Jan „Kalle” Kallevik, 46-letni weteran norweskiego ruchu antyfaszystowskiego i sceny skinheads niedawno wydał książkę „XTREM: Krig i Oslos gater” (Xtrem: Wojna na ulicach Oslo). W przyszłości planujemy zrobić z nim dłuższy wywiad, a w międzyczasie udało nam się zadać mu kilka pytań „wprowadzających” do dłuższej rozmowy w przyszłości, na które „Kalle” odpowiedział nam w charakterystycznym dla siebie, luźnym stylu.
161 Crew: Planujesz wydać książkę po angielsku?
JK: Nie mam teraz pojęcia, to wszystko jest na wyższym poziomie, jako że jestem w jednym z trzech największych wydawnictw w Norwegii. Książka cieszy się ogromnym zainteresowaniem medialnym i jest jedną z najlepiej sprzedających się pozycji w dwóch głównych księgarniach. Wczoraj byłem w głównej norweskiej telewizji. Myślę, że jest jeszcze za wcześnie żeby mówić, co się stanie i kiedy. Jakiś czas temu skontaktował się też ze mną producent filmowy. Szwedzcy skinheadzi i antyfaszyści zamówili sporo kopii do sprzedaży u siebie, tak samo z Danią. Myślę, że wszystko zależy od sprzedaży. Innymi słowy nie zależy to ode mnie, ale sądzę, że później zostanie ona przetłumaczona, bo historia w książce jest bardzo ekstremalna i dużo ludzi już zaczyna nazywać ją „kultową”. Czas pokaże.
161 Crew: W końcu sława?
JK: Nie obchodzi mnie zbytnio sława i cała reszta, ale jestem dosyć zaskoczony, że tak wiele osób uważa moją książkę za interesującą. To nawet nie miała być książka… W tamtych czasach niektórzy hardkorowcy z naszej najostrzejszej grupy byli uzbrojeni do samoobrony. Ja podobnie. Miałem na sobie 9 mm (pistolet – dop. redakcji) przez trzy lata, albo krótką siekierkę w kurtce z powodu gróźb wobec mnie i mojego brata. Wtedy naziści i anti-antifa byli dowodzeni przez podwójnego mordercę, który zabił dwóch młodych kolesi strzałami w tył głowy, 27 strzałów. Dostał za to 18 lat. To był rok 1981. Drugi lider anti-antifa rzucił bombę na demonstrację pierwszomajową na początku lat 80tych. Ci naziole byli mocno wkurzeni, że ich ciągle biliśmy, więc zaczęli do nas strzelać przy kilku okazjach, co z kolei bardzo nas zdenerwowało. Ja i były lider AFA byliśmy na górze ich „listy śmierci” (raz próbowali dokonać na nim egzekucji). Inni zostali postrzeleni, naziole użyli dynamitu przy kilku okazjach przeciwko kwaterze głównej AFA i próbowali spalić nasze domy, co zdenerwowało nas jeszcze bardziej. W 1990 roku stworzyłem sekcję SHARP w Norwegii (Oslo Skins), bo naziole próbowali nas infiltrować i zdecydowaliśmy się wydać im wojnę. Ja i moi przyjaciele otworzyliśmy kilka nielegalnych klubów, gdzie twarda ekipa ze sceny mogła się spotkać, a także klub boksu tajskiego, żebyśmy mogli trenować do walk ulicznych. Jeśli ktoś zinfiltrował naszą scenę, karaliśmy ich „oficjalnie”. W roku 1994 sformowaliśmy najostrzejszą grupę antyfaszystowską w Oslo, MAF, która była radykalniejsza od – powstałej w tym samym roku – AFA. Mieliśmy ludzi, którzy mogli sobie poradzić z tymi około 300 bojowymi naziolami. Zaczęliśmy rozbijać ich grupy jedna po drugiej, we współpracy z AFA (…) W mojej książce AFA dostaje wiele wyrazów szacunku za dobrą robotę.
Media oraz gliniarze uważali, że SHARP i Oslo Skins byli najostrzejszym gangiem ulicznym w Oslo w tym czasie. Moja książka zatytułowana jest “Xtrem – wojna na ulicach Oslo” i jest pełna przemocy. Otrzymałem dużo krytyki z tego powodu, oczywiście.
Jest napisana jako „podróż” poprzez norweską scenę punkową, scenę skinheads i oparta jest na prawdziwych historiach i wypełniona wycinkami z pierwszych stron gazet po konfrontacjach. Ta dekada była zdecydowanie najgorsza od czasu II wojny światowej. W 1997 roku po pijanemu bawiłem się „dziewiątką”, oddałem kilka strzałów, jeden odbił się rykoszetem i trafił mnie w czoło, kilka centymetrów od mózgu. Poszedłem spać i z rana obudziłem się zalany krwią i myślałem, że mam kaca.
Moi znajomi powiedzieli, żebym jakiś czas odpoczął i że oni będą kontynuować walkę, co zrobili na 100%. Zacząłem pisać mniej lub bardziej z „terapeutycznych” powodów. Przyjaciele zaczęli to czytać i powiedzieli mi, że po prostu muszę napisać książkę, bo byłem zaangażowany w prawie wszystko i to BARDZO WAŻNE, aby spisać naszą historię. Przekonali mnie, więc około 1998 r. zacząłem poważnie pracować nad książką. Jest ona współczesną historią bojowego antyfaszyzmu opowiedzianą przeze mnie, od samego początku. Młode pokolenie nie wie co się wtedy zdarzyło i zawsze zadawali mi wiele pytań na ten temat. Więc teraz jest skończona i moi znajomi są szczęśliwi. Zrobiłem około 60 wywiadów, żeby ludzie pomogli mi to wszystko spamiętać i żeby historie były jak najdokładniejsze. W pisaniu pomogła mi AFA z Oslo. Załoganci wspierali tą książkę od samego początku. Wszyscy moi znajomi są anonimowi i wszystkie zdjęcia mają zamazane twarze. To, że dostaję pozytywne opinie w mediach może być tylko dobre dla nas i naszej historii. Piszę pod swoim prawdziwym nazwiskiem i to ja zbieram na sobie całe „gorąco”. Dla mnie to jest historia i to ona jest ważna, a nie ja sam. Ta historia jest większa i ważniejsza ode mnie.
(…)
Główny punkt jest taki, że wygraliśmy wojnę i uczyniliśmy Oslo dużo bezpieczniejszym miejscem dla ludzi do życia, bo naziole mieli ambicje opanować całe miasto, bazując na „strategii SA”. Jesteśmy jednym z niewielu krajów na świecie bez boneheadów i z BARDZO małym ruchem nazistowskim, prawie nieistniejącym.