Skontaktuj się z nami

Hej, czego szukasz?

161 CREW

Publicystyka

Charlottesville: Zwierając szyk przeciw faszyzmowi

Krytyczne reflekse z linii frontu

Wywiad dotyczy głośnych wydarzeń w Charlottesville, gdzie skrajna prawica zorganizowała swój marsz nazwany Unite The Right. Miał być z ich strony pokazem siły i próbą zjednoczenia środowiska, ale zakończył się dla nich taktyczną i wizerunkową porażką. Wywiad został zrobiony w 2017 roku, ale nadal zawiera w sobie dużo ważnych informacji i warto zobaczyć, jakie wtedy wyciągnięta wnioski i jak analizowano rozwój sytuacji. Pomimo zmian w politycznej sytuacji w USA i na świecie, wiele rzeczy jest nadal aktualnych.


W ciągu trzech tygodni od czasu, gdy anarchiści pomogli zatrzymać największy faszystowski wiec w USA od dziesięcioleci, wahadło wahało się tam i z powrotem między nowym publicznym poparciem dla organizacji antyfaszystowskich a nieuczciwą, podsycającą strach reakcją kierowaną przez skrajne centrum, która gra na korzyść skrajnie prawicowych elementów policji i FBI. Teraz faszyści przechodzą do strategii zdecentralizowanych ataków, podczas gdy administracja Trumpa przygotowuje nową rasistowską ofensywę przeciwko prawie milionowi mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Wyciągnięcie wniosków z naszych zwycięstw w celu opracowania strategii na następną rundę jest pilniejsze niż kiedykolwiek. Rozmawialiśmy z uczestnikiem pierwszej linii starć w Charlottesville o tym, dlaczego słabo wyposażony kontyngent antyfaszystowski był w stanie pokonać liczniejszą grupę faszystów, jak powstrzymać pełzanie w kierunku autorytaryzmu i co oznacza odwaga w tych walkach.

Jak myślisz, jakie byłyby konsekwencje marszu z pochodniami w Charlottesville w piątkową noc 11 sierpnia, gdyby nie zatrzymano protestujących wokół pomnika lub w innych miejscach — gdyby marsz mógł przejść bez sprzeciwu?

Cóż, łatwo jest być doktrynerem, kiedy się spekuluje. Chodzi mi o to, że za każdym razem, gdy faszyści robią coś prowokacyjnego i nie napotykają sprzeciwu, wyznacza to dla nich nowy punkt odniesienia. To coś w stylu: „Och, maszerowanie z pochodniami i skandowanie «Krew i ziemia» to całkiem prosta rzecz do zrobienia, od teraz zawsze róbmy to na naszych spotkaniach. To zabawne i łatwe!” A jeszcze bardziej, jak sądzę, wzmacnia ich ruch, gdy napotykają opozycję, którą mogą łatwo pokonać, co faktycznie wydarzyło się w piątek. Gdyby było to jedyne wydarzenie w Charlottesville lub gdyby reszta weekendu przebiegła w ten sam sposób, byłby to prezent dla ich ruchu.

Próbuję sobie wyobrazić perspektywę świeżego, młodego rekruta. Wiesz, że się pozuje i nadyma, ale jest też zdenerwowany. Czuje się niezręcznie, zakładając białą koszulkę polo, na początku czuje się zdenerwowany, niosąc pochodnię. A potem widzi, że wszyscy wokół niego robią to samo, jego głos jest wzmacniany przez setki głosów wypowiadających te same słowa co on, a zdenerwowanie zamienia się w uniesienie. W tym momencie jego ciało uczy się ważnej lekcji: „Kiedy się boję, to są ludzie, którzy zapewniają mi bezpieczeństwo. Kiedy czuję się słaby, to są ludzie, którzy czynią mnie silnym”. To jest jak kościół. Cały ten proces ma miejsce, nawet jeśli nie pojawi się ani jeden kontrmanifestant. On już wie, że większość świata jest przeciwko niemu.

Jeśli pojawi się namacalna, fizyczna opozycja, zdenerwowanie będzie większe, ale tak samo jest z lekcją wyciągniętą ze zwycięstwa. Kiedy więc konfrontujemy się z tymi rzeczami, powinniśmy zdawać sobie sprawę, że podnosimy stawkę. Myślę, że grupy takie jak SPLC (Southern Poverty Law Center) skupiają się na tej stronie spraw, gdy próbują zniechęcić ludzi do kontrprotestowania. Myślę, że ich podejście jest takie, że nie możemy nic zrobić z akulturacją tych młodych mężczyzn do grup nienawiści, ale możemy nie dać im okazji do prawdziwego zahartowania się. A może uważają, że akulturacja odbywa się na forach internetowych, a nie na marszach z pochodniami. Nie wiem. Myślę, że anarchiści czasami rozumieją ten proces lepiej niż socjologowie, ponieważ przeszliśmy przez coś podobnego, w przestrzeniach subkulturowych, marszach ulicznych czy czymkolwiek innym.

Nie jesteśmy też statyczni. Nawet gdy ponosimy porażkę, która wzmacnia ruch, z którym walczymy, może to również wzmocnić nas. Piątkowa noc poważnie wstrząsnęła ludźmi, ale prawdopodobnie sprawiła, że w sobotę byliśmy bardziej zdeterminowani i sprytniejsi. Chciałbym nawet powiedzieć, że mądrzejsi. Wiedzieliśmy dokładnie, jakiego rodzaju zwycięstwa potrzebujemy, aby ich powstrzymać, i wiedzieliśmy, że będziemy musieli to zrobić bez przewagi fizycznej. Gdyby nikt nie stawił im czoła w piątek, być może popełnilibyśmy gorsze błędy następnego dnia, przeciwko ostrzejszemu przeciwnikowi. Nie ma sposobu, by się tego dowiedzieć.

Dlaczego antyfaszyści w Charlottesville nie byli tak przygotowani na reakcję w piątek wieczorem? Czy możesz powiedzieć coś o motywacjach tych, którzy mimo wszystko zdecydowali się stawić czoła marszowi z pochodniami?

Szczegóły tego marszu zostały ogłoszone znacznie później, to najważniejsze. Myślę też, że niektórzy kontrmanifestanci zawsze będą trzymać się z dala od takich nocnych wydarzeń, ponieważ jest bardziej prawdopodobne, że będą one szalone. Niektórzy ludzie byli przygotowani, ale to były po prostu różne sytuacje.

Myślę, że piątek uwypuklił jedną słabość, którą mamy obecnie, a mianowicie to, że nie mamy zbyt dużej kultury wokół oceny zdolności naszej grupy w gorących sytuacjach. Widziałem to również na innych wydarzeniach. Niektórzy z nas są przyzwyczajeni do cichego sprawdzania liczb, gdy jesteśmy w tłumie, zadając sobie pytanie, jakie są szanse, że uda nam się uwolnić ludzi, jeśli pojawią się problemy z policją? Albo, jakie są szanse, że uda nam się fizycznie powstrzymać grupę nazioli przed dotarciem do celu? Tego typu rzeczy. I odpowiednie dostosowanie podejścia. Inni ludzie, być może ci, którzy nie czerpią z tego samego rodzaju doświadczeń ulicznych lub inaczej myślą o swoich celach, wydają się podchodzić do tych pytań raczej moralnie niż sytuacyjnie. Na przykład, nie możemy pozwolić im dotrzeć do celu, dlatego nie pozwolimy im dotrzeć do celu.

Nie twierdzę, że istnieje jeden właściwy sposób patrzenia na tę kwestię, ale jeśli nie prowadzimy konstruktywnych rozmów poza tymi kryzysowymi momentami, to nie jest dobrze. Te rozmowy są częścią budowania silnej kultury ruchu.

Skrajna prawica w Charlottesville

W sobotę okazało się, że faszyści mieli przewagę pod względem masy mięśniowej, sprzętu, liczebności i terenu. To była przerażająca sytuacja. A jednak antyfaszyści radzili sobie niespodziewanie dobrze w konfrontacjach. Czemu to przypisujesz?

Masz na myśli, że radziliśmy sobie niespodziewanie dobrze, prawda? Myślę, że antyfaszyści mieli głębsze zrozumienie różnorodności taktyk. Myślę, że obecność kontrprotestujących z podejściem typu non violence była ważna, podobnie jak zróżnicowane podejście tych, którzy użyli siły fizycznej, mam na myśli działanie bardziej ofensywne lub defensywne.

W Unite The Right chodziło przede wszystkim o wizerunek. Chcieli trzech rzeczy: wyglądać jak ofiary agresji antify/„SJW” (Social Justice Warriors- dop. redakcji) , wyglądać jak przyjaciele policji i wyglądać tak, jakby wygrywali fizyczną bitwę na ulicach. Myślę, że w Charlottesville wszystko to im się poplątało ze względu na różnorodność ich opozycji.

Na marginesie, podjęliśmy świadomą decyzję, by w Charlottesville nie organizować sobotniego czarnego bloku. Myślę, że pomogło to w tych konkretnych okolicznościach.

Tak więc różnorodność taktyk, tak. Wielu z tych alt-prawicowców boi się konfrontacji, nawet jeśli fantazjują o władzy. Można powiedzieć, że utrudniało im to psychologiczne przełączanie biegów; zanim zorientowali się, jak radzić sobie z jednym rodzajem kontrprotestujących, sytuacja się zmieniła i musieli wrócić do punktu wyjścia. Musieli myśleć zbyt intensywnie. Nie wiedzieli, czy ktoś ich uderzy, czy będzie się za nich modlił. Przez cały ten czas byli obrzucani balonami z farbą i wyglądali głupio.

Byli też macho, którzy na ten paraliż reagowali po prostu agresją, szarżując i wymachując rękami. To było przerażające, ponieważ byli to duzi kolesie, którzy rozumieli przemoc, ale tak naprawdę nie służyło to ich większym celom i przegrywali walki, ponieważ otaczaliśmy ich i biliśmy. Nie pomagało im to, że ich oficjalny wiec odbywał się na wzgórzu za barykadami.

Byli też faceci w pełnym rynsztunku do zamieszek, z tarczami z pleksiglasu, pałkami, osłonami na twarz i tym podobnymi rzeczami. Na początku dnia, maszerując do parku, mieli trudności, ponieważ nie mogli zorientować się, w jakim rodzaju konfrontacji się znajdują; chcieli nas pobić, ale chcieli, żeby wyglądało to na naszą winę, i w obu przypadkach wypadli gorzej. Później przegrupowali się i wyglądało na to, że byli gotowi rozbić kilka czaszek w bardziej paramilitarnym stylu — szarżując z parku w zwartym szyku i po prostu depcząc każdego, kto stanął im na drodze. Myślę, że tak by się stało, gdyby rajd trwał dłużej, ponieważ zaczynali rezygnować z całego wizerunku. Powinniśmy byli mieć więcej narzędzi, by zasłonić im widok i trzymać ich na dystans. Ale policja rozpędziła wiec, zanim do tego doszło. Myślę, że możemy przypisać sobie część zasług.

To zabrzmi dziwnie, ale myślę, że anarchiści mogą wykazywać lepszą dyscyplinę niż naziści, przynajmniej w tego rodzaju sytuacjach. Faszyści mieli przewagę, gdy sprawy szły zgodnie z planem, a wielu z nich miałoby przewagę w walce jeden na jednego, ale byli po prostu niezdarni, gdy musieli znaleźć się jakoś w złożonej sytuacji. Myślę, że tu chodzi o samodyscyplinę. Ale ma to też prawdziwy aspekt wspólnotowy, ponieważ naprawdę troszczymy się o siebie nawzajem i zwracamy na siebie uwagę, nie tylko na nasze kliki i grupy pokrewieństwa, ale także na nieznajomych. Tego nie da się podrobić. Nie da się tego wycisnąć z autorytarnej ideologii.

Niektórzy mówią, że bardzo ważne było, iż po antyfaszystowskiej stronie konfliktu znajdowała się broń, aby zniechęcić faszystów do eskalacji powyżej pewnego stopnia. Inni wyrażali obawy, czy broń może być użytecznym narzędziem w walce o wyzwolenie. Jakie są Twoje wrażenia po wydarzeniach w Charlottesville?

Nie wiem, czy broń była ważnym środkiem odstraszającym w miarę upływu czasu. Może była na początku, zanim wszystko się zaczęło, kiedy po prostu kręciliśmy się kilka przecznic dalej. Realistycznie rzecz biorąc, gdyby nazista zaczął strzelać w późniejszej części wiecu, nikt nie miałby czystego strzału, zanim tamten opróżniłby swój magazynek, a po rozpoczęciu strzelaniny ogień krzyżowy byłby po prostu straszny. Myślę więc, że zależy to od tego, jakiego rodzaju zagrożenie zostało powstrzymane. Prawdopodobnie efekt odstraszający był czynnikiem w otwartych obszarach, gdzie zdarzało się więcej walk jeden na jednego — możesz nie wyciągać noża na otwartej przestrzeni, jeśli myślisz, że istnieje szansa, że zostaniesz sfilmowany. Ale jeśli chodzi o ten temat, perspektywa oberwania nożem również sprawia, że jesteś dość ostrożny. Wszyscy pamiętamy o Sacramento (podczas kontrdemonstracji kilka osób zostało mocno rannych z rąk uzbrojonych w noże nazistów-dop.redakcji) .

Widzę argument, że możliwa obecność broni krótkiej w tłumie zniechęciłaby facetów z tarczami i pałkami do zbyt agresywnego ataku. Być może wywarłoby to na nich większą presję, by pozostać w bardzo ciasnej formacji, co ogranicza agresywność, z jaką można użyć pałki. To tylko spekulacje, nadal uważam, że troska o wizerunek była dla nich ważniejszym czynnikiem. W każdym razie różni się to od stylu milicji, czyli otwartego noszenia karabinów.

Wydaje mi się, że widziałem, jak jeden z nich na linii frontu sięgnął po pistolet, a potem zmienił zdanie, gdy krzyknęliśmy, że ma broń. Zamiast tego zdecydował się na pałkę teleskopową. Jest to więc przykład, w którym świadomość, że możesz zostać zidentyfikowany i namierzony, przekona cię do trzymania własnej broni w kaburze. To jednak powstrzymało go od wymachiwania bronią. Naprawdę miał poczucie samoobrony, nawet jeśli była to rasistowska, urojona postawa, i zamierzał wyciągnąć broń, aby „odstraszyć” tłum, z którym miał do czynienia. Sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby jego głównym celem było zabijanie ludzi.

Gdy tylko zaczynasz mówić o odstraszaniu, mówisz o wyścigu zbrojeń. Myślę, że jest to niebezpieczne, niezależnie od tego, czy chodzi o pistolety, noże czy tarcze z pleksiglasu. Tracimy społeczny charakter walki i różnorodność taktyk. Nie mam nic przeciwko przebywaniu w pobliżu karabinów szturmowych, ale przeszkadza mi paramilitarna mentalność. Jesteśmy podatni na tę mentalność, gdy strach przesłania nam myślenie.

Jeśli wdasz się w wyścig zbrojeń z grupą przestraszonych ludzi, którzy mają niewielkie lub żadne doświadczenie z przemocą z użyciem broni — mówię tu zarówno o antyfaszystach, jak i alt-faszystach, my też się boimy — stworzysz niezwykle niestabilną sytuację. Wystarczy jedna zdenerwowana osoba, która pociągnie za spust.

Prawdopodobnie jedyną rzeczą, jaką możesz zrobić, to pomyśleć bardzo konkretnie o tym, co próbujesz powstrzymać. Zastanów się. Musi to być oparte na doświadczeniu, twoim lub mentora, i musi być realistyczne w szerszej perspektywie. W przeciwnym razie masz po prostu bardzo niebezpieczny „kocyk bezpieczeństwa”.

Czy masz jakieś przemyślenia na temat tego, jakiego podejścia powinniśmy oczekiwać od faszystów po wydarzeniach w Charlottesville?

To niebezpieczny czas. Przegrali już bitwę o to, by wyglądać jak ofiary, więc niektórzy z nich będą szczęśliwi, mogąc wyglądać jak odnoszący sukcesy agresorzy. Może to z pewnością oznaczać, że pójdą w kierunku partyzanckich ataków, ale może to również oznaczać, że pojawią się na tych wydarzeniach, wyglądając jak rzymscy legioniści i rzucą się na nas pierwsi i to konkretnie. Naszą najlepszą obroną jest liczebność, która być może teraz jest po naszej stronie. Oczywiście są też pytania taktyczne, na które musimy odpowiedzieć.

Z drugiej strony, niektórzy z nich mogą próbować powrócić do masowego ruchu, z dala od marginesu. Mogą pozostać „pro-białym blokiem” na wiecach Trumpa.

Co wydarzenia w Charlottesville oznaczają dla strategii Richarda Spencera, który stara się spopularyzować nową „szanowaną” białą supremację?

Przegrał. Jego strategia przegrała. Prezydent próbował mu pomagać, ale to nie zadziałało. Chodzi mi o to, że ci naziści w garniturach i krawatach nie mogą zmienić swojego charakteru z dnia na dzień, więc będą próbować tej samej retoryki, ale będzie to malejąca publiczność.

Z drugiej strony, ta retoryka pozwala młodym rekrutom alt-right nadal wypierać to, na co się zapisują. W większości myślą, że są Freikorpsem, ale nie Ostatecznym Rozwiązaniem (odnisienie do Holocaustu-dop.redakcji) . Powinniśmy również pamiętać, że starcia takie jak te, które widzieliśmy, mogą zahartować te dzieci. Tak więc ci, którzy nie zrezygnują ze strachu lub wstydu, staną się bardziej niebezpiecznym rodzajem kadry. Strategia zyskiwania poważania i legitymizacji w zasadzie się skończyła, ale te same osoby mogą teraz zająć się konsolidacją swoich zdobyczy.

Czy antyfaszyści mogą przypisać sobie zasługę usunięcia Stephena Bannona? Czy jego powrót do Breitbarta i oddolnej skrajnej prawicy ośmieli faszystów i doda im rozpędu? Poza oczywistą strategią „żadnej platformy dla faszystów”, jaką rolę powinna odgrywać działalność antyfaszystowska w naszej walce z państwem, głównym realizatorem totalitarnych środków?

To wiele pytań! Bannon? Nie obchodzi mnie, kto przypisuje sobie zasługi za jego zmianę kariery, ale nie widzę, by ośmieliło to skrajną prawicę. Demokraci chcą powiedzieć, że to Charlottesville odpowiada za wyoutowanie Bannona, bo to przenosi uwagę z powrotem na Gabinet Owalny, a nie na ulice. Być może tak się stało. Nie wiem. Cieszę się, że odszedł, ale nie na tym się skupiam. Nie jestem pewien, czy obchodzi go, czy kieruje swoim ruchem z wnętrza instytucji, czy z zewnątrz.

Przewiduję, że będzie próbował stworzyć dom dla wszystkich młodych ludzi, którzy nie chcą już chodzić na nazistowskie wiece, będzie forsował te bzdury o „alt-left”, w zasadzie będzie próbował zrobić lepszą wersję strategii Richarda Spencera. Oznacza to, że nie ma nazistów, nie ma ludzi Klanu, tylko mili ludzie z kościoła na Środkowym Zachodzie, którzy nie mieliby nic przeciwko temu, by policja nas zastrzeliła. Nie jestem pewien, czy teraz ma to jakiś impet, ale zobaczymy.

Dobra, co do państwa… Wciąż znajdujemy się w samym środku autorytarnej kontry w szerszej kulturze, obok kontry białych. Trump z tego czerpie, ale jego przeciwnicy również. Jeśli próbujesz uzyskać powszechny mandat do autorytarnych rządów, przedstawiasz się jako jedyna siła zdolna do powstrzymania niemożliwych do pogodzenia, gwałtownych konfliktów w społeczeństwie. To właśnie robił Trump, gdy mówił o „wielu stronach” przemocy w Charlottesville i jestem pewien, że to właśnie zrobi jego centrowa opozycja, gdy spróbuje go zastąpić.

Istnieją dwa sposoby reagowania antyautorytarnego. Można podkreślać niedające się pogodzić konflikty społeczne i powiedzieć, że naszym zadaniem jest wydobycie ich na światło dzienne i świadoma walka po stronie wyzyskiwanych, no wiesz, odrzucenie opresyjnego pokoju społecznego. Można też zakwestionować twierdzenie państwa, że może ono rozwiązywać konflikty ludzi lepiej niż my sami. Komu to służy, gdy postrzegamy nasze konflikty jako niemożliwe do pogodzenia i dlaczego musimy słuchać tych głosów?

W tej chwili ludzie tacy jak Bannon forsują wizję społeczeństwa zagrożonego głębokimi, niemożliwymi do pogodzenia konfliktami, ale nie są to konflikty, o których mówiłby lewicowiec. To obywatele kontra obcy, Zachód kontra islam i tak dalej. Możemy naciskać na inny sposób postrzegania strukturalnych podziałów w naszym społeczeństwie i narażać nasze ciała dla tych przekonań, ale jeśli to wszystko, co robimy, dajemy dużo pola autorytarnym, którzy chcą być siłą neutralną. Mówię o autorytarnych autorytetach, nie tylko o głębokim państwie. Myślę więc, że musimy nieść ze sobą także idealistyczną stronę anarchizmu, nie tylko kwestionować analizę rzeczywistych konfliktów w naszym społeczeństwie, ale także kwestionować roszczenia państwa do ochrony nas przed sobą nawzajem. Zakwestionować przekonanie, że zawsze potrzebowaliśmy i zawsze będziemy potrzebować ochrony przed sobą nawzajem.

Nie możemy pozwolić, by starcia takie jak to w Charlottesville potwierdziły prawicową narrację, że wzajemnie korzystna koegzystencja jest niemożliwa.

W Europie jedną z anarchistycznych krytyk antyfaszyzmu jest to, że przesłania on konieczność walki z państwem, kapitalizmem i innymi formami dominacji. Czy postrzegasz to jako ryzyko w USA? Dlaczego lub dlaczego nie?

Co to znaczy „zaciemnia konieczność walki”? Wyobrażamy sobie, że gdy tylko ostatni nazista zostanie zabity, kapitalizm i państwo rozpadną się z własnej woli, a kobiety transseksualne nie będą musiały martwić się o to, że zostaną przypadkowo zamordowane za swoją płeć? Nie widzę takiego ryzyka. Jeśli masz na myśli to, że antyfaszyzm może związać anarchistów i powstrzymać ich przed nadaniem priorytetu pracy, w którą naprawdę wierzą, to oczywiście, że może. To walka obronna. Obrona działa tylko wtedy, gdy jesteś gotowy do kontrataku, a naszym najlepszym kontratakiem zawsze będą wolnościowe ruchy społeczne.

Widzę jednak, że nasze doświadczenia walki głęboko kształtują naszą wyobraźnię. To prawda, niezależnie od tego, czy masz doświadczenie zamieszek, organizowania społeczności, walki z nazistami, czy po prostu codziennego przetrwania w świecie, który chce cię wymazać. Zaczynasz wyobrażać sobie całą rewolucję jako walkę, do której jesteś przyzwyczajony, ale na większą skalę. I wtedy być może jesteś po prostu ograniczony przez swoje wyuczone instynkty i kulturę, którą wokół nich budujesz.

To może być problem dla pokolenia, które zradykalizowało się w erze Trumpa. Istnieje potencjał dla pewnego rodzaju pełzającego autorytaryzmu na lewicy, mam na myśli lewicę rewolucyjną. Wiesz, ta cała mitologia bojownika… może przesłonić konieczność walki — nie z dzisiejszym państwem, ale państwem jutra.

Ale wiesz, mamy w tej kwestii wybór. Nie musimy być zdeterminowani przez nasze doświadczenia, nawet jeśli zostaliśmy przez nie ukształtowani. Możemy mieć bardziej ekspansywną wizję zmagań. Możemy wybrać, o co walczymy.

Miejsce śmierci Heather Heyer w Charlottesville.

To oczywiste, że fizyczna konfrontacja z uzbrojonymi faszystami wymaga wiele odwagi. Co oznacza odwaga dla antyfaszystów/ek? Jaki rodzaj odwagi powinniśmy starać się kultywować? Jakie jest ryzyko skupienia się na odwadze jako wartości?

Odwaga to gotowość na śmierć w imię zwycięstwa. To prosta definicja. I dokładnie to wydarzyło się w Charlottesville. Jedna z nas zginęła i odnieśliśmy zwycięstwo. Dla niektórych może to brzmieć inspirująco, ale dla mnie jest to cholernie mdlące, sprawia, że chce mi się płakać. To znaczy, nie znałem Heather, nie wiem, czy przygotowywała się na możliwość śmierci. Nie ma jej w pobliżu, by powiedzieć nam, czy chciała być bohaterką. Wiem, że niektórzy z nas weszli w ten weekend świadomie, akceptując, że możemy umrzeć lub że mogą umrzeć nasi towarzysze i bliscy. Takie nastawienie pozostawia blizny. Nie potrafię myśleć o tej kwestii w sposób abstrakcyjny.

Niektórzy mówią o odwadze jak o wewnętrznej prawości, uczciwości czy czymś takim. Nie zgadzam się z tym poglądem. Możesz być osobą o wielkiej uczciwości, gotową przejść przez ogień w obronie swoich przekonań, ale kiedy przychodzi czas na użycie broni, którą dysponujesz, jesteś zbyt niezdecydowany, aby wnieść swój wkład. Nasze rozumienie odwagi powinno obejmować gotowość do wystąpienia naprzód i działania bez gwarancji. Dlatego mówię, że chodzi o zwycięstwo.

Tu nie chodzi o przemoc kontra niestosowanie przemocy. Niektórzy z najodważniejszych ludzi, jakich widziałem w Charlottesville, nie zadawali ciosów; opatrywali rany, modlili się lub stali samotnie przed szeregiem nacierających policjantów. Wszyscy ci ludzie używali dostępnej im broni.

Myślę, że ryzyko polega na tym, że sama odwaga nie może cię poprowadzić. Odważni żołnierze mogą walczyć w imperialistycznych wojnach, ale to nie czyni ich prawymi. Honor i poświęcenie mogą napędzać spiralę bezsensownej przemocy. Czasami rzeczy, które sprawiają, że się wahasz, gdy nie powinieneś, są również rzeczami, które sprawiają, że ponownie oceniasz swój kierunek, gdy naprawdę powinieneś.

Jeśli chcesz się cofnąć i spojrzeć na to z innej perspektywy, odwaga jest wartością wojownika, a anarchizm jest ruchem pokojowym. Mam na myśli to w bardzo prostym sensie, że chodzi o to, by ludzie traktowali się nawzajem dobrze, nie będąc do tego zmuszanymi. To jest pokój. Oczywiście w grę wchodzi też walka. Po prostu nie jestem przekonany, że rzeczy, które czynią nas silnymi w obliczu przeciwności losu, są zawsze tymi, które czynią nas dobrymi dla siebie nawzajem, lub że bycie gotowym na wojnę czyni cię gotowym na pokój. Może to po prostu powrót do upewnienia się, że wizja zwycięstwa jest naprawdę warta śmierci.

Tłumaczenie


Komentarze

Strona ma charakter tylko i wyłącznie informacyjny. Nie namawiamy nikogo do łamania prawa.