Od kilku lat można zaobserwować próby zawłaszczania Święta Pracy przez skrajną prawicę. Nacjonaliści głoszą – podkradzione lewicy – antykapitalistyczne hasła i biorą udział w związkowych demonstracjach, by za wszelką cenę przypodobać się pracownikom i skierować ich uwagę na imigrantów, którzy rzekomo odpowiadają za bezrobocie w Polsce. Usunąć wszystkie mniejszości narodowe, wyjść z UE i zamknąć granice – oto oferta nacjonalistów dla ruchu pracowniczego. Historia pokazuje jednak wyraźnie, że wszędzie tam, gdzie skrajna prawica dochodziła do władzy, prawa pracownicze były ograniczane, a sam ruch pracowniczy – tłamszony. Dlatego też nie mogło nas zabraknąć na demonstracji 1 maja we Wrocławiu.
Dotarliśmy na miejsce zbiórki środowisk wolnościowej lewicy i wspólnie, czarno-czerwonym blokiem, dołączyliśmy do głównej demonstracji, skandując „Rząd na bruk, bruk na rząd”. Na miejscu startu dema zebrało się ok. 150 osób. Rozwinęliśmy transparent 161 Crew, który wzbudził zainteresowanie i entuzjazm. Następnie wysłuchaliśmy początkowych przemówień – i ruszyliśmy.
Hasła towarzyszące demonstracji dotyczyły wielu bardzo ważnych kwestii – łamanie praw pracowniczych, umowy śmieciowe, wezwania do strajku generalnego, przemoc państwa, wreszcie – nawoływania o demokrację bezpośrednią i krytyka elit politycznych. Słowem: napiętnowano wszystko, co doskwiera nam na co dzień w polskiej, kryzysowej rzeczywistości. Skandowaliśmy m.in. „Rząd do roboty za 1000 zł”, „Dość łamania praw pracowniczych”, „A! Anti! Anticapitalista”, „Nie zaciskaj pasa, zaciśnij pięść” czy „Precz z korporacyjnym totalitaryzmem”.
Reakcje przechodniów były bardzo różne. Od bicia brawa demonstrującym i chęć rozmowy na temat postulatów, przez zdziwienie i obojętność, po pukanie się w czoło. Jak widać, spektakl ma się dobrze – na tonącym Titanicu też bawiono się do końca… Naszą uwagę zwrócił zwłaszcza łysy przechodzień w koszulce „Apartheid” i z IQ na poziomie kaktusa, który na widok demonstracji zapluł się ze złości i gdzieś nerwowo dzwonił.
Po rozwiązaniu zgromadzenia zostało jeszcze trochę wolnego czasu do powrotu, więc nasi przyjaciele z Wrocławia odprowadzili nas po swoim mieście, w którym na murach toczy się ostra wojna między antyfaszystami i „patriotami” spod znaku krzyża celtyckiego. Zwiedziliśmy także, zorganizowaną oddolnie przez wrocławskich wolnościowców, salę sportową, podzieloną na siłownię oraz salkę do sportów walki. Cieszy fakt, że ekipa z Wrocławia, mimo dysponowania skromnymi środkami, zdołała zorganizować naprawdę przyjemne miejsce do rozwijania umiejętności sportowych. Jak widać, w środowiskach wolnościowych coraz popularniejsze stają się zdrowe, sportowe zajawki.
Dość łamania praw pracowniczych!
Do zobaczenia za rok!