Taras Bilous jest historykiem, aktywistą grupy Sozialny Ruch (Ruch Społeczny) i redaktorem lewicowego ukraińskiego magazynu „Commons”. Dorastał w Donbasie, „w nacjonalistycznej rodzinie”, jak sam mówi. Część jego rodziny nadal tam mieszka.
„Jeśli lewicowcy nadal obwiniają NATO za rosyjską inwazję, pokazują tylko, że nie zrozumieli zmiany sytuacji”
Taras Bilous.
Redaktor lewicowego ukraińskiego magazynu „Commons” napisał list do lewicy na Zachodzie krótko po rozpoczęciu wojny. Skrytykował w nim fakt, że ludzie w krajach Europy Wschodniej i ich idee polityczne, ale także agresywny imperializm Putina, wydają się nie istnieć dla lewicy na Zachodzie, która jest zafiksowana na NATO. Taras Bilous został w Kijowie i przyłączył się do grupy anarchistycznej, która organizuje akcje pomocowe i buduje własną jednostkę obronną. W tym wywiadzie mówi o tym, jak wojna zmieniła jego perspektywę polityczną, jakie widzi możliwości rozwoju sytuacji i co lewica na Zachodzie powinna przemyśleć. Wywiad odbył się 8 marca, tłumaczyła Oksana Dutchak. Oksana Dutchak jest socjolożką i badaczką zagadnień związanych z pracą i nierównością płci, a także redaktorką Commons. Opuściła Kijów i obecnie przebywa w zachodniej Ukrainie.
Gdzie jesteś, jak się czujesz? Czy możesz opisać swoją obecną sytuację?
Taras Bilous: Jestem w Kijowie, w dość bezpiecznym miejscu. Pierwsze dni wojny były dla mnie szokiem. Byłem zdezorientowany i nie mogłem nic zrobić. Potem próbowałem dołączyć do jednostek obrony terytorialnej, ale w tej chwili nie jest to takie proste dla ludzi takich jak ja, którzy nie mają doświadczenia bojowego. Teraz jestem w grupie wolontariuszy ze spektrum antyautorytarno-anarchistycznego, która zajmuje się pomocą humanitarną i wspiera jednostkę obrony. Robię więc teraz coś praktycznego razem z innymi. To pomaga radzić sobie z sytuacją.
Sam nie wywodzisz się z anarchizmu.
Taras Bilous: Nie, ale w tej chwili to już nie ma znaczenia. Tak naprawdę jestem z organizacji politycznej o nazwie Sozialny Ruch (Ruch Społeczny). Ale na początku wojny Sozialny Ruch był bardzo zdezorientowany — w przeciwieństwie do anarchistów, którzy w normalnych czasach mają większy problem z organizacją, ale w czasach takich jak obecne działają lepiej.
Od miesięcy ostrzegaliście przed rosyjskim atakiem na Ukrainę. Czy spodziewaliście się wojny na taką skalę?
Taras Bilous: Nie, jeszcze dwa tygodnie przed atakiem mówiłem, że inwazja na całą Ukrainę jest bardzo mało prawdopodobna. Spodziewałem się rosyjskiej ofensywy w Donbasie, ale nie takiej inwazji na pełną skalę, ponieważ uważałem i nadal uważam, że będzie to katastrofa dla Putina i jego reżimu. Inny były redaktor naszego magazynu, Volodymyr Artyukh, zdawał sobie sprawę dużo wcześniej, że istnieje zagrożenie ofensywy na pełną skalę. Byłem sceptyczny i sądziłem, że wyolbrzymia niebezpieczeństwo. Zrozumiałem, że istnieje naprawdę duże zagrożenie nową wojną dopiero w grudniu, kiedy rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało projekt porozumienia z USA i NATO. Żądania obejmowały nie tylko wykluczenie dalszej ekspansji NATO, ale także wycofanie wszystkich wojsk i broni stacjonujących w krajach, które przystąpiły do sojuszu po 1997 roku. Moskwa oczywiście wiedziała, że te żądania są nie do przyjęcia dla państw NATO, ale jednocześnie zagroziła, że ich zignorowanie doprowadzi do odpowiedzi militarnej. W tym momencie stało się jasne, że Putin nie ma zamiaru się wycofać. Myślę, że w lewicowym myśleniu istnieje problem strukturalny. Jest oczywiste, że analiza, która skupia się tylko na „obiektywnych” interesach ekonomicznych, nie jest w stanie odpowiednio uchwycić tego, co się dzieje.
Jak myślisz, w jakim kierunku potoczą się sprawy? Czy widzisz sposób na zakończenie wojny?
Taras Bilous: Przez nasze zwycięstwo. Pytanie brzmi, kiedy Rosja zda sobie sprawę, że nie ma wystarczających środków, by utrzymać Ukrainę. Nawet jeśli zbombardują i zdobędą Charków i Kijów, to ich zasoby nie wystarczą do utrzymania władzy. Pytanie tylko, ilu jeszcze ludzi zginie i ile jeszcze miast zostanie zniszczonych, zanim wojna się skończy.
To dość ponura perspektywa.
Taras Bilous: Można myśleć o wojnie pod kątem deeskalacji i myślę, że wielu lewicowców właśnie to robi w tej chwili. To pytanie było aktualne miesiąc temu, teraz już nie. Sprzeczność między tym, czego chce rosyjski rząd, a tym, czego chce ukraińskie społeczeństwo, jest nie do pogodzenia. Nie widzę, jakie porozumienie byłoby możliwe. Opór społeczny przeciwko rosyjskiej inwazji jest tak silny, że Zelensky nie mógłby w tej chwili pójść na żadne ustępstwa wobec Rosji, nawet gdyby chciał. Takie ustępstwa nie byłyby do zaakceptowania przez ukraińskie społeczeństwo. Nastąpiłaby wojna partyzancka. Myślę, że wojna może się skończyć tylko porażką jednej ze stron.
W Niemczech wojna rozpaliła w społeczeństwie nastroje nacjonalistyczne i militarystyczne. W Ukrainie, jak słyszymy, nacjonalizm również wzrasta, a prawicowe jednostki są silnie uzbrojone i zdobywają coraz większe doświadczenie bojowe. Czy zgodzisz się z tym stwierdzeniem? Jak to wpływa na Twoją sytuację?
Taras Bilous: Oczywiście, nacjonalizm i antyrosyjska niechęć do Rosji rosną. To jest problem, ale nie zaczął się od tej inwazji. Mamy z nim do czynienia od 2014 roku. Mam nadzieję, że skrajna prawica nie skorzysta tak bardzo na tej wojnie, ponieważ jej rola w obronie kraju jest teraz dużo mniejsza niż w 2014 roku. Mam też nadzieję, że gdy wojna się skończy, na pierwszy plan wysuną się kwestie sprawiedliwości społecznej.
Co ty i twoi towarzysze robicie teraz? Jakie macie możliwości, by pozostać aktywni lub po prostu być w kontakcie?
Taras Bilous: Mamy internet i nadal wymieniamy się pomysłami na naszym redakcyjnym czacie. W tej chwili każdy stara się coś robić. Grupa anarchistyczna, w której działam, zajmuje się głównie obroną wojskową i pomocą humanitarną. Jesteśmy małą grupą wolontariuszy, ale otrzymujemy duże wsparcie, także z zagranicy: pieniądze, materiały, wszystko. Nawet jeśli Kijów zostanie całkowicie otoczony i odcięty od dostaw, możemy kontynuować działania przez długi czas. Są też brygady międzynarodowe, wolontariusze z innych krajów, którzy teraz przyjeżdżają do Ukrainy.
Co słyszysz o sytuacji w Rosji i tamtejszych protestach?
Taras Bilous: Śledzimy ją. Ale szczerze mówiąc, jestem nieco rozczarowany tym, co dzieje się w Rosji. Protesty nie są wystarczająco duże, by zmienić sytuację, a poparcie dla wojny jest znacznie większe, niż się spodziewałem.
Czy antywojenne protesty w Rosji nie są jedną z niewielu rzeczy, które mogą wpłynąć na to, co się stanie dalej?
Taras Bilous: Im dłużej trwa wojna, tym więcej ludzi w Rosji zobaczy, co się dzieje: że to nie jest „operacja specjalna”, ale pełnowymiarowa wojna, w której Putin poświęca swoich żołnierzy.
Oksana Holenderak: Chciałabym dodać, że jestem bardziej pesymistyczna. Ja również uważam, że długa wojna podważy stabilność polityczną w Rosji, ale nie poprzez opór oddolny, ale raczej poprzez rozłam w rosyjskich elitach.
Taras Bilous: Zgadzam się. Jednak im dłużej będzie trwała wojna, tym większe będzie rozczarowanie w rosyjskim społeczeństwie, a to może mieć wpływ na dynamikę polityczną w Rosji.
W styczniu napisałeś, że lewica nie powinna przyjmować perspektywy państw, ale powinna wyjść od interesów ludzi, zwłaszcza tych, którzy najbardziej cierpią z powodu konfliktu po obu stronach. To było przed inwazją. Czy trzymasz się tej myśli przewodniej? Co by to oznaczało w obecnej sytuacji?
Taras Bilous: Nadal uważam, że powinniśmy kierować się interesami zwykłych ludzi. Ale sytuacja zmieniła się diametralnie. Kiedy pisałem ten artykuł, dotyczył on głównie wojny na wschodzie kraju. W 2014 roku, aż do momentu tuż przed inwazją, sytuacja w Donbasie była o wiele bardziej skomplikowana niż teraz. Wielu ludzi popierało tam separatystów lub liczyło na pomoc Rosji. W tej sytuacji ważne było szukanie jakiegoś kompromisu. Teraz bardzo niewiele osób jest prorosyjskich, nawet na terenach znajdujących się pod kontrolą Rosji. Jest za to duży opór wobec inwazji. Nie oznacza to, że nie ma tam nikogo, kto popiera Rosję. Ale nawet wielu ludzi, którzy wcześniej byli prorosyjscy, teraz nienawidzi Rosji i żąda, by rosyjska armia odeszła. Z globalnej perspektywy zwycięstwo Ukrainy lub porażka Rosji ma ogromne znaczenie z jeszcze jednego powodu: to jedyny sposób, by zapobiec temu, by ta sytuacja stała się precedensem na przyszłość.
W swoim liście do lewicy na Zachodzie skrytykowałeś skupienie się zachodniej lewicy na NATO. W jaki sposób lewica na Zachodzie powinna zmienić swoją perspektywę, co powinna lepiej zrozumieć na temat regionu postsowieckiego?
Taras Bilous: Myślę, że powoli dociera do nas, że działań Putina nie należy rozumieć wyłącznie jako reakcji na politykę Zachodu, nawet jeśli takie podejście wciąż istnieje. To, z czego wielu lewicowców jeszcze nie zdaje sobie sprawy, to fakt, że ludzie w krajach położonych między Zachodem a Rosją również mają własną podmiotowość polityczną i prawo do decydowania o swoim losie. Wielu lewicowców na Zachodzie wciąż popełnia błąd, patrząc na tych ludzi tylko z perspektywy konfrontacji między Zachodem a Rosją.
Oksana Holenderak: Chciałabym dodać jeden przykład. Sondaże w Ukrainie dotyczące rozszerzenia NATO i UE były przywoływane przez wielu lewicowców przed wojną, kiedy większość była jeszcze przeciwna rozszerzeniu. Teraz gdy znaczna większość społeczeństwa jest za przystąpieniem do NATO, nie wspomina się już o takich sondażach. Wielu lewicowców na Zachodzie powołuje się na takie sondaże tylko wtedy, gdy pasuje to do ich punktu widzenia.
Taras Bilous: Kolejnym problemem jest przedstawianie ludzi, którzy teraz cierpią z powodu wojny w Ukrainie, wyłącznie jako ofiar. To jest błędne. Wielu ludzi stawia opór. Postrzeganie ludzi wyłącznie jako ofiar to bardzo częsty błąd zachodniej lewicy. Widać to także w lewicowym spojrzeniu na ekspansję NATO na wschód w latach 90., która jest rozumiana jako projekt USA. Pomija się fakt, że stało się to również z powodu nacisków ze strony państw Europy Wschodniej. Nie była to zwykła inicjatywa Zachodu, ale odpowiadała interesom większości ludzi w krajach Europy Wschodniej. Nie oznacza to, że lewica na Zachodzie powinna popierać rozszerzenie NATO na wschód. Musi jednak zrozumieć, że wielu ludzi w Europie Wschodniej postrzega członkostwo w NATO jako gwarancję bezpieczeństwa. Bardzo mnie otrzeźwia, że analizy lewicy są tu o wiele bardziej schematyczne i słabsze niż analizy liberalnych historyków, takich jak Mary Elise Sarotte, która w swojej książce „Not One Inch: America, Russia and the Making of Post-Cold War Stalemate”, opublikowanej w zeszłym roku, przedstawiła bardzo dokładny i precyzyjny opis ekspansji NATO na wschód w latach 90. Mam też wrażenie, że w swoich stanowiskach lewica często pozostaje daleko w tyle za wydarzeniami.
Co masz na myśli?
Taras Bilous: Wielu osobom na lewicy trudno jest zmienić perspektywę. To zrozumiałe: Protestowaliście głównie przeciwko wojnom, które leżały w interesie Zachodu. My żyjemy z wojną na wschodzie kraju od ośmiu lat. Mieliśmy więc trochę czasu, by przemyśleć nasze stanowisko. Myślę jednak, że lewicowcy powinni lepiej zrozumieć, że sytuacja może się bardzo szybko zmienić. Jeśli lewicowcy nadal będą obwiniać NATO za rosyjską inwazję, to pokażą, że nie zrozumieli zmiany sytuacji.
Czego oczekujesz teraz od lewicy w Europie, czy z twojego punktu widzenia jest coś sensownego do zrobienia?
Taras Bilous: W tej chwili lewicowcy powinni domagać się, by ich rządy wywarły presję na Rosję. Nie oznacza to, że muszą popierać wszystkie sankcje, ale ważne jest, by wyjaśnić priorytety. W tej chwili priorytetem jest wywarcie presji na Rosję, by zaprzestała wojny. Ruchy społeczne powinny wspierać protesty przeciwko wojnie i wspierać ludzi, którzy muszą uciekać. To, co już się dzieje, to także pomoc materialna. Organizują to grupy anarchistyczne, ale także wiele innych, i to pomaga. Jeśli chodzi o partie lewicowe, to również uważam, że powinny one domagać się umorzenia długu Ukrainy. Partie lewicowe mają bardzo różne stanowiska w różnych aspektach wojny, ale myślę, że to może być jednoczący postulat. Osobiście jestem też za tym, by kraje zachodnie dostarczały więcej broni, w tym samolotów, ale wiem, że nie jest to postulat, na który wszystkie partie lewicowe byłyby w stanie się zgodzić.
Jak wydarzenia ostatnich tygodni zmieniły twój sposób myślenia o polityce?
Taras Bilous: Problem polega na tym, że prawie nikt — nawet w Ukrainie czy w Rosji — nie spodziewał się tej wojny, choć były ku temu pewne znaki. Również dlatego, że wydawało się to tak ryzykowne dla Rosji, nie spodziewaliśmy się wojny na taką skalę. Nawet gdy pisałem, że dojdzie do eskalacji wojny w Donbasie i że Rosja będzie interweniować bezpośrednio, wielu uważało to za mało prawdopodobne i pytało: Jaki interes miałby w tym Putin? W praktyce decyzje polityków często nie wynikają po prostu z warunków ekonomicznych czy interesów, ale są też kształtowane przez ich wcześniejsze decyzje. Dla lewicowców ważne jest opracowanie lepszej analizy sytuacyjnej, takiej, która uwzględniałaby także praktykę zaangażowanych aktorów, to, co możemy zaobserwować w ich politycznym zachowaniu — nie tylko to, co chcielibyśmy zaobserwować.