Wydarzenia, jakie mają miejsce od 28 kwietnia na ulicach kolumbijskich miast, wieszczą kolejne zmiany społeczne w latynoamerykańskim świecie. Plan rządu tego kraju, by drastycznie podnieść podatki, napotyka na spory opór znacznej części społeczeństwa. Rosnące bezrobocie kraju w połączeniu z wyjątkowo trudną sytuacją epidemiologiczną związaną ze skutkami pandemii Covid – 19 nie pozostawiło mieszkańcom Kolumbii nic do stracenia. Od końca kwietnia wychodzą na ulicę, by walczyć wszystkimi siłami. Nie są to, bynajmniej pokojowe protesty, a walka nie wydaje się ustawać na sile. Nie brakuje również aktów policyjnej przemocy – bestialskiej brutalności wobec protestujących. Te ostatnie wcale nie zdają się odstraszać zdesperowanych mieszkańców, którzy na ulicach miast toczą otwartą wojnę z rządem.
Niewydolność państwa i kapitalistyczny rząd
Rozwój pandemii Covid – 19 jest jednym z wielu silnych dowodów na to, że państwo to przestarzały twór, który nigdy się nie sprawdza. Globalny kryzys dotykający cały świat odciska swoje piętno na społeczeństwa wszystkich krajów. Na naszych oczach ujawnia się zarówno bezsilność jak i niechęć państw wobec pomocy „swoim” społeczeństwom. Gdzie skutki, jak zwykle najsilniej odczuwają najbiedniejsi.
Tak jest i w przypadku Kolumbii, gdzie od początku roku 2020 kraj pogrąża się w chaosie związanym z falami zachorowań, zgonów i problemów z opieką medyczną. Rząd skrajnie prawicowego ugrupowania „Demokratyczne centrum” postanowił wykorzystać czas kryzysu ochrony zdrowia do reform mających uciskać najbiedniejszych jeszcze mocniej.
Zamiast udzielać pomocy najbiedniejszym rodzinom w kraju, inwestował pieniądze w banki. Wiadomo, w narracji kapitalistów, to światowy „biznes” ucierpiał najmocniej w czasie rozwoju koronawirusa. Mało tego, środki na pomoc spółkom bankowym pochodziły z budżetowego funduszu na pomoc chorym, służbie zdrowia i najbardziej dotkniętym pandemią obywatelom.
Nie jest to nic nowego w prawicowych, konserwatywnych obyczajowo i liberalnych ekonomicznie rządach sprawowanych nad Kolumbią od wielu lat. Władze od dawna generują i pielęgnują nierówności społeczne, czyniąc ten kraj jednym z najbardziej niesprawiedliwie podzielonych społeczeństw Ameryki Łacińskiej. Sytuacja pandemii i wykorzystanie jej w tak perfidny sposób to dolanie oliwy do ognia tego, co z Kolumbią od lat robią jej skrajnie prawicowi włodarze.
Wspomniana reforma podatkowa, jedno z głównych zarzewi buntu, to zaledwie połowa tego co dotknie Kolumbijki i Kolumbijczyków. Tzw. reforma zdrowia, to kolejny pomysł rządu, mający na celu realizację planu całkowitej prywatyzacji służby zdrowia.
W praktyce odbierze on dostęp do opieki medycznej najbiedniejszej, pogrążonej w bezrobociu części społeczeństwa. Rząd, na którego czele stoi Iván Duque Márquez, polityczny spadkobierca Álvaro Uribe Véleza – wieloletniego prezydenta i de facto dyktatora Kolumbii, coraz mocniej zaciska pętlę na szyi najbiedniejszej klasy.
Policja zabija bezkarnie
Brutalność tzw. służb porządkowych to kolejna domena kolumbijskich władz. Policja – umundurowana formacja, która na całym świecie służy tylko i wyłącznie do walki z nieposłuszeństwem ludności. W tym kraju postępuje zawsze wyjątkowo brutalnie – niczym armia stanu wyjątkowego wyprowadzona przeciw obywatelom, by najzwyczajniej w świecie ich mordować.
By przytoczyć garść danych, nie trzeba sięgać daleko. Początkiem obecnego roku, w Kolumbii z rąk służb śmierć poniosło 57 osób zaangażowanych w przeróżne wcześniejsze protesty. W tym 20 z nich stanowiła rdzenna ludność – jedna z najbardziej uciskanych społecznie grup.
Zgodnie z wynikami badań INDEPAZ (Instituto de estudios para el desarrollo y la paz) – niezależnej instytucji zajmującej się badaniem jakości życia w tym kraju, Kolumbia pozostaje krajem z jednym z najwyższych współczynników brutalności policji. Czas ostatnich wydarzeń, pokazuje jednak, że ludność przestała się bać.
Zamieszki i bitwy
Wydarzenia na ulicach miast Kolumbii trudno określić zaledwie mianem protestów. Mają one charakter realnej, bezpośredniej walki z uzbrojoną po zęby policją. Palenie radiowozów, czy fruwające kamienie, co zwykle kojarzy się z zamieszkami, to w Kolumbii jedynie wierzchołek góry lodowej.
W trwających od siedmiu dni protestach doszło już m.in. do wymiany ognia między protestującymi a policją. Doszło również do splądrowania posterunku w Bogocie, czy przewracania pomników postaci kojarzonych z dyktaturą i kolonializmem. Szczególne nasilenie walk miało miejsce podczas obchodów 1 maja. Według obecnych szacunków, straty śmiertelne po stronie cywilów wynoszą 24 osoby, choć ofiar z pewnością jest więcej.
Z racji przemocy wobec protestujących nie zaleca się obecnie protestowania po zmierzchu. (…)Wczoraj (04.05.21r.) w niektórych rejonach Cali zaczęto również odcinać Internet, osoby boją się stałego odcięcia od Internetu i social mediów. Rząd argumentuje to jako taktykę walki z partyzantami lecz wiadomo, że chodzi o stłumienie społecznego niezadowolenia.
Mimo krwawego charakteru wydarzeń i tragicznych ofiar, budujący jest widok tysięcy ludzi zalewających i okupujących ulice. W wielu miejscach świata szykują się protesty i pikiety solidarnościowe. Zachęcamy do każdego możliwego wsparcia walki Kolumbijek i Kolumbijczyków. Chociażby przez udostępnianie newsów z frontu ich walki lub wspieranie zbiórek. Solidarność naszą bronią!