Z Kemskim poznaliśmy się 5 lutego. Napisał do mnie coś w stylu: „Chcę dołączyć do waszego anarchistycznego oddziału”. Zazwyczaj sprawdzam wszystkich, którzy pisali lub piszą do mnie takie teksty, przed spotkaniem się lub podaniem namiarów na siebie. Jednak ten człowiek nie wiem czemu od razu wzbudził we mnie zaufanie. Widać było po nim, że to zwykły chłopak, absolutnie nie związany z jakimiś subkulturami. Po pierwszych dwudziestu minutach rozmowy stało się oczywistym, że jest on dobrze poinformowany i nieźle orientuje się w tym, co się dzieje po lewej stronie spektrum politycznego. Jednak nie należał do żadnej organizacji. Znał osobiście niektóre osoby, ale nie chciał przystępować do jakichkolwiek struktur. Rozmawialiśmy o sytuacji, która utworzyła się wokół Majdanu, o tym, czemu anarchiści nie dali rady pokazać się w tym proteście w pelnowartościowy sposób. Wiele rozmawialiśmy o tym, gdzie leży granica na drodze do zjednoczenia anarchistycznych i lewicowych sił. Absolutnie nie rozumiał czemu anarchiści różnych opcji nie mogą znaleźć wspólnego mianownika. Być może wynikało to z tego, że nie brał udziału w subkulturowych wydarzeniach, czy też nie do końca wiedział o tych wszystkich wewnętrznych animozjach w ruchu. On jednak stał na stanowisku, że powinny zostać wypracowane konkretne zasady, o których czasem można zapomnieć w imię osiągnięcia wspólnego celu. Również podobał mu się pomysł z utworzeniem „sotni”, która zjednoczyła by anarchistów oraz sympatyków.
Nie miał złudzeń co do tego, że anarchiści mogą w sposób znaczący wpłynąć na wynik rewolucji czy też, że tłum żarliwie podchwyci nasze zasady. Proponował częściowo reformistyczne kroki ku temu, by ludzie maksymalnie czuli odpowiedzialność za wszystko co się dzieje. Jeśli władze czy którykolwiek kierownik robi coś – ludzie muszą rozumieć, że to właśnie oni ponoszą odpowiedzialność za to, że pozwolają jej (władzy) to robić. Występował za społeczeństwem obywatelskim i demokracją bezpośrednią. Napisał artykuł o swojej wizji Majdanu. (…) To tylko niekóre z tez zawartych w tym artykule: „…nie warto popełniać błędów polityków – jednoczyć się trzeba wokół zasad, nie osobowości!”, „Majdan skanduje „Precz z bandą” i faktycznie chce, by teraźniejsi kieszonkowcy zwolnili stołki. Razem z tym każdy zgadza się co do tego, że zebraliśmy się tutaj nie po to, żeby wybrać nowego dobrego cara”, „Żądanie gromady polega na przeformowaniu państwa z feudalnego bata w instrument samoorganizacji społeczeństwa”, „…wyniki referendów, jako przejaw woli narodu, muszą uprawomacniać się natychmiast po ich ustanowieniu się, bez jakiejkolwiek zgody ze strony organów władzy.”
Często wchodził w dyskusje, ale nigdy nie przekraczał granic, kontrolował siebie, zawsze był spokojny, uśmiechnięty. Był prawdziwie wyedukowaną osobą. Można było z nim rozmawiać na każdy temat. Lubił dzieci i aktywny tryb życia, uwielbiał turystykę. Sergiusz, mimo iż był skromny i opanowany i zupełnie nie chciał walczyć, okazał się bardzo odważną osobą. Po tym, jak 18.02 w dzień znów zaczęła się wojna, on przyjechał. Całą noc 19.02 był tam. Oberwał granatem, odłamek trafił go w nos. Zrobiwszy małą przerwę wszyscy cieszyliśmy się z tego, że dostał tylko w nos, a nie w powiedzmy oko. To był ostatni raz, kiedy go widziałam, ranek 19 lutego. Kiedy dowiedziałam się, że Sergiusza już nie ma wśród żywych – najpierw nie uwierzyłam. Nie mogłam zrozumieć, co on tam robił. Przecież nie miał broni, nie miał nawet kamizelki kuloodpornej. Póżniej udało mi się porozmawiać z jego przyjacielem, który odebrał jego telefon. Okazało się, że rankiem 20.02 byli razem na Majdanie. Przyjaciel zaproponował pojechać przespać się kilka godzin, ale Sergiusz odmówił. Został tam sam. Wtedy go trafiła kula. Chcę dodać jedynie, że bardzo mi szkoda, że nie miałam okazji obcować z nim dłużej.
Wieczna pamięć tobie. Nie zapomnimy i nie wybaczymy!
Ola B. „czarna 10-ka”