Rasistowskie tłumy, które zlinczowały Palestyńczyków w maju 2021 roku, są teraz główną siłą polityczną w Izraelu. Opadła maska z twarzy izraelskiego apartheidu.
Cztery kolejne kampanie wyborcze w Izraelu były zaciekle prowadzone wokół jednej kwestii — za i przeciw groteskowo skorumpowanemu „Królowi Bibi”, jak określa się Binjamina Netanjahu. Te wybory nie przyniosły jednoznacznego werdyktu wśród podzielonego izraelskiego apartheidu elektoratu. Chociaż Palestyńczycy stanowią większość populacji pod rządami Izraela, nie mają żadnej możliwości demokratycznego wpływania na swój los. Podczas gdy obozy pro- i anty-Netanjahu kłóciły się, los Palestyńczyków został całkowicie wykluczony z dyskusji. Nawet słowo „pokój”, które w poprzednich wyborach w Izraelu było regularnie (i bez żadnego znaczenia) wymieniane, teraz jest zupełnie niemodne.
Okazuje się jednak, że w rok Netanjahu poza rządem zdołał zmienić agendę wyborów 1 listopada 2022 roku. Opozycja, kierowana przez Likud [pod wodzą] Netanjahu skoncentrowała całą swoją retoryczną siłę ognia na rasistowskim podżeganiu przeciwko idei rządu wspieranego przez partie arabskie. W zamian ustępująca koalicja rządowa pod wodzą Ja’ira Lapida i Beniego Ganca próbowała sprawić, by społeczeństwo zapomniało o doświadczeniach z ich niezręcznego okresu u steru, który załamał się w niekończącym się wewnętrznym klinczu, strasząc opinię publiczną rosnącą siłą Becalela Smotricza, Itamara Ben-Gewira i otwarcie faszystowskiej ultraprawicy. Ta wzajemna kampania nienawiści i strachu zdołała obudzić społeczeństwo z wyborczego zmęczenia i podniosła poziom uczestnictwa zarówno wśród żydowskiej izraelskiej publiczności, jak i „48 Palestyńczyków”, którzy mają prawo głosu.
Rezultaty, jak zauważyła większość świata, były takie, że dumnie bandycki Ben-Gewir był bohaterem dnia, z jego Religijną Listą Syjonistyczną wyłonioną jako trzecią co do wielkości partią, a Netanjahu otrzymał swoją długo wymarzoną większość. Netanyahu może teraz siąść na grzbiet rasistowskiej pumy, aby uciec widmem więzienia, które mu groziło. W latach 80. zmarły rasistowski rabin Meir Kahane mawiał do Izraelczyków: „Mówię, co myślicie”. Teraz jest to izraelski coming out party. Czas zrzucić maski i ogłosić, że jest się państwem apartheidu — opartym na rasizmie, kolonializmie osadniczym i czystkach etnicznych — którym zawsze był.
Co właściwie wydarzyło się w wyborach?
Izraelski elektorat kontynuował długą, jednokierunkową podróż w stronę religijnej, rasistowskiej prawicy. Jest to połączenie kilku długoterminowych trendów:
- Rosnące ortodoksyjne żydowskie wspólnoty religijne i sojusz między ortodoksyjnym przywództwem a świecką prawicą;
- Rosnąca liczba żydowskich osadników na Zachodnim Brzegu, gdzie konflikt z Palestyńczykami jest znacznie bardziej gwałtowny;
- Przejęcie armii i aparatu państwowego przez politycznie dynamiczną społeczność osadników przy cichym przyzwoleniu apatycznych starych elit;
- I wreszcie powolne, ale stałe zanikanie iluzji o istnieniu syjonistycznej lewicy.
W tych wyborach właściwie nie było wielkiej zmiany ze strony wyborców. W maju 2021 roku jedna ultraprawicowa partia, Jamina (po hebrajsku „na prawo”), zgodziła się dołączyć do obozu anty-Bibi, w zamian za mianowanie jej lidera, Naftalego Bennetta, premierem i możliwość dyktowania rządowi rasistowskiego i neoliberalnego, antyspołecznego programu. Teraz kiedy ten rząd się rozwiązał, wyborcy Jaminy wrócili na swoje naturalne miejsce. Cała reszta przesunięć w wynikach jest spowodowana samookaleczeniami ze strony liderów obozu „alternatywnego”.
To wszystko ta sama stara izraelska rasistowska polityka, w której Palestyńczycy nie są uznawani za pełnoprawny element gry politycznej — nie dopuszcza się myślenia o rozwiązaniu politycznym, a z żadnym Arabem nie można dzielić się choćby cieniem władzy. Jest to kolosalna powtórka fiaska z 2020 roku, kiedy to generał Beni Ganc uciekł od perspektywy kierowania rządem popieranym przez arabskich członków Knesetu i zgodził się poprzeć rząd Netanjahu, któremu obiecał zapobiec. Teraz w tych wyborach cały rząd Lapida uciekł przed własnym cieniem, starając się uniknąć oskarżenia o „lewicowość” lub „poleganie na Arabach”, aż do samozniszczenia.
Po tym, jak członkowie partii Bennetta dezerterowali z niej jeden po drugim, w końcu obalił on swój własny rząd, pozostawiając ster Lapidowi. Beni Ganc i Ja’ir Lapid, obaj aspirujący do przewodzenia blokowi anty-Bibi, skupili swoje kampanie wyborcze na wzajemnym dyskredytowaniu się. Każdy z nich starał się wzmocnić swą wiarygodność, zabijając kolejnych Palestyńczyków w Gazie i na Zachodnim Brzegu. Meraw Micha’eli, z rozpadającej się starej syjonistycznej Partii Pracy, odmówiła utworzenia nawet technicznego bloku z podobnie rozpadającą się Merec, obawiając się, że jej partia, która szczyci się Nakbą z 1948 r. i okupacją z 1967 r., zostanie przedstawiona jako zbyt lewicowa. I wreszcie, Balad twierdzi, że Lapid spiskował z liderami Wspólnej Listy Arabskiej, by w ostatniej chwili wyrzucić Balad z listy, próbując uczynić ją bardziej atrakcyjną jako partnera dla przyszłej koalicji syjonistycznej. Aby to zrobić, musieli usunąć z Knesetu jedyny głos, który odważył się mówić (po cichu) o „przekształceniu Izraela w państwo wszystkich jego obywateli”. Tylko te dwie ostatnie decyzje, wyrzucenie Merec i Balad, są bezpośrednio odpowiedzialne za to, że Netanyahu ma teraz większość i może budować swój w pełni prawicowy rząd.
W popiołach własnej porażki wszyscy liderzy tego „alternatywnego obozu” obwiniają się nawzajem i niszczą to, co pozostało z ich szans na powrót do władzy w najbliższym czasie.
Jak niebezpieczny jest nowy rząd Izraela?
3 listopada, kiedy to piszę, izraelskie siły okupacyjne zabiły na Zachodnim Brzegu czterech Palestyńczyków, w tym jedno 14-letnie dziecko. Według raportu, który został opublikowany przez ONZ w dniu wyborów, w 2022 roku było więcej zabójstw Palestyńczyków przez izraelskie siły okupacyjne i osadników niż w jakimkolwiek innym roku, odkąd ONZ zaczęła monitorować takie zabójstwa w roku 2005 roku. I miało to miejsce pod rządem zaciekle wspieranym przez fałszywą „izraelską lewicę” Merec, a który mógł istnieć tylko dzięki poparciu oportunistycznego polityka palestyńskiego, jakim jest Mansour Abbas.
Czy nowy skrajnie prawicowy rząd Netanjahu zabije więcej? Z pewnością, mogą. Ale to nie izraelska opinia publiczna ograniczała okrucieństwa wobec Palestyńczyków. Podstawowym faktem jest to, że Izrael potrzebuje wsparcia Stanów Zjednoczonych (i, w mniejszym stopniu, Europy Zachodniej) militarnie, ekonomicznie i politycznie, aby zapewnić sobie ciągłą bezkarność za dokonywanie zbrodni przeciwko ludzkości. Główną siłą, która może powstrzymać izraelskie zbrodnie wojenne, jest presja zachodnich mocarstw, motywowana strachem przed odwetem mas arabskich. Zachęcającym sygnałem jest to, że po wynikach wyborów pojawiły się już pewne sygnały ostrzegawcze ze strony międzynarodowych zwolenników Izraela.
Jednakże ja i wiele innych osób mamy również osobiste powody do obaw. Gdyby Ben-Gewir został ministrem bezpieczeństwa wewnętrznego, jak donoszono, mógłby wysłać policję pukającą do moich drzwi. To jest dodatkowe zagrożenie ze strony faszystów, nie tylko okupacja wojskowa, ale także wymierzona w przeciwników politycznych. Myśląc o tym bezpośrednim zagrożeniu, nie mogę nie pamiętać, że ostatnim razem, kiedy przyszli zabrać mnie na przesłuchanie do Szabaku, w kwietniu 2021 roku, nie zapukali do mojej bramy, ale dosłownie ją wybili. Tak więc opresja polityczna też nie jest niczym nowym. Może pod nowym rządem więcej ludzi wreszcie zrozumie, że „izraelska demokracja” nie istnieje, a więc nie da się jej bronić ani ocalić.
Prawdziwa walka
Walki o demokrację, o prawa człowieka, o wyzwolenie Palestyny, o prawo powrotu, o ustanowienie wolnego, świeckiego, demokratycznego państwa w Palestynie — wszystkie te zasadnicze walki nie mogą odbywać się w ramach Knesetu — Zgromadzenia Ustawodawczego Apartheidu Izraela. Walka palestyńska nie była częścią tych wyborów — ale wybory odbyły się w cieniu tej walki.
Wraz z wyniesieniem do władzy obozu syjonizmu religijnego, osadnicy i rasistowskie tłumy, które atakowały i linczowały Palestyńczyków w mieszanych miastach w maju 2021 roku, zyskały uznanie i miejsce jako główna siła polityczna w Izraelu.
Kolejne echo maja 2021 można dostrzec w tych wyborach. Jest nim sukces Balad jako niezależnej partii. Partia, która miała tylko jednego deputowanego w ostatnim Knesecie, zdobyła 3% głosów i mogłaby mieć 3 lub 4 członków, gdyby nie minimalna bariera 3,25% dla reprezentacji. Balad otrzymał większość swoich głosów od młodych Palestyńczyków, którzy w maju 2021 roku bronili swoich dzielnic przed zbirami Ben-Gewira (oraz izraelską policją i strażą graniczną). Większość radykalnej młodzieży naturalnie nie głosowałaby w wyborach do Knesetu. A teraz Balad, mimo całego poparcia, które otrzymał, także jest poza Knesetem. Czy może to otworzyć drogę do rozwoju nowej palestyńskiej alternatywy, niezależnej od ram narzuconych przez Izrael?
I na koniec znów słowo osobiste… W ruchach oddolnych, których jestem członkiem, Herak Haifa i Abna elBalad, nie mamy złudzeń, że jakiekolwiek realne zmiany można osiągnąć poprzez parlament w Izraelu. Zbojkotowaliśmy wybory, jak zawsze to robimy. W tych ostatnich wyborach wszyscy spodziewali się historycznego sukcesu bojkotu wyborów. Aż 60% uprawnionych do głosowania Palestyńczyków miało odmówić udziału. Ale kampania terroru dała efekty i Palestyńczycy zagłosowali w liczbie wyższej, niż oczekiwano, może nawet 54%. Ruch bojkotu pozostał niezwykle mało widoczny. Liderzy arabskich partii parlamentu w Izraelu i fałszywej syjonistycznej „lewicy” zwrócili się histerycznie do palestyńskich wyborców, by uratowali nas wszystkich przed faszystami. Gdyby kiedykolwiek wierzyli we własne słowa, nie zniszczyliby swoich szans wyborczych własnymi działaniami.