Przedstawiamy wywiad z Dokiem – ukraińskim anarchistą, kibicem Arsenala Kijów i żołnierzem batalionu Donbas, który od samego początku był na Majdanie, uczestniczył w działaniach bojowych na wschodzie i był w rosyjskiej niewoli. Wywiad udzielony został w styczniu tego roku dla internetowego projektu związanego z kibicami Partyzana Mińsk (dawne MTZ-RIPO).
Zacznijmy od dawnych czasów, czym zajmowałeś się do czasu wojny i Majdanu, opowiedz o chuligańskiej karierze, antyfaszystowskim doświadczeniu, czym motywujesz podobną działalność? Jakie poglądy polityczne miałeś do czasów wojny?
Przed tym wszystkim 10 lat byłem anarchistą. Swego czasu byłem członkiem RKAS, do znanych rozłamów (RKAS – Rewolucyjna Konfederacja Anarchosyndykalistów). Brałem aktywny udział w organizacji i przebiegu akcji bezpośrednich, takich jak przeciwstawianie się przyjęciu różnych antyspołecznych praw (np. przyjęcia nowego, niewolniczego kodeksu pracy), protesty przeciwko chaotycznemu budownictwu i wiele innych. Z czasem aktywna antyrasistowska pozycja przyciągnęła mnie na sektor Arsenala, gdzie poznałem wielu konkretnych chłopaków. Dzięki nim nauczyłem się przezwyciężać swój strach i w ogóle nie zwracać uwagi na liczbę wrogów. To doświadczenie bardzo pomogło na wojnie.
Jak przyjąłeś początek socjalnego konfliktu na Majdanie? Na którym etapie się przyłączyłeś, czym konkretnie zajmowałeś się w czasie walki z państwem?
Kiedy zaczął się Majdan (początek grudnia 2013 roku) mieszkałem w Moskwie, gdzie pracowałem i aktywnie wspierałem chłopaków z Arsenal Moskwa (moskiewski fanklub Arsenala Kijów-red.). Wtedy nie chciało się wierzyć, że nawet brutalne i bezmyślne pobicie studentów przez berkut będzie w stanie stworzyć jakikolwiek ruch wewnątrz społeczeństwa. Przed Nowym Rokiem przyjeżdżałem do Kijowa, spotykałem się z ludźmi i nie widziałem ni kropli radykalizmu. Odwrotnie, większość była nastawiona na „stanie, stanie do zwycięstwa”, a radykalnych chłopaków w kominiarkach z pałkami nazywali prowokatorami. Popatrzyłem na cały ten cyrk i pojechałem z powrotem do Moskwy, ale nagle 19 stycznia, zupełnie niespodziewanie dla wielu rozpoczęła się siłowa konfrontacja na ul. Gruszewskiego. Szybko pokończyłem wszystkie swoje sprawy, wyrwałem do Kijowa i już 22-go byłem na barykadach. Zaczynając od tego dnia już do samego końca codziennie chodziłem na Majdan. Tego, co działo się w te chłodne dni i noce nie da się nazwać inaczej niż rewolucją, przecież rewolucja to przede wszystkim zmiana w głowach ludzi, w samym sposobie myślenia. Na Majdanie narodziło się społeczeństwo, które już nie boi się władzy, jej pałek, granatów i kul, społeczeństwo które gotowe jest przejść przez ogień i zwyciężyć. Dla mnie jako anarchisty szczególnie przyjemnym było obserwowanie jak ludzie się samoorganizują, jak bez poleceń z góry powstają grupy dla koordynacji protestu, medyczne brygady wolontariuszy, bojowe oddziały, jak ludzie wykonują rozkazy człowieka, którego nie znają, a który zasłużył na szacunek swoją odwagą i konkretnymi działaniami. I najlepsze – nikt nie wierzył opozycji i nie traktował ich jak liderów. Większość czasu spędziłem na barykadach, gdzie w przerwach między walkami prowadziłem anarchistyczną agitację. Ludzie przyjmowali ją w pełni pozytywnie, bo wszyscy widzieli jak bardzo przegniły wszystkie instytucje państwa i rozumieli, że jedynym wyjściem jest samoorganizacja.
Jaki miałeś stosunek do wojny, która się zaczęła? Od razu podjąłeś decyzję aby w niej uczestniczyć? Dlaczego? Jaki stosunek mieli ludzie z twojego otoczenia, odbierali ten konflikt jednoznacznie czy były jakieś różnice zdań?
Nie byłoby żadnej wojny gdyby ideały Majdanu udało się przenieść na wschód Ukrainy. Ale tam ludzie mają w głowach totalną komunę i bardziej się przejmowali „leninopadem” niż niszczeniem narodu i bogactwem miejscowych kacyków. Początkowo cała ta czarno-pomarańczowa głupota nie specjalnie martwiła, ale wraz z przyjściem Striełkowa i pierwszymi ofiarami wśród żołnierzy stało się jasne, że trzeba się przygotowywać do wojny. Dla mnie osobiście były dwa wyjścia – bataliony Azow albo Donbas. Armii w ogóle nie brałem pod uwagę, moralnie nie była gotowa do wojny. Azow nie pasował mi z powodów ideologicznych, więc wybór padł na Donbas. Kibice Arsenala w większości odbierali wojnę tak jak ja. Rozumieliśmy, że trzeba bronić jedności kraju i koniecznie odpowiedzieć na agresję ze strony rf (rosyjskiej federacji – red.). Podobnego zdania byli ludzie z Arsenal Moskwa. Tam ludzi z wacianymi poglądami było więcej, no ale to nie dziwi. (waciane od popularnego określenia „watnik” oznaczającego zwolennika rosyjskiego imperializmu – red.)
Opowiedz o uczestnictwie w wojskowych operacjach, jakie pojawiały się trudności? Czy pomogło ci sportowe lub chuligańskie doświadczenie?
Jak to się mówi – zawsze jest ten pierwszy raz. Moją pierwszą wojskową operacją było wzięcie Popasnej. Początkowo boisz się zrobić coś nie tak, popełnić błąd, który będzie kosztować zdrowie i życie twoich towarzyszy. Stopniowo zdobywa się doświadczenie, a z nim przychodzi pewność siebie. Jak już wcześniej mówiłem chuligańskie doświadczenie nauczyło kontrolować strach o swoje zdrowie i życie. Na wojnie ten aspekt jest bardzo podobny do starć na ulicach. Wyjście na swojego przeciwnika to jedno, drugie – kiedy dostajesz pierwszy cios, w moim przypadku, kiedy dookoła świszczą pierwsze kule. Jeśli wytrzymałeś pierwszy cios, nie złamałeś się, nie spanikowałeś to wszystko będzie w porządku.
Kto walczył razem z tobą, jacy ludzie? Jakie nastroje panowały w batalionie Donbas?
Moi towarzysze to głównie zwykli faceci z cywilnymi profesjami, bez wojskowego doświadczenia. Po prostu każdy z nich w którymś momencie podjął decyzję, aby walczyć za swój kraj i swój naród. Nastroje były jednakowe, wszyscy rozumieli, że wojna nie dała dokończyć tego, co zostało zaczęte na Majdanie i że wcześniej czy później rewolucja będzie kontynuowana, tylko już nie z kamieniami i koktajlami mołotowa, i nie z namiotami i bezmyślnym staniem, ale z bronią, szybko i skutecznie. Patrząc na sytuację na froncie i dowodzenie, teraz ten wariant jest bardziej prawdopodobny.
Co możesz powiedzieć o byłych „towarzyszach”, którzy wystąpili lub nawet pojechali walczyć po przeciwnej stronie?
A co o nich można powiedzieć. Życie rozsądzi kto miał rację, a kto nie. Smutny jest sam fakt, że ludzie występujący przeciwko systemowi postanowili oddać za niego swoje życie.
Walki z oddziałami armii rosyjskiej – co o nich możesz powiedzieć? Jak oceniasz ich wojskowe przygotowanie w porównaniu ze swoim oddziałem?
Bój z rosyjskimi oddziałami był tylko jeden, przy wyjściu z kotła iłowajskiego. To był oddział desantu z Riazania. Walczyliśmy z nimi 36 godzin. Nie patrząc na upadające morale (z naszej kolumny pozostała w najlepszym wypadku jedna czwarta osobowego składu) i niekorzystne położenie (umocniliśmy się w chutorze złożonym z pięciu domów, a rosyjskie czołgi zajmowały główne wzgórza) nasi spalili z granatników trzy czołgi i kilka BMD z desantem. Kaemiści i snajperzy pracowali po piechocie. W rezultacie walki zdobyliśmy dwa czołgi i BMD. Nie mogę powiedzieć, żeby ich umiejętności w walce czymś różniły się od naszych, a duch był u nas na wyższym poziomie. Gdyby nie duża ilość rannych, którzy ciągle umierali, nie poddalibyśmy się łatwo.
Opowiedz o swoim zranieniu, były momenty, w których twoje życie ratował szczęśliwy przypadek?
Ranę odniosłem w czasie ostrzału kolumny. Samochód wyrzuciło z drogi do rowu, podrzuciło mnie, kamizelka podciągnęła się i w tym momencie odłamek trafił mnie w plecy. Zasadniczo nie było to nic poważnego, ale, że przez 4 miesiące nic z tym nie robiłem, między uszkodzonymi kręgami powstała przepuklina.
Najśmieszniejsze jest to, że wiele najniebezpieczniejszych dla życia sytuacji spowodowali swoi. Tak na przykład chłopak postanowił przystrzelić karabin w hangarze i nie pomyślał, że żelazna brama za którą stałem nie wytrzyma kuli 7,62 mm. Albo po bojowej operacji jechaliśmy zmęczeni do bazy, kolega chciał rozładować pistolet i zapomniał wyciągnąć naboje z magazynka. Kula przeleciała kilka centymetrów od skroni. W ogóle dużo było niebezpiecznych sytuacji, wszystkich nie da się tu opisać.
Kocioł iłowajski. Opowiedz o samym szturmie miasta, kiedy zrozumieliście, że jesteście okrążeni, co wtedy myślałeś, jakie momenty z walk w okrążeniu najlepiej zapamiętałeś?
Nie brałem udziału w samym szturmie miasta, nasza grupa wypełniała inne zadanie. Do Iłowajska trafiłem 23 sierpnia. 26 sierpnia z Internetu dowiedzieliśmy się, że jesteśmy okrążeni. W zasadzie niczego to w naszej sytuacji nie zmieniło, było trochę mniej wsparcia artyleryjskiego. Skład osobowy batalionu spokojnie wypełniał swoje zadania, dowództwo obiecało wsparcie. Ogrom chujni, w której się znaleźliśmy zrozumiałem 28-go, kiedy poszedłem na zwiad i kilka kilometrów od miasta zobaczyłem rosyjską technikę. Ale i wtedy nie wydawało się to bardzo poważnym, bo trwały rozmowy o „zielonym korytarzu” dla normalnego wyjścia z kotła. Z tych dni najlepiej zapamiętałem ostrzały artyleryjskie, kiedy separy poszły do ataku na naszą bazę. Ostrzeliwali nas bardzo punktualnie. O północy Grady, o czwartej rano Grady lub Uragany, od szóstej do ósmej moździerze, a o szesnastej moździerze z haubicami. Wstrzeliwali się szybko, więc pociski padały gęsto. Nie pamiętam dokładnie którego dnia zaatakowali. Wieczorny ostrzał artyleryjski był długi i ciężki. Nasze zewnętrzne posterunki równali z ziemią, trzeba było wycofać ich załogi. Całą noc walili w nas artylerią, rano poszła piechota. Ale byliśmy na to gotowi. Szturmowe grupy odcięły awangardę atakujących od głównych sił, z pomocą artylerii ochłodziliśmy zapał pozostałych. Było ciężko i nie nudno. Jedna z najbardziej pamiętnych operacji, w których brałem udział.
Jak przeszedłeś niewolę? Co sądziłeś o końcu swojego tam pobytu – była nadzieja na szczęśliwe zakończenie?
Początkowo nie chciałem się poddawać. Miałem plan zabrania jak największej ilości amunicji, granatów, zabarykadowania się w jednym z domów i ostrzeliwania do końca. Ale dowódca przekonał mnie, że może się to źle odbić na chłopakach, którzy się poddali. Kiedy przyjechali po nas żołnierze dnr myślałem, że z marszu wszystkich rozstrzelają, ale z jakiegoś powodu do tego nie doszło i zawieźli nas do Doniecka. Tam, po pobiciu i zabraniu cennych rzeczy (zegarki, mundury) wrzucili nas do wilgotnej piwnicy, gdzie spędziłem trzy miesiące. Najcięższe było pierwsze półtora miesiąca. Ciągle nas bili, poniżali, cisnęli psychicznie, niektórych torturowali. Było bardzo mało jedzenia. Od czasu do czasu nie dawali nam spać. Było ciężko, ale nadzieja mnie nie opuszczała. Chęć ujrzenia rodziny była silniejsza od wszystkiego.
Czy w czasie twojego przebywania w niewoli były jakieś godne uwagi wydarzenia: udało ci się ocenić przeciwnika od wewnątrz, wyrobić sobie o nim jakieś wyobrażenie?
Ciekawych wydarzeń było sporo, o wielu na razie nie mogę mówić. Najbardziej godnym uwagi faktem było dla mnie nasilanie się ognia artylerii po donieckim lotnisku wraz z nadejściem kolejnego „konwoju humanitarnego”. I śmiesznie było ciągle wysłuchiwać, że tym razem „właśnie zdobyli lotnisko”. Z dziesięć razy nam to mówili.
Dlaczego chcesz wrócić na front? Nie boisz się powtórzenia smutnego scenariusza z powodu zdradzieckiej niekompetencji dowództwa ATO?
Nie chcę odpowiadać na to pytanie.
Walczyłeś we współpracy ze strukturami państwa, jak to sobie tłumaczyłeś? Jaki masz stosunek do obecnej sytuacji wewnątrz Ukrainy, konkretnie do wojskowych struktur ATO?
Niestety wolnościowe siły Ukrainy okazały się nieprzygotowane do wydarzeń zachodzących w kraju i każdy musiał znaleźć swoje wyjście. Dlatego nie szukałem tłumaczenia dla „współpracy ze strukturami państwa”. Albo jedziesz na wojnę w składzie państwowych oddziałów, albo nie jedziesz w ogóle. Obecna sytuacja w dowództwie i armii nie zadowala nikogo. Niezadowoleni są wszyscy żołnierze, wszyscy chcą zmian, ale sytuacja na froncie nie pozwala na ich realizację. Działa tutaj to samo prawo „huśtania łódką”. Jedyne, co daje nadzieję to to, że pozytywne zmiany powoli, ale zachodzą.
Czy w czasie tych wszystkich wydarzeń twoje socjalne, polityczne czy po prostu życiowe poglądy uległy zmianie? Co się zmieniło?
Zasadniczo to nic się nie zmieniło. Umocniła się wiara we własne siły i możliwości wpływania na wydarzenia w kraju. Polityczne poglądy się nie zmieniły.
Czym jest dla ciebie Ukraina i jej naród, jak odbierasz te pojęcia walcząc za nie?
Ukraina – to moja ojczyzna, ziemia i ludzie, z którymi się identyfikuję. Ludzie, którzy są mi bliscy mentalnie. Faktycznie to tej bliskości z ludźmi i ziemią bronię na froncie. I bronię tam jeszcze rewolucji, jej ideałów samoorganizacji i wolności społecznej.
Źródło:
https://vk.com/nasasprava?w=wall-62832340_4161