Pod koniec maja w okolicy Ługańska w zasadzce zginął jeden z najbardziej znanych komendantów prorosyjskich separatystów, Aleksey Mozgowoi, dowódca brygady „Prizrak” (Duch). W kolejnych dniach przez Internet przetoczył się płacz proputinowskiej „lewicy” i cała rzesza idiotów wylewała łzy nad śmiercią „Che Guevary z Ługańska”. Mit dzielnych antyfaszystowskich bojowników z Donbasu i Ługańska walczących nie o własne i rosyjskie interesy, ale toczących bezinteresowny bój z krwawą faszystowską juntą z Kijowa jest nadal powielany. Nadal też łapią się na ten mit różnego rodzaju naiwniacy, którzy chcą na siłę i wbrew faktom ukraiński konflikt widzieć jako czarno-białą walkę dobra ze złem, nową hiszpańską wojnę domową. Ukraińscy anarchiści z portalu nihilist.li napisali świetny artykuł rozprawiający się z mitem Mozgowoja i z czystą przyjemnością prezentujemy go teraz w języku polskim.
Po kilku godzinach od śmierci Mozgowoja obiecałem napisać artykuł na temat „Mozgowoj to nie Che Guevara, ale niespełniony Kadyrow”. W końcu tego nie zrobiłem. Zwątpiłem w uczciwość wyjściowej tezy. Nie wypada porównywać Che i Kadyrowa. To znaczy, jeśli mamy na myśli realnego, historycznego Che Guevarę to Mozgowoj ma z nim tyle wspólnego, że obaj trzymali w rękach broń i obaj nie lubili USA. Ale kogo obchodzą prawdziwe historyczne postaci?
Che Guevara to przede wszystkim szeroko rozprzestrzeniony, komercyjny symbol, mający bardzo mało wspólnego z prawdziwym Comandante. I ten symbol kochać mają wszyscy oprócz zupełnie zaciekłych antykomunistów, wściekle rzucających się na wszystko co czerwone. 18 lutego 2014 roku, kiedy zaczęły się pierwsze starcia, pod dymiącym biurem Partii regionów spotkałem człowieka trzymającego w ręku kubańską flagę z portretem Che. Symbolika ta zaskakująco wyróżniała się na ogólnym niebiesko-żółtym i miejscami czarno-czerwonym tle, dlatego zapytałem się „kubańczyka” dlaczego wziął akurat ten symbol. Odpowiedź była prosta i genialna: „ Wziąłem tę flagę ponieważ protestuję! Bo jestem patriotą Ukrainy!” I tak po prawie roku w jednym z kijowskich hoteli flaga Kuby i portrety Che pokojowo współistniały z symboliką Prawego Sektora, którą też lubią bezmyślnie wykorzystywać ludzie nie mający pojęcia o prawdziwej ideologii tej organizacji. W tym hotelu żyli uchodźcy z Donbasu.
Pierwszy o Mozgowoju jako nowym Che napisał Boris Kagarlicki. Boris to całkiem niegłupi człowiek jeśli wziąć pod uwagę, że przez lata udaje mu się być tubą Kremla w lewicowym ruchu i nikt go nie złapał za rękę ani nigdy nie próbowano go pobić. Tak więc jego punkt widzenia na pewno trzeba brać pod uwagę. Kagarlicki, wiele lat pasożytujący na zaufaniu lewicowców, w tym zachodnioeuropejskich, cudownie zna się na ich psychologii i już on dobrze wie z jakiego materiału robią Che Guevarów.
„Ludowy” bohater
Wśród dowódców polowych „Noworosji” Mozgowoj był unikalnym zjawiskiem. Właśnie dlatego Che Guevarą nazwali jego, a nie np. Batmana. Nie wiadomo na ile jest to zasługa samego Alekseja Borisowicza, a na ile ludzi pracujących nad jego wizerunkiem. Ale pracowali nad nim profesjonalnie. Stworzony wspólnymi siłami wizerunek powstańca podobał się nie tylko wszystkim bez wyjątku zwolennikom separatyzmu, ale nawet niektórym przeciwnikom.
Pod kierownictwem Mozgowoja walczyli bardzo różni ludzie. Np. w Prizraku (Prizrak, pol. Widmo, tak nazywał się batalion Mozgowoja -red.) swoją obecność zaznaczył ohydny nazista Milczakow, który w młodości zasłynął w Internecie mordowaniem psów, a teraz ucieleśnia swoje sadystyczne skłonności dobijając rannych ukraińskich wojskowych. W Prizraku walczyli też ludzie nazywający siebie „komunistami”, w tym byli członkowie organizacji Borotba. I naziści i monarchiści i „lewicowi” zwolennicy projektu Noworosji uważali Mozgowoja za swojego lidera ceniąc go za „ludowość”.
Na terytorium Ukrainy również byli ludzie sympatyzujący ze zmarłym polowym komendantem. Całkiem dobrze znane były jego kontakty z Tatianą Montian. Mozgowoj otwarcie mówił o swoich planach przeprowadzenia negocjacji z ukraińskimi wojskowymi. Często brany był pod uwagę jako kompromisowa postać lidera „separatystów” w przypadku dalszego uspokojenia sytuacji i reintegracji „ludowych republik” w Ukrainie.
Sekret popularności jest prosty – Mozgowoj każdej publiczności mówił to, co ona chciała usłyszeć. Mógł jednocześnie agitować za jednością Ukrainy i za rosyjskim Imperium. Mógł mówić, że w Ukrainie nie ma faszystów i tłumaczyć swoje działania „antyfaszystowską” walką. Przygarniać u siebie środowiska europejskich lewicowców otumanionych powstańczą romantyką i kłaść akcent na swoje prawosławie, brać na oficerów politycznych członków „Borotby” i przebierać się w białogwardyjski mundur.
W odróżnieniu od Igora Girkina, który jest aż do przesady zdeklarowanym monarchistą i prawosławnym fundamentalistą zafiksowanym w swoich uprzedzeniach, w odróżnieniu od zwykłych dresiarzy Giwi i Motoroli, którzy publicznie chwalili się dręczeniem jeńców i otwarcie zajmowali grabieżami, Mozgowoj był komendantem polowym „z ludzką twarzą”. Wiele rzeczy, które mówił w wywiadach i nagranych przez siebie filmach mogłoby wybrzmieć z trybuny parlamentarnej, przy czym z ust deputowanego praktycznie każdej partii. Przeanalizujmy krótko retorykę Mozgowoja.
Sztuka populizmu.
1. Nienawiść do oligarchów – to kamień węgielny, na którym opiera się reputacja Mozgowoja jako niemal lewicowca. O przeciwstawianiu się oligarchom mówią teraz wszyscy, od Leszenko i Najema do Jarosza. Od kijowskich trockistów tworzących kolejną śmieszną partię – do prezydenta Poroszenko. Nikt nie lubi oligarchów – jazda po nich to bezpieczny krok.
2. Krytyka „bratobójczej” wojny. Całkiem dziwnie jest słyszeć antywojenną propagandę z ust człowieka, który od wiosny 2014 roku robił wszystko żeby tę wojnę rozpalić, ale Mozgowoj robił to przekonująco dla niewyrobionego ucha. Bracia walczą z braćmi, każdy usłyszy tu co chce: Ukraińcy z Ukraińcami, Rosjanie z Rosjanami, słowianie ze słowianami, a popychają ich do tego jakieś złe zewnętrzne siły.
3. I tutaj dochodzimy do jeszcze jednego ważnego punktu. Konspirologia. Są jakieś ukryte siły, które rozpalają wojnę i czerpią z niej korzyści. Biorąc pod uwagę, że Mozgowoj to nie leśny pustelnik propagujący pokój, a polowy komendant atakujący nie tak dawno Debalcewe – te „ukryte siły” znajdują się według niego po drugiej stronie frontu. To oczywiście nie „bracia-Ukraińcy”, ale coś bezmiernie straszniejsze i mroczniejsze. Jeśli prawicowcy zobaczą tutaj stary dobry spisek żydomasonerii, to „komuniści” – spisek zachodnich imperialistów. W formie i strukturze mało się jednak różniący od tegoż spisku żydomasonerii.
4. Program socjalny. O programie socjalnym mówią absolutnie wszyscy i zawsze. Od Poroszenko, który pod publiczkę robi z siebie niemal socjaldemokratę, wzmiankując o konieczności drastycznych reform rynkowych (a kiedy to nasi politycy byli logiczni?) – do Bloku Julii Tymoszenko. Od Komunistycznej Partii Ukrainy do Prawego Sektora czy Swobody. Statystyczny ukraiński wyborca jest biedny lub balansuje na krawędzi biedy, dlatego każda siła chcąca osiągnąć sukces wyborczy będzie zmuszona składać populistyczne obietnice, nawet jeśli będą one w sprzeczności z jej linią polityczną.
5. Ludowładztwo. Uniwersalne, nic nie znaczące pojęcie, które można z jednakowym sukcesem interpretować według lewicowego lub nacjonalistycznego klucza. W „ludowładztwie” można zobaczyć anarchistyczną „demokrację bezpośrednią” lub „organiczną demokrację”, którą Mussolini zawarł w ramach projektu faszystowskiego. „Ludowładztwo” według apologetów Zielonej Księgi było w Libii za czasów Kadaffiego. Jako przykład „ludowładztwa” wskazuje się Majdan. W poważnej politycznej dyskusji nie jest przyjęte stosowanie takich słów jak „lud”, jednak słowo dobrze nadaje się na hasła. Mozgowoj mówił właśnie hasłami i robił to po mistrzowsku.
Nieudany Kadyrow
Mógłby być z niego świetny „donbaski Kadyrow” gdyby tylko kijowskie władze znalazły z nim wspólny język. Swój własny lider dla „DNR-LNR”, a nie jakiś oligarcha lub narzucony przez „juntę” Moskal (mowa tu o Giennadiju Moskalu, przewodniczącym ukraińskiej Ługańskiej Administracji Cywilno-Wojskowej – red.). Mozgowoj mógłby bezwzględnie i po ludowemu napiętnować podłych podpalaczy wojny z USA i Rosji. Można jeszcze ogłosić Rosję marionetką USA, dla ludowego lidera nie ma rzeczy niemożliwych i wykonać dla Kijowa brudną robotę oczyszczając nieprzyjazne terytoria.
Mozgowoj stałby się częścią politycznych wyższych sfer, z podżegacza wojennego stałby się człowiekiem, który przyniósł pokój Donbasowi. Trzeba zrozumieć, że takich wiernopoddańczych stosunków, jak między Putinem i Kadyrowem między Poroszenko i Mozgowojem by nie było. Prędzej byłby w „konstruktywnej opozycji” wobec reżimu występując jako opiekun tych starych regionałów, którzy nie są zainteresowani separatyzmem, a tym, żeby Donbas pozostał ukraiński, ale na ich zasadach.
Z jego uczestnictwem mogłaby powstać wspaniała Partia Pokoju i Pojednania z całkiem niezłymi perspektywami w wyborach. Na czele jej list mogliby stanąć jakiś „słyszący Donbas” patriota z zachodniej Ukrainy, jakiś polityk z Kijowa z prężnym kontem na facebooku, no i oczywiście Mozgowoj, który z jednej strony potwierdzałby fakt autonomii Donbasu, a z drugiej to, że Donbas był i pozostaje częścią Ukrainy. W szeregach tej hipotetycznej partii do ukraińskiej polityki wróciłoby wielu ludzi, którzy są teraz dla niej straceni i muszą w Rosji lub na Krymie bawić się w zakładanie komitetów „politycznych emigrantów”.
Podobnie Mozgowoj mógłby zostać liderem „niepodległej Noworosji”. Nie podobny do bandyty, ale też nie wykształciuch. Trochę Rosjanin, trochę Ukrainiec może przemawiać do jednych i drugich. Prawosławny, ale nie do przesady. Lubi Lenina i nie lubi oligarchów, ale na serio prowadzić proletariatu na ostateczny bój nie zamierza, tak więc poważni ludzie finansujący ten cyrk mogą się nie niepokoić. Władza nie uderza mu do głowy, nie bierze za żony uczennic i nie daje im zdobycznych samochodów. Takiego lidera, przy niezbędnej obróbce miejscowej ludności, mogliby polubić, przecież już gorszych lubili.
Mozgowoj był potencjalnie wygodny i rosyjskiej i ukraińskiej stronie. Zarazem był też dla wszystkich niebezpieczny – nikt nie chce żeby z dobrego politycznego materiału korzystał przeciwnik. Najbardziej niebezpieczny był Mozgowoj dla aktualnych władz LNR – niezależnie od tego komu w końcu zacząłby służyć Mozgowoj – stałyby one na jego drodze do roli zbawiciela Donbasu (cokolwiek by to „wyzwolenie” miało znaczyć).
Che Guevara dla tolkienistów.
Ale teraz Mozgowoj zmarł. Według oficjalnej wersji jego śmierć jest dziełem ukraińskich dywersantów. Jest to wygodne Ukrainie – pokazanie, że nie jesteśmy w ciemię bici i możemy likwidować wrogich dowódców – oraz Rosji i LNR, bo zbawia od mnóstwa niewygodnych pytań.
I teraz jest już skazany na stanie się obiektem kultu. Być może ten kult nie przetrwa dziesięcioleci, teraz z teledyskową świadomością „bohaterowie” pojawiają się i są zapominani w przeciągu miesięcy. Ale rosyjskiej propagandzie wygodnie robić teraz z niego nowego Che Guevarę, żeby przyciągnąć sympatię części wahających się jeszcze zachodnich i nie tylko zachodnich, lewaków.
Mozgowoj ma wszystko, co potrzebne, aby zostać legendą: brodę, trochę przemówień przeciwko oligarchom. W połączeniu z brodą wyglądają one bardzo lewicowo, tutaj nawet Jarosz może okazać się lewakiem. A także uczestnictwo w „antyfaszystowskim forum”, które z sukcesem przeprowadzono niedługo przed jego śmiercią. Jedna będąca pod wrażeniem Argentynka napisała o zmarłym: „jeśli nie był komunistą, to był bardzo podobny do prawdziwego komunisty”. To charakterystyczna ocena. Dla ludzi postrzegających politykę poprzez hasła i obrazy zupełnie nieważne, co oni sobą reprezentują, ważne jest to, do kogo są podobni.
Jeżeli ukraińscy patrioci zupełnie poważnie gotowi są widzieć w niebiesko–żółtych i czerwono-czarnych flagach w Chile symbolikę Ukrainy i UPA, to jakiś zagraniczny stalinista w każdym brodatym człowieku, który w niezrozumiałym języku ruga oligarchów będzie szukać odrodzonego Che Guevary. Najważniejsze, żeby wyglądał „jak komunista” z obrazka, a legenda wymyśli się swoją drogą. Oto charakterystyczna fotografia (drugie zdjęcie w galerii – red.) z włoskiego mityngu poświęconego pamięci Mozgowoja. Jego uczestnicy czczą pamięć zmarłego dowódcy brygady i jednocześnie żądają zwolnienia z rąk „junty” członka Borotby Włada Wojciechowskiego, który, jak mówią, został kłamliwie oskarżony o separatyzm. I wszystko byłoby super, tylko „kłamliwie oskarżony” borotbista jeszcze zimą został zwolniony w ramach wymiany jeńców i wyjechał do LNR walczyć w brygadzie u Mozgowoja. Kadr ten wiele mówi. Na przykład o tym, że zagraniczni miłośnicy „Noworosji” zasadniczo mają w dupie to, co w rzeczywistości dzieje się z tymi, z którymi oni niby się solidaryzują i których wspierają. Ważne jest dla nich karmienie swoich złudzeń, wyobrażanie sobie, że wrócili w czasy II Wojny Światowej i wspierają walkę przeciw „Złu Absolutnemu”.
Wojna ta w dużej mierze zaczęła się dzięki „białogwardyjskiemu” rekonstruktorowi historycznemu Striełkowowi. Komunistyczni rekonstruktorzy starają się wyrównywać rachunek. Nawet nie rekonstruktorzy, którzy starają się odwzorowywać przeszłość jak najdokładniej, a miłośnicy gier fabularnych fantasy w slangu zwani „tolkienistami”. Bywa, że wystarczy im wzięcie do ręki pałki i nazwanie jej mieczem. Mozgowoj to idealny Che Guevara dla takich właśnie tolkienistów od lewicowej polityki.
Alerta, Alerta, Tolkienista!
Za: nihilist.li