uzyskać z obrazów docierających do Europy Zachodniej, musimy umiejscowić wydarzenia w ich bezpośrednim kontekście lokalnym, a jednocześnie ująć je w ramy okresu poradzieckiego w ogóle.
A National Protest Movement in the Context of Local Authoritarianism
Chociaż protestujący wychodzą na ulice przez całą noc w ciągu ostatniego tygodnia i nabierają rozpędu w kilku miastach, są oni częścią ruchu społecznego, który rozpoczął się wiosną ubiegłego roku przeciwko ustawie o „zagranicznych agentach”.
W tym kontekście wybory parlamentarne zostały wyraźnie sfałszowane w celu utrzymania władzy przez partię rządzącą: Gruzińskie Marzenie, kierowanej przez oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego.
Jeszcze przed deklaracją premiera o zawieszeniu dyskusji na temat integracji Gruzji z Unią Europejską do 2028 r., ludzie organizowali demonstracje, aby zakwestionować wyniki wyborów i wezwać do nowych wyborów. Policja brutalnie rozpędzała te demonstracje, brutalnie atakując i aresztując ludzi; demonstranci musieli stawić czoła nieumundurowanym napastnikom, a także więzieniu i innym formom represji prawnych. Jednak strajki, rezygnacje z pracy w państwowej biurokracji i mobilizacje uczniów w regionalnych szkołach tylko nabrały rozpędu, wykraczając poza kwestię wyborów. Ludzie okupowali gruzińskiego nadawcę publicznego, First Channel. W protestach uczestniczą już istniejące kolektywy, w tym mieszkańcy regionów peryferyjnych, którzy już wcześniej opierali się projektom niszczącym środowisko, ruchy studenckie walczące o dostęp do mieszkań, kolektywy queerowe i feministyczne oraz ludzie mobilizujący się przeciwko eksmisjom.
Dziś groźba autorytaryzmu wisi nad wszystkimi, zwiastując ustanowienie stanu wyjątkowego i godziny policyjnej w celu stłumienia możliwości protestu, a także reformę biurokracji państwowej – manewr mający na celu masowe zwolnienia przeciwników i wszystkich osób uznanych za krytyczne wobec reżimu.
Jednocześnie nasilają się represje policyjne: aresztowano setki osób, w tym nieletnich i młodych dorosłych; policja wysłała wiele osób do szpitala, pozostawiając jednego młodego mężczyznę na intensywnej terapii, przeprowadzając masowe przeszukania oraz bijąc i upokarzając ludzi na ulicach. Funkcjonariusze policji, którzy chcą zrezygnować, sami są represjonowani przez swoich kolegów, jak ujawnił funkcjonariusz, który opuścił kraj. Od kilku nocy to „zonderebi”, „titushkebi” – uzbrojeni, ubrani po cywilnemu „siłacze” zatrudnieni do „brudnej roboty” – krążą po ulicach, brutalizując demonstrantów i dziennikarzy. Rząd ogłosił również reformę policji, ułatwiającą dostęp do służby bez konieczności przechodzenia przez konkurencyjne egzaminy, aby przyspieszyć rekrutację nowych funkcjonariuszy w celu osiągnięcia zdolności do stłumienia ruchu, który obecnie przybiera rozmiary narodowe.
O ile partia Gruzińskie Marzenie doszła do władzy w 2012 r., sprzeciwiając się neoliberalnemu rządowi Micheila Saakaszwilego i jego krwawemu państwu policyjnemu, to od tego czasu zaczęła reprezentować ten sam system policyjny. Wykorzystuje przemoc policyjną i sądową w trójstronnej formie: Represje uliczne w stylu francuskim (broń przeciw zamieszkom, kotłowanie, pobicia i tym podobne), represje sądowe w stylu rosyjskim (aresztowania i wyroki więzienia dla aktywistów i przeciwników) oraz przemoc mafijna (pobicia przez „bandytów”, przemoc wymierzona w ludzi w ich domach, groźby wobec krewnych i członków rodziny) przypominające metody reżimu Micheila Saakaszwilego, który opuścił urząd w 2013 roku.
Uogólniona wściekłość na „Kotsi” i „Natsi” – derogatoryjne terminy określające odpowiednio partię rządzącą i opozycję, Zjednoczony Ruch Narodowy (UNM), a także ich sojuszników – jest widoczna w tyradzie obelg skierowanych przeciwko obu obozom podczas wieców. Ludzie są zbyt rozgniewani, by używać wyrafinowanej retoryki; obelgi padają w telewizji i podczas publicznych wystąpień. Z tego samego powodu politycy UNM są odpędzani przez demonstrantów, z których niektórzy cierpieli pod ich reżimem, zanim Gruzińskie Marzenie doszło do władzy. „Opór wobec reżimu policyjnego, który pozwolił temu rządowi przejąć władzę, będzie również oznaczał jego koniec” – deklarują aktywiści podczas swoich przemówień, zwłaszcza podczas wieców organizowanych w celu uwolnienia wszystkich zatrzymanych.
To odrzucenie obu partii odzwierciedla głęboki sprzeciw wobec władz i odmowę poddania się karykaturalnym dualizmom, które promują: zachodni projekt cywilizacyjny kontra rosyjski projekt wojenny, progresywizm kontra obskurantyzm, podporządkowanie się zachodniej hegemonii kontra podporządkowanie się imperializmowi terytorialnemu, ultraliberalny nacjonalizm kontra ultrakonserwatywny nacjonalizm. Punkt, w którym te dualizmy się zbiegają, jest również ich punktem krytycznym: nieokiełznane działania policyjne, polityka uniemożliwiająca życie, eksploatacja zasobów naturalnych w ramach globalnego rynku imperialnego, zubożenie ludności w zamian za gospodarcze i geostrategiczne sojusze z obcymi mocarstwami.
Aby delegitymizować ruch, rząd używa retoryki ożywiającej podziały związane z „polaryzacją”, stawiając polityków UNM w centrum uwagi. Rząd przedstawia się jako gwarant suwerenności narodowej w obliczu zagrożenia wojną z północy i niebezpieczeństwa zamachu stanu ze strony sił zachodnich, nieustannie manipulując przykładem Ukrainy w celu siania strachu. Porównują obecny ruch do powstania na Majdanie, aby argumentować, że nie jest on samorządny, lecz kontrolowany przez zwolenników Majdanu i UNM, podkreślając, że ukraińska rewolucja doprowadziła do setek ofiar śmiertelnych, a następnie do wojny.
Ta antyukraińska retoryka minimalizuje zarówno wymiar społeczny, jak i formę sprawczości specyficzną dla ruchu Majdanu, której nie można zredukować wyłącznie do sił neonazistowskich. Jest ona spójna z antywojenną retoryką stosowaną podczas kampanii wyborczej. Sposób, w jaki rząd pokazywał obrazy wojen jako reklamę wyborczą, dowodzi, że za iluzją utrzymania pokoju kryją się najbardziej nikczemne metody utrzymania władzy. Rządzący wykorzystują traumy naszej zbiorowej pamięci, które pozostają nierozwiązane – nie tylko po wojnie, która miała miejsce w 2008 roku, ale także po burzliwych latach 90-tych, w których ruchowi niepodległościowemu towarzyszył pucz, wojna domowa i konflikty międzyetniczne.
Ustawa o „zagranicznych agentach”
Obecne brutalne użycie policji i represji prawnych zostało ułatwione przez nowe ustawodawstwo przyjęte wiosną ubiegłego roku, które służy również jako podstawa ideologicznej retoryki opartej na antyzachodnim autorytaryzmie.
Ustawa dotycząca „przejrzystości wpływu sił zagranicznych” przywraca projekt, który został porzucony półtora roku temu po masowych protestach. Ustawa została przyjęta zeszłej wiosny, rok później, po dwóch miesiącach demonstracji i obejściu prezydenckiego weta.
Wzorowane na rosyjskim pierwowzorze, prawo to wymaga, aby każda organizacja non-profit otrzymująca 20% rocznego dochodu ze źródeł zagranicznych – niezależnie od tego, czy są to dotacje, czy indywidualne fundusze – zarejestrowała się jako „podmiot reprezentujący interesy zagranicznej siły”. W lokalnej gospodarce charakteryzującej się brakiem dotacji publicznych i alternatywnych źródeł dochodu, wbrew oficjalnej retoryce, prawo to nie zagraża tak dużym organizacjom pozarządowym, jak małym stowarzyszeniom, związkom i niezależnym mediom, a także lokalnym i samorządnym kolektywom.
Premier Irakli Kobachidze otwarcie stwierdził, że ustawa ta ma na celu przede wszystkim uciszenie ośrodków oporu i walki podczas briefingu 3 grudnia: „Zbudujemy tamę Namokhvani”. Implikacją było to, że wraz z wprowadzeniem tej ustawy nic nie stanie na przeszkodzie realizacji megaprojektów hydroelektrycznych, uważanych za szczyt rozwoju gospodarczego. Kobachidze odnosił się do ruchu Doliny Rioni, który jest obecnie określany jako prozachodni, mimo że trzy lata temu był określany jako prorosyjski. Ruch ten, samostanowiąca walka ekologiczna prowadzona przez miejscowych, której udało się zmusić turecką firmę do wycofania się z budowy megahydroelektrycznej tamy, stał się jednym z głównych celów w retoryce rządu; przedstawiają go jako zagrożenie dla tak zwanej suwerenności energetycznej i niezależności. W odpowiedzi na oświadczenie premiera, mieszkańcy doliny trzymali transparent na wiecu w Tbilisi: „Zapora Namokhvani nie zostanie zbudowana”.
Oprócz ruchu Rioni Valley, wiele lokalnych ruchów oporu walczy z niesprawiedliwością społeczną i środowiskową spowodowaną przez duże projekty gospodarcze, w tym eksploatację i wydobycie zasobów naturalnych.
W Mingrelii, w zachodniej Gruzji, mieszkańcy wioski Balda mobilizują się, aby zapobiec rozpoczęciu prac budowlanych nad projektem rozwoju ekoturystyki, obejmującym prywatyzację rzeki, ziemi i przestrzeni życiowych, a także znaczne zniszczenie zboczy górskich.
W Szukruti mieszkańcy walczą z eksploatacją gleby w celu wydobycia manganu przez firmę Georgian Manganese brytyjskiej spółki holdingowej Stemcor. Z powodu eksplozji wioska zapada się pod ziemię, zabierając ze sobą domy mieszkańców. Zwykłe czuwania okupujące plac budowy zostały tej jesieni przeniesione do parlamentu w Tbilisi, z bardziej radykalnymi formami protestu: strajkami głodowymi i zaszytymi ustami.
Geopolityka energetyczna
Ale za tymi małymi ludowymi walkami kryją się stawki wielkich graczy gospodarczych: Chin, Rosji, Turcji, Azerbejdżanu, Iranu i oczywiście Unii Europejskiej. Ich walka o władzę przekłada się na międzyimperialne sojusze, konflikty i wojny, w których energia jest bronią par excellence.
Wojna w Ukrainie i sankcje przeciwko Rosji wzmocniły geostrategiczną pozycję Gruzji w ramach projektów infrastruktury gospodarczej, takich jak korytarz gazowy i naftowy, zasoby hydroelektryczne oraz morskie i lądowe szlaki tranzytowe. Ustawę o zagranicznych agentach przedstawia się jako gwarant realizacji takich projektów. Jednocześnie rząd przyjął ustawę offshore, ustawę anty-LGBT i poprawki do ustawy o emeryturach, a także podpisał memoranda energetyczne i gospodarcze z Turcją i Chinami.
Wszystko to wydaje się być częścią strategii zbliżenia z BRICS, w szczególności z Chinami i Azerbejdżanem, w celu wzmocnienia handlu poprzez rozszerzenie swojej roli jako korytarza tranzytowego. Gruzja odgrywa strategiczną rolę w Inicjatywie Pasa i Szlaku (BRI), chińskiej inicjatywie mającej na celu stworzenie „nowego jedwabnego szlaku” poprzez integrację korytarza gospodarczego Chiny-Azja Środkowa-Azja Zachodnia. Zaangażowanie Gruzji opiera się na dwóch kluczowych projektach: budowie nowego portu w Anaklii, który ma stać się głównym węzłem komunikacyjnym, oraz linii kolejowej Baku-Tbilisi-Kars, która ma wzmocnić połączenia logistyczne między Azją a Europą.
Ta strategiczna pozycja umożliwia gruzińskiemu rządowi wywieranie presji na Unię Europejską, w szczególności ze względu na jego zaangażowanie w kolosalny projekt budowy ogromnego podmorskiego kabla elektrycznego, który transportowałby energię elektryczną dostarczaną przez Azerbejdżan do Unii Europejskiej, przechodząc przez Morze Czarne w Gruzji. Znaczna część tranzytu energii już odbywa się przez rurociągi przechodzące przez Gruzję, w tym ropociąg BTC (Baku-Tbilisi-Ceyhan) i gazociąg SCP (South Caucasus Pipeline), które łączą Morze Kaspijskie z Turcją przez terytorium Gruzji.
Biorąc pod uwagę te geostrategiczne sojusze na rzecz podboju zasobów, widzimy, że uproszczony podział świata na dwa główne bloki – z jednej strony blok euroatlantycki, a z drugiej Rosja – nie ma już sensu. Teraz musimy rozumieć geopolityczną szachownicę jako przestrzeń wielobiegunową. Podobnie, z geopolitycznego punktu widzenia, partia Gruzińskie Marzenie sprzymierza się zarówno z rządami skrajnej prawicy euroatlantyckiej (Donald Trump, Viktor Orbán), jak i z regionalnymi mocarstwami w oparciu o populistyczny, suwerenistyczny i konserwatywny dyskurs. Z ekonomicznego punktu widzenia – pod względem drapieżnej polityki wydobywczej i zamiaru wywłaszczenia i zubożenia ludności – jest ona w pełni zgodna ze zglobalizowanym rynkiem kapitalistycznym wraz z obozem postępowym.
Prawo anty-LGBT
Aby wzmocnić konflikt społeczny już zainicjowany przez ustanowienie zachodniej hegemonii w tym kraju, w szczególności poprzez ingerencję instytucji i organizacji pozarządowych w sferę gospodarczą i kulturalną, rząd umiejętnie przywłaszczył sobie antyzachodni dyskurs, wzbudzając sympatię części populacji pogardzanej przez „prozachodnią” część. Ta retoryczna maskarada pozwala mu ustawić pewne „grupy społeczne” jako kozły ofiarne, aby uzasadnić ustanowienie autorytarnego reżimu w obronie „pokoju, tradycji i suwerenności gospodarczej”. Oprócz tych, którzy „blokują” niezależność energetyczną, jest to „grupa LGBT”, która rzekomo stanowi jedno z głównych zagrożeń dla naszej tożsamości kulturowej i religijnej.
Jest to kontekst, w którym 2 grudnia weszła w życie nowa ustawa anty-LGBT, zwana „Ustawą o wartościach rodzinnych i ochronie nieletnich”. Ustawa, która zrównuje relacje homoseksualne i tożsamość płciową z kazirodztwem, kryminalizuje same osoby queer, a także dostęp do opieki zdrowotnej, którą prawo uznaje za „manipulację medyczną”. Oprócz społeczności queer, prawo kryminalizuje również wszelkie formy wsparcia, demonstracji, zgromadzeń publicznych lub publicznego stanowiska, które można określić jako „propagandę pro-queer”. Kolektyw Queer Resistance napisał o zastosowaniu ustawy w swoim „antyfaszystowskim manifeście”:
„W Gruzji, gdzie prawie milion ludzi opuściło kraj w poszukiwaniu pracy w ciągu ostatnich pięciu lat, jedno na troje dzieci żyje w skrajnym ubóstwie, podczas gdy systemy edukacji i opieki zdrowotnej są w ruinie, chciwy oligarcha oparł swoją kampanię wyborczą na fałszywych obietnicach pokoju i propagowaniu sztucznej nienawiści”.
„Kryminalizując część populacji – osoby queer – oraz legalizując nienawiść i cenzurę w celu ustanowienia totalitarnej kontroli, prawo określa również jako przestępców wszystkich i wszystko, co sprzeciwia się ustawodawstwu tego zła”.
W obliczu zubożenia i powszechnego zadłużenia ludności, sytuacji, w której banki i prywatne służby sprawują władzę absolutną, podczas gdy kwestia tożsamości narodowej wciąż pozostaje do zdefiniowania, konieczne stało się stworzenie nowego wizerunku wroga. Ten wróg nie jest daleko w Rosji czy Turcji, ale tuż przed naszymi oczami, siłą zaimportowany przez Zachód: wróg, którego samo życie, a także pojawienie się w miejscach publicznych, zagraża naszej moralności i tradycjom oraz przyczynia się do problemów demograficznych. Jest to część operacji mającej na celu przekierowanie gniewu związanego z problemami społecznymi, mająca na celu zastąpienie starego archetypu wroga nowym, jako katalizatora do budowy tożsamości.
Jeśli jednak odpowiedzialność za kryminalizację osób queer spoczywa na rządzie, to zachodni imperializm seksualny ponosi pewną odpowiedzialność za instrumentalizację kwestii queer. Podczas gdy misjonarze „praw człowieka” mieli chronić uciskane mniejszości, ultrakonserwatywna reakcja uczyniła z nich jeden z pierwszych celów, używając argumentu antyzachodniego. Queerwashing tylko wzmocnił podział społeczny i kulturowy, oddzielając „religijnych obskurantów” od liberalnych postępowców. Rząd wykorzystuje kwestię LGBTQ z taką energią, ponieważ wie, jak sprowokować silne napięcie kulturowe i egzystencjalne, odtwarzając tę opozycję i broniąc obozu anty-postępowego, który jest pogardzany przez politykę „cywilizacyjną”.
Pragnienie Zachodu?
Ten masowy ruch protestu, który był reprezentowany jedynie jako proeuropejskie wiece, ma swoje własne specyficzne formy organizacji, społeczności i wzajemnej pomocy.
Jest to coś, czego nigdy nie można znaleźć na ulicach Europy. Podczas wieców na alei Rustaveli, tradycyjne tańce, pieśni ludowe i religijne zajmują centralne miejsce; fajne dzieciaki z pokolenia Z wykrzykują slogany – „Gaumarojos Sakartvelos” – które równie dobrze można by usłyszeć z ust „obskurantów” jako toast za ojczyznę, wolność i kościół; matki towarzyszą swoim dzieciom.
Matki towarzyszą swoim dzieciom – w próżnej nadziei, że ochronią je przed policyjną przemocą. Krzyk matki – „Puść ją, to moje dziecko” – stał się hasłem przewodnim protestu, teraz wypisanym na graffiti. Babcie, gdy jeszcze mają siłę się poruszać, są otaczane i chronione przez demonstrantów przed ostrzałem z armatek wodnych; księża wychodzą z kościoła Kaszweti, by udzielić schronienia prześladowanym demonstrantom.
Za maskami przeciwgazowymi, tarczami pomalowanymi cyframi „1312”, kryje się również idea wspólnoty, która wyraża się przede wszystkim jako poczucie zbiorowej przynależności, miażdżone przez całą historię jego istnienia, i nadaje oporowi politycznemu silny wymiar kulturowy, a nawet egzystencjalny.
Aleja Rustaveli była świadkiem wielu policyjnych, wojskowych i paramilitarnych nalotów od czasu ruchu niepodległościowego w latach 90-tych. Protestujący z „pokolenia rodziców” przywołują pamięć o 9 kwietnia 1989 r., dacie, która wyznacza tragiczny początek ruchu niepodległościowego ze śmiercią młodych protestujących zmiażdżonych pod rosyjskimi czołgami. Wykorzystanie sił nieumundurowanych i manipulacja wokół kwestii wojny przywołują pamięć zbiorową: zbrodnie wojenne paramilitarnej grupy Mkhedrioni, szczególnie w regionach Mingrelia i Abchazja, zbiorową traumę wynikającą ze zniszczenia zarówno ciał, jak i dusz po masakrach Osetyjczyków i Abchazów, czystkach etnicznych Gruzinów i przymusowych przesiedleniach, a także zerwaniu więzi międzyetnicznych i rodzinnych.
Aby zrozumieć, co kryje się za tym, co można interpretować jako pragnienie Zachodu, musimy pamiętać o historii. Po osmańskim, imperium carskie, a następnie imperium sowieckie uczyniły Rosję jedną z głównych potęg kolonialnych rządzących Gruzją.
Aby przypomnieć przebieg najnowszej historii wyzwolenia, Gruzja, a następnie Czeczenia ogłosiły niepodległość w 1991 roku, przed upadkiem ZSRR. Wszystko to miało miejsce w krajobrazie naznaczonym intensyfikacją zarówno nacjonalistycznych, jak i etnonacjonalistycznych walk, wzywających do secesji mniejszościowych grup etnicznych znajdujących się pod ochroną ZSRR (Górski Karabach, Abchazja, Osetia).
Po zamachu stanu w stolicy wybuchła wojna domowa między gruzińskimi separatystami, kierowanymi przez Zviada Gamsakhurdię, a puczystowską opozycją, która stała się Radą Państwa kierowaną przez byłego przywódcę komunistycznego Eduarda Szevardnadze. Wojna ta przerodziła się w tak zwany konflikt międzyetniczny w latach 1991-1993 w Abchazji.
Wojna z Rosją w 2008 r., choć miała miejsce w innym kontekście niż w latach 90-tych, ożywiła te same rany związane z konfliktami etnicznymi i terytorialnymi. Tym razem to Osetia Południowa, kolejny region zamieszkany głównie przez mniejszości etniczne, została zajęta przez Federację Rosyjską.
Ale nie popełnijmy błędu: chociaż kwestia autonomii mniejszości etnicznych na terytorium, na którym współistnieje wiele języków, religii i tradycji, jest kluczową kwestią, Rosja pozostaje zewnętrznym supermocarstwem, które wykorzystuje napięcia etniczne jako dźwignię w walce o władzę, której jedynym celem jest rozszerzenie jej panowania terytorialnego. Podobnie jak w Ukrainie, Rosja zawsze wiedziała, jak powiązać przemoc swojego imperialnego reżimu z konfliktami o tożsamość etniczną na Kaukazie, stawiając się w roli „zbawiciela uciskanych mniejszości etnicznych”.
Dlatego za europejskimi flagami kryje się nadzieja na lepszy świat, a za pragnieniem Zachodu – pragnienie niepodległości. Ale idea Europy jako horyzontu pojawia się nie tylko w opozycji do Rosji. Wyłania się również z propagandy i miękkiej siły neoliberalnej hegemonii euroatlantyckiej, która od upadku ZSRR nadal rozszerza swoją strefę wpływów na terytoria postsowieckie.
Dla nas, pokolenia lat dziewięćdziesiątych, które dorastało w okresie powojennym po upadku ruchu niepodległościowego, obietnica prozachodniej ścieżki reprezentowała marzenie o lepszym świecie, który znajdował się po drugiej stronie żelaznej kurtyny: pokój, chleb, elektryczność, ciepła woda, edukacja i zdrowie. Dziś, nawet jeśli Europa nadal jest ucieleśnieniem pewnego rodzaju obietnicy dla części populacji, nikt nie daje się nabrać.
Od czasu liberalizacji wiz w 2017 r. Gruzja pozostaje na liście krajów o wysokim popycie na azyl, obok Afganistanu i Bangladeszu. Statystyki te pokazują, że w populacji liczącej 3,5 miliona mieszkańców każda rodzina ma co najmniej jednego członka na wygnaniu i migracji, szukającego ochrony i warunków do życia, aby uzyskać dostęp do bezpłatnej opieki zdrowotnej lub wystarczających środków finansowych na utrzymanie krewnych, którzy pozostali w kraju, lub spłacić pożyczki rodziny, która jest głęboko zadłużona. Określani mianem „złych wygnańców”, ponieważ są „migrantami ekonomicznymi” lub migrują „ze względów zdrowotnych”, nie tylko odmawia się im prawa do swobodnego podróżowania, ale ponadto są oni poddawani wszelkiego rodzaju przemocy instytucjonalnej i policyjnej, począwszy od setek nielegalnych wydaleń po śmierć zatrzymanych w ośrodkach detencyjnych w wyniku przemocy policyjnej.
Podczas gdy Europa chciałaby umieścić Gruzję w swojej strefie wpływów, jej traktowanie ludności gruzińskiej na uchodźstwie i migracji ekonomicznej ujawniło jej oszustwo i dwulicowość.
W rezultacie, dla ludności emigrującej, szczególnie w kontekście rosnącego rasizmu i wzrostu skrajnej prawicy, Europa nie stanowi już mitycznej siły, która mogłaby uratować nas przed wojennym imperializmem i zagwarantować lepszą politykę społeczną w kraju padającym ofiarą prywatnej drapieżności. Dla ludności Gruzji, o ile kwestie geopolityczne mieszają się z kwestiami tożsamości, o ile zwrócenie się w stronę Europy stanowi dla niektórych strategię przetrwania, głównym zmartwieniem, teraz nawet bardziej niż wcześniej, pozostaje autorytaryzm lokalnego rządu.
Za internacjonalistyczną solidarnością
Na zakończenie chciałbym podzielić się przesłaniem wsparcia wysłanym z Paryża do towarzyszy w Gruzji:
„Od zgromadzenia syryjskich towarzyszy świętujących upadek reżimu dyktatora Bashara Al-Assada i gruzińskich towarzyszy organizujących się w celu wsparcia obecnego ruchu protestacyjnego, chcemy nieść przesłanie internacjonalistycznej solidarności dla narodów walczących z imperializmem, lokalnymi autorytarnymi reżimami i niesprawiedliwością społeczną”.
„W czasach ludobójstwa w Palestynie, wojen w Ukrainie, Libanie i Sudanie, wzrostu autorytarnych reżimów w Gruzji, Iranie i Rosji oraz skrajnej prawicy w Europie, jedyna nadzieja leży w budowaniu sojuszy i solidarności między uciskanymi narodami. Tylko ludzie mogą ocalić ludzi!
Od Syrii po Gruzję, niech reżimy upadną wszędzie!Wolność dla wszystkich więźniów w Gruzji!
Miłość i gniew,
Międzynarodowi towarzysze z Paryża.